Róbmy swoje

„Odbijanie” mediów publicznych przez rządzącą koalicję już nazywaną „Koalicją 13 grudnia” trwa w najlepsze. Liczy się prawo, tak jak my je rozumiemy – symbolicznie oświadczył nowy/stary premier. Nic dodać, nic ująć. Telewizja publiczna za czasów PiS-u nie była oczywiście szczytem obiektywizmu. Ale musimy pamiętać, że tak było od zawsze. Przecież w latach 90. to publiczna telewizja Kwiatkowskiego wykańczała AWS, a w czasach  Platformy wtórowała rządzącym na wszystkich kanałach. Trzeba też pamiętać o polskiej rzeczywistości medialnej. Jeżeli trzy największe stacje telewizyjne będą mówiły jednym głosem, to wiele milionów Polaków zostanie pozbawionych dostępu do innych źródeł informacji, a mówiąc szerzej – do innych treści związanych choćby z wyznawanymi wartościami i przekonaniami.

Przejmowanie mediów publicznych odbywa się wbrew obowiązującemu prawu, pominięto bowiem instytucje konstytucyjnie (Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji) oraz ustawowo (Rada Mediów Narodowych) uprawnione do podejmowania w sprawie mediów kluczowych decyzji, w tym decyzji personalnych. Muszą to dostrzegać nawet ci, którzy przez ostatnie osiem lat paradowali z konstytucją na koszulach. Muszą to widzieć nie tylko w Warszawie czy Gdańsku, ale także w Brukseli czy Berlinie. I co? I nic. Broniąca podobno praworządności Unia milczy jak zaklęta, choć tym jednym ruchem rządząca koalicja przebiła wszystkie jakoby niepraworządne działania poprzedników. Po raz kolejny okazało się, że wszystkie płynące z Brukseli zaklęcia o obronę praworządności, „głodzenie” za karę Polski, były w gruncie rzeczy bezprawną ingerencją w wybory polskiego społeczeństwa, aby do władzy wrócili „nasi” i aby „było tak jak było”.  Słusznie więc Jan Maria Rokita zauważa, że obecne działania rządzących oznaczają niebezpieczne i do tej pory niespotykane wywalenie ustrojowych bezpieczników, zapewniających względną stabilność Państwa i jego podstawowych instytucji. To dopiero prawdziwe zagrożenie dla praworządności, którego skutki mogą być bardzo niebezpieczne. Można sobie przecież wyobrazić, że stosowanie prawa „tak jak my je rozumiemy” stanie się w nowej rzeczywistości coraz bardziej powszechne, czego znamiennym symbolem jest obsadzenie na stanowisku ministra kultury pułkownika od służb specjalnych, a ostatnio próba wyboru (!) przez marszałka Sejmu sędziów Sądu Najwyższego, którzy mają rozpatrywać odwołanie posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika od decyzji o wygaszeniu im mandatów poselskich. Zresztą sama sprawa od początku jest kuriozalna, bowiem w praktyce pozbawia prezydenta RP konstytucyjnego uprawnienia, jakim jest prawo łaski. Mariusz Kamiński (jeden z inicjatorów w czasach AWS powstania Instytutu Pamięci Narodowej) jest przykładem człowieka walczącego o państwo bez korupcji. Skazanie go na więzienie jest swoistym chichotem historii.

Rządy „Koalicji 13 grudnia” zaczynają się więc igrzyskami dla swoich. Wydaje się, że tylko potężny społeczny opór może ich powstrzymać przed kolejnymi krokami mającymi doprowadzić do „odbicia” dla swoich następnych kluczowych instytucji. Manifestacje w obronie mediów są – także dla rządzących – probierzem nastrojów i zdolności do mobilizacji. Premier i jego świta muszą jednak pamiętać, że żadna władza nie jest dana raz na zawsze. A wtedy trudniej będzie zasłaniać się obroną praworządności i machać konstytucją. W tym kontekście szczególnego znaczenia nabierają wybory prezydenckie, które odbędą się w 2025 roku. Już teraz dzisiejsza opozycja powinna zastanawiać się, kto z jej kręgów ma szansę skutecznie o tę funkcję powalczyć.

Czy zamieszanie na szczytach ma znaczenie dla naszego Związku? Bez wątpienia. Po pierwsze w mediach publicznych są także organizacje „Solidarności”, które powinny pilnować spraw pracowniczych. Po drugie medialny pluralizm od zawsze był jednym z postulatów „S”. Po trzecie wreszcie solidarnościowe środowisko odwołuje się w większości do wartości, które raczej nie będą dominowały w obecnym przekazie, czego najlepszym dowodem jest ubiegłoroczna nagonka na świętego Jana Pawła II i akcje podejmowane wówczas przez Związek. I na koniec – kto zagwarantuje, że na celowniku nowej władzy nie znajdzie się dialog społeczny i prawa pracownicze? W tym kontekście silny Związek to lepsza gwarancja naszych praw, a w razie czego – skuteczniejsza ich obrona. Na razie więc – róbmy swoje!

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej