Stuknęła trzydziestka!

Wydawałoby się, że tak niedawno w tej rubryce pisałem o dwudziestopięcioleciu naszego „Magazynu”. A tu już stuknęła mu trzydziestka. Niby niewiele, ale to już trzy dekady opisujemy, komentujemy, przybliżamy i relacjonujemy związkowe życie w Regionie i nie tylko. Jak stendhalowskie zwierciadło przechadzające się po gościńcu odzwierciedlamy najważniejsze wydarzenia w Związku i w Polsce. Kiedy ukazywał się pierwszy numer „Magazynu”, w kwietniu 1994 roku, sytuacja była nieszczególna – rok wcześniej niespodziewanie do władzy wrócili postkomuniści, a za chwilę, w 1995 roku, prezydencki fotel obejmie Aleksander Kwaśniewski. Ale przecież nawet wtedy, gdy niemal pełnię władzy odzyskali dawni aparatczycy PZPR, nie odważyli się na taką skalę „opiłowywać” katolików i wprowadzać lewicową ideologię jak rządząca dzisiaj światła koalicja, w której istotną, ba, najistotniejszą rolę odgrywają partie – podobno – zaliczające się do europejskiej rodziny chrześcijańskich demokratów. Tak to historia płata figle! A przecież kilka lat później, również pod rządami postkomunistów, uchwalono Konstytucję RP, w której czytamy o wdzięczności  „naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu” oraz o znajdującym się pod ochroną Rzeczpospolitej małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny. Dziś rządzący z furią depczą jej paragrafy, szydząc z tzw. praworządności i nie wahając się wykorzystywać do swojej wendetty prokuratury, a za chwilę być może także sądów.

„Magazyn” sprzed trzydziestu lat funkcjonował oczywiście w innej rzeczywistości medialnej. Bez mediów społecznościowych, bez Internetu, bez kilkudziesięciu kanałów telewizji satelitarnej. W świecie dominujących jeszcze mediów papierowych. Dlatego było to wówczas przedsięwzięcie bez precedensu – naszym celem było  bezpośrednie dotarcie do ponad 50 tysięcy członków Związku w Regionie. Stworzyliśmy w tym celu niespotykaną wówczas bazę adresową członków i próbowaliśmy stworzyć sieć doręczycieli „Magazynu” na adresy domowe! Przyznaję, że był to trochę zamach motyką na słońce. Nie powiódł się do końca, ale „Magazyn” przetrwał i do dzisiaj nam towarzyszy, opisując wydarzenia zadziwiająco bliskie tym sprzed trzech dekad. Oto wtedy przymierzaliśmy się do referendum „uwłaszczeniowego”. Chcieliśmy, aby to powszechne uwłaszczenie obywateli na majątku państwowym zastąpiło nieszczęsny tzw. program powszechnej prywatyzacji Janusza Lewandowskiego. Referendum odbyło się, ale zbyt mała frekwencja spowodowała, że nie stało się wiążące. A po kilku latach ze zdumieniem dowiedziałem się, że moje tzw. świadectwa udziałowe otrzymane w wyniku powszechnej prywatyzacji są mniej warte niż prowizja biura maklerskiego wymagana przy ich sprzedaży… Dziś „Solidarność” przygotowuje się do złożenia wniosku o referendum w sprawie tzw. europejskiego Zielonego Ładu, o którym szerzej piszemy na łamach bieżącego numeru „Magazynu”. Warto przeczytać, bo za pięknymi hasłami kryją się konkrety, które wszyscy odczujemy na własnej skórze i to często bardzo boleśnie.

Pisząc te słowa przed wyborczą niedzielą, nie znam oczywiście wyników wyborów samorządowych. Ale nie zmienią one zapewne w sposób zasadniczy politycznego krajobrazu na najniższych szczeblach publicznej władzy. Nie zmniejszy się liczba wyborców, którzy – niepomni na brak realizacji większości wyborczych obietnic – zagłosują na lewicowo-liberalne ugrupowania i ich kandydatów. A przecież w miejsce dwukrotnie większej kwoty wolnej czy benzyny po pięć złotych mamy igrzyska i bezwzględną ideologiczną orkę. Mamy też VAT na żywność, a za chwilę – odmrożenie cen energii elektrycznej i gazu. Wszystko przez prezesa NBP, który dotrzymał obietnicy i sprowadził inflację do poziomu 2,5 procent. Ale ci, którzy dotrzymują obietnic, muszą za to odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu. To nowa filozofia rządzenia państwem. Państwem prawa, oczywiście.

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej