Gniazdo rodowe Wybickich

Lato się skończyło, zostały wspomnienia o pięknej przyrodzie, o miejscach, które zwiedzaliśmy i o niezwykłych ludziach spotkanych podczas wakacji. Aby nie zapomnieć o tym, co przeżyliśmy podczas letniego wypoczynku, zapraszamy na weekendowy wypad do niedużej wioski na Kaszubach o nazwie Sikorzyno, w której stare i nowe, architektura i przyroda, tworzą wspólną, niepowtarzalną atmosferę.

Zza żeliwnej bramy widać zadbany park, a w nim biały dworek z zielonymi okiennicami, kryty naczółkowym dachem z czerwoną dachówką. Z przodu nieduży ganek z dwiema kolumnami, obrośniętymi bluszczem. Przed dworem rośnie stary rozłożysty dąb, pamiętający niejedne wydarzenia, jak chociażby dzieciństwo Józefa Wybickiego, autora słów polskiego hymnu, który urodził się w niedalekim Będominie.

Z boku ogrodzenia znajduje się furtka, a na niej napis informujący, że zwiedzanie odbywa się od poniedziałku do soboty w godzinach od 9.30 do 17. Jest właśnie sobota i zbliża się czas picia herbaty. Już zamierzałam nacisnąć na dzwonek, ale furtka okazuje się otwarta. Wchodzę. Ścieżka wiedzie między szpalerami niskich, przystrzyżonych krzaków kwitnących na niebiesko.

Drzwi wejściowe otwarte, duża sień, a z niej po obu stronach kolejne drzwi prowadzące już do mieszkalnych izb. Trochę czuję się jak intruz, jakbym wtargnęła do prywatnego domu pełnego mebli i najróżniejszych bibelotów. Na stole rozłożone herbaciane filiżanki, czyżby czekały na gości? W innym miejscu otwarta książka, ktoś ją właśnie czytał i tylko wyszedł na chwilę. Z boku naftowa lampa, gramofon, a nawet radio Stolica, takie samo, jakie jeszcze niedawno widziałam u moich rodziców w piwnicy.

W sieni pojawił się mężczyzna w średnim wieku. To Leszek Zakrzewski, „dziedzic” miejscowego dworu, dzisiaj mówi się właściciel, bo „majątek”, a właściwie resztki po niemal kompletnie zdewastowanym zespole dworsko-parkowym, nabył od Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego pod koniec lat 90. XX wieku.

Ów konserwator zabytków, między innymi autor renowacji Kaplicy Królewskiej w Gdańsku, pewnego dnia jadąc z Szymbarku do Gołubia, czyli drogą prowadzącą do gminnej wsi Stężyca, napotkał drogowskaz, prowadzący do miejscowości Sikorzyno. Skręcił w lewo i po dwóch kilometrach dotarł do wsi, której pierwszymi właścicielami była rodzina Sikorskich, ród szlachty kaszubskiej herbu Cietrzew. Ich tereny rozciągały się aż po Zawory pod Chmielnem. W pierwszej połowie XVII wieku posiadłość przejęli Wybiccy herbu Rogala, którzy przez niemal dwa wieki stworzyli wspaniałe gniazdo rodowe tętniące dostatnim życiem.

W XIX i XX wieku majątek przechodził z rąk do rąk, aż do roku 1998, kiedy to dwór nadawał się jedynie do rozbiórki, a w parku rosło zaledwie kilka drzew. Dziesięć lat ciężkiej pracy zmieniło to miejsce nie do poznania. XVIII- i XIX-wieczne skrzydła dawnej posiadłości przypominają jak żyło się w tamtych czasach. Wnętrza nie są jednorodne stylowo, bo też i rzadko w którym domu, zwłaszcza starym i wielopokoleniowym, mamy meble z jednego okresu. Czuje się nawarstwienia epok, różne mody, upodobania, przyzwyczajenia, jak to w przeciętnej, zamożnej rodzinie bywa. Największą ozdobą izb, łącznie z kuchnią, są kaflowe piece i drewniane stropy.

Pod łóżkiem nocnik, nieopodal ceramiczna umywalka na żeliwnym stojaku, nożna maszyna do szycia, kotary w oknach, a dalej za szybami ukwiecony ogród, w którym wydzielono warzywnik.

Pan Leszek oprowadza mnie osobiście, chociaż w dworze pracują dwie przewodniczki odziane w długie, ciemne szaty, zgodnie z panującą modą przełomu XIX i XX wieku. Wędrujemy po parku. Tuż przy stawie, podczas prac osuszających teren, dokopano się do średniowiecznych fundamentów, co oznacza, że pierwszy dwór w Sikorzynie stał już w XIV wieku. Potwierdzają to zresztą zachowane plany z połowy XIX wieku.

Aleją lipową, wiodącą z takiej też „altany” na skraj parku, wędrujemy do odtworzonego (notabene jedynego w Polsce) labiryntu z żywopłotów. Przypomina mi się wędrówka przez podobny błędnik w parku Leeds Castel na terenie Anglii. Nieistniejące już w polskich parkach labirynty były wymarzonym miejscem na romantyczne spotkania. Po spacerze wracam do dworu, gdzie w niewielkiej kawiarence zasiadam przy filiżance herbaty. Właściciel pomyślał o wszystkim, czuję się jak w prywatnym domu, chociaż jestem w muzeum.

Tekst i zdjęcie Maria Giedz

[nggallery id=27]

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej