Gdynia. Święta Góra

Jedni nazywają ją Świętą Górą, inni Górą św. Mikołaja. Leży na peryferiach Gdyni, w pasie wzgórz morenowych, na wysokości dzielnicy Leszczynki, chociaż dawniej mówiło się, że na obrzeżach wsi Chylonia, gdyż pierwotnie była to Chylonia. Wejście na nią wiedzie wprost z ulicy Morskiej, niedaleko rozwidlenia dróg na Morską i Chylońską. Wznosi się na około 83 metry n.p.m.. Z jej istnieniem wiąże się jednak wiele legend i najróżniejszych opowieści. Góra ta od średniowiecza związana jest z kultem św. Mikołaja. W XIV w., a dokładnie w 1352 r., na dzisiejszych Leszczynkach wzniesiono mały drewniany kościół pw. św. Mikołaja, który był filią parafii na Oksywiu. Msze święte odprawiano w nim okazjonalnie. Ten kościół istniejący do dzisiaj, neogotycki, murowany z cegły, wybudowano dopiero w 1887 r. i to przy nim w 1915 r. utworzono samodzielną parafię pw. św. Mikołaja. Mniej więcej w tym samym czasie co pierwszy kościół, na Świętej Górze powstała maleńka kaplica, w której umieszczono rzeźbę św. Mikołaja.

Przewodnicy, radiesteci, archeolodzy, a nawet historycy, nie mówiąc o duchowieństwie, wiążą tę górę z miejscem kultu. Fantazja ludzka jest przeogromna. Jedni twierdzą, że góra jest miejscem mocy i to tej dobrej; że pod nią znajduje się piramida, a nawet podziemny tunel prowadzący aż do portu (ponad 3 km, na jego rzekomej drodze wznoszą się wielopiętrowe bloki z czasów tzw. komuny). Inni dodają, że w 1939 r. Niemcy utworzyli w okolicy obóz pracy więźniów, którzy w czeluściach góry szukali niezwykłego kryształu.

Pewne jest tylko to, że archeolodzy odkryli w tym miejscu pochówki z czasów kultury łużyckiej (XIIIXII w. p.n.e.) z cennymi przedmiotami. To nie wszystko, jeśli chodzi o „skarby”. Otóż kiedy budowano Gdynię i rozbudowywano Chylonię, łącząc ją z centrum miasta ulicą zwaną dzisiaj Morską, 26 marca 1938 r. znaleziono gliniany garnek zawierający 1464 monety z połowy XVIII w. Między nimi znajdowały się medaliki i krzyżyki. Był tam również XVII-wieczny Medalik św. Benedykta, czyli „Postrach demonów”. Wszystko trafiło do Muzeum Miejskiego w Gdyni prowadzonego (od 1936 r.) przez Janinę Krajewską. Niestety, w wojennej zawierusze skarb zaginął, ale Medalik św. Benedykta odnalazł się w 2000 r. i ponownie trafił do muzeum. Odnalazły się też inne przedmioty.

Pierwotnie góra pełniła rolę punktu nawigacyjnego, gdzie nocą na szczycie rozpalano ogień. Potem, około XIV w., kiedy powstawała wieś Chylonia, a jednocześnie rozpowszechnił się kult św. Mikołaja jako patrona rybaków, postawiono drewnianą kapliczkę, do której przychodzili okoliczni mieszkańcy, głównie właśnie rybacy. Bo to przecież św. Mikołaj uratował rybaków w czasie gwałtownej burzy. Ksiądz Jakub Fankidejski, autor książki o cudownych miejscach wydanej w 1880 r. w Pelplinie, twierdził, że kult św. Mikołaja na tych terenach znany był od niepamiętnych czasów, jeszcze przed luterską reformacyą.

Data budowy pierwszej kapliczki z figurą św. Mikołaja nie jest znana. Ponoć zbudował ją ocalały z katastrofy cudzoziemski kupiec. W 1752 r. drewnianą kapliczkę zastąpiono murowaną. Zamieszkał przy niej pustelnik Feliks Weseli. Po jego śmierci kapliczka zamieniła się w ruinę, a w roku 1845 podczas silnej wichury rozpadła. Ocalała jedynie figura świętego, którą przeniesiono do kościoła. Notabene z figurą łączy się kolejna opowieść. Kiedy nastały czasy reformacji, ewangelicy sabotowali katolickie pielgrzymki, co w konsekwencji sprawiło, że zabrali katolikom św. Mikołaja. Mimo że figurę dobrze ukryli, święty sam powrócił do kaplicy na wzgórzu. Kolejnej nocy ponownie go zabrano, a nawet ucięto mu nogi i włożono do zalakowanej skrzyni. Święty się tym nie przejął. Następnego dnia stał cały i zdrowy w kaplicy. Ewangelicy w końcu się poddali, czego nie można powiedzieć o hitlerowcach, ale i z nimi poradził sobie św. Mikołaj. Zawędrował do kościoła parafialnego.

U podnóża góry znajdowało się cudowne źródełko. Przez lata obok kapliczki i przy świętym źródle zatrzymywali się pielgrzymi wędrujący z Oliwy na Kalwarię Wejherowską. Jednak w XIX w. zmienili trasę, kiedy źródło straciło swoją uzdrawiającą moc. Jak podaje legenda, pewnego dnia do źródła przyszedł ubogi rolnik ze ślepym koniem. Obmył zwierzęciu oczy – koń zaczął widzieć, ale rolnik, profanując święte źródło, oślepł.

Kolejną kapliczkę, a właściwie dwie, wzniesiono dopiero w latach 1995–96. Obie są szczelnie pozamykane na co dzień. Jedna poświęcona jest Matce Boskiej, druga św. Mikołajowi.

Tekst i zdjęcia Maria Giedz

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej