O pracy i płacy

Bezpieczne miejsce pracy i godziwe wynagrodzenie – to bez wątpienia dwa czynniki najważniejsze dla każdego pracownika. W obu przypadkach w ostatnich latach trzymamy się mocno. Polski rynek pracy jest jednym z najbardziej stabilnych w Europie – wraz z Czechami liderujemy pod tym względem, osiągając (wg Eurostatu) poziom 2,7 procent bezrobotnych. I to mimo sześciokrotnego od 2015 roku wzrostu oficjalnego zatrudnienia cudzoziemców – z poziomu ponad 150 tysięcy do poziomu blisko 1,03 miliona w 2022. A mówimy tylko o zatrudnionych płacących składki na polskie ubezpieczenie społeczne.

Z tej liczby 740 tysięcy to pracujący Ukraińcy. Mamy także najwięcej osób zatrudnionych – to ponad 17 milionów. Również pod względem wynagrodzeń – zarówno tych średnich, jak i minimalnych – idziemy do przodu. Wprawdzie w ostatnich dwóch latach inflacja zjada wzrost płac, niemniej należy on także do najwyższych procentowo wśród krajów UE. Wystarczą dwa przykłady – średnia płaca w maju 2015 roku wyniosła 4002 zł, a w maju 2023 roku 7181 zł. Oczywiście dotyczy ona tzw. sfery przedsiębiorstw, a więc firm zatrudniających ponad 9 osób. Niemniej wzrost procentowy jest widoczny.

Podobnie jest z płacą minimalną – w 2015 wynosiła ona 1750 zł, a od lipca tego roku – 3600 zł. W tym przypadku procentowy wzrost jest więc dużo wyższy niż w przypadku średniej. Dodatkowo zarabiający najmniej korzystają jeszcze z gigantycznego zwiększenia tzw. kwoty wolnej od podatku – do 30 tysięcy złotych rocznie. Wszystko to dzieje się w sytuacji największych od wielu dekad kryzysów światowych – najpierw pandemii, a później – rosyjskiej agresji na Ukrainę i szoku na rynkach surowcowych.

Można zaryzykować stwierdzenie, że konsekwentna polityka zmniejszania społecznych różnic i ochrony mniej zarabiających przynosi realne efekty. A przecież można wymienić wiele innych elementów takich działań, jak choćby wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej czy wielkie transfery socjalne. Swoją drogą te ostatnie są konsekwentnie krytykowane przez liberałów już nie tylko z powodu „motłochu” zalewającego polskie plaże i przeszkadzającego „celebrytom”, ale także z powodu jakoby transfery socjalne napędzały inflację.

Odpowiedział na to ostatnio warszawski działacz społeczny Jan Śpiewak. Słusznie zauważył, że polityka wsparcia była realizowana od 2016 roku, a przecież wówczas inflacji przez lata praktycznie nie było. Za to rozruszał się popyt krajowy rzutujący na szybki wzrost gospodarczy. Śpiewak za obecną inflację nie obwinił wyłącznie rosnących cen energii, ale… chciwość wielkich korporacji, które niejako korzystając z niej, podnosiły ceny swoich produktów dużo bardziej, co oczywiście stawało się kołem zamachowym do dalszego wzrostu inflacji. Ciekawa teza, warta być może skrupulatnej analizy choćby ze strony Urzędu Ochrony Konsumenta. Szczęśliwie inflacja spada – zgodnie z prognozami NBP, a wbrew opinii wielu przedstawicieli opozycji. Według gusowskich prognoz w czerwcu osiągnie poziom 11,5 procent, co może oznaczać, że już w sierpniu lub wrześniu będzie jednocyfrowa. A to być może stanie się podstawą do obniżenia stóp procentowych rzutujących przecież zarówno na portfele kredytobiorców, jak i gospodarkę. Warto o tym wszystkim pamiętać w czasie trwającej już kampanii wyborczej.

Zapewne nie unikniemy w niej także obecnego od dwóch lat w przestrzeni publicznej wątku ukraińskiego. Od czasu rosyjskiej agresji staliśmy się jednym z wiodących sojuszników Ukrainy i to pod każdym względem. Przyjęliśmy miliony wojennych uchodźców. Z tych, którzy na dłużej zostali w Polsce, około 60–70 procent znalazło zatrudnienie, co wcale nie oznaczało wzrostu bezrobocia wśród polskich pracowników. Dostarczamy Ukraińcom broń i jesteśmy ambasadorami ich wejścia do Unii Europejskiej czy NATO.

Ale diabeł tkwi w szczegółach. Pokazały to protesty rolników wobec napływu bez barier celnych ukraińskiej żywności, w tym zboża. A przecież Ukraina jako członek Unii, to m.in. możliwość bezcłowego eksportu żywności czy produktów rolnych. Unia Europejska to pierwotna Wspólnota Węgla i Stali, której fundamentem był swobodny przepływ ludzi, towarów i kapitału między poszczególnymi krajami.

Takich dylematów jest oczywiście więcej. Partia prezydenta Zełenskiego (Sługa Narodu) należy do europejskiej partii Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE Party), której szefem jest główny krytyk Polski w ostatnich latach Guy Verhofstadt. Do tej frakcji należą z Polski Nowoczesna i partia Szymona Hołowni Polska 2050. Czy to oznacza, że nie powinniśmy wspierać Ukrainy? Oczywiście, nie. Ale powinniśmy o tym rozmawiać, także z naszymi ukraińskimi przyjaciółmi. Dla nich też powinno być ważne, że obraz Polski w oczach Ukraińców diametralnie się zmienił – sympatię do nas deklaruje zdecydowana większość ukraińskiego społeczeństwa, a prezydent Andrzej Duda, obok prezydenta USA, Joe Bidena, jest najpopularniejszym w Ukrainie światowym politykiem…

W gdańskiej „Solidarności” nowe otwarcie. Piszemy o tym obszernie w tym numerze „Magazynu”. Rzeczywiście nowe – kontynuuje wprawdzie swoją misję przewodniczący Krzysztof Dośla, ale z prezydium Zarządu Regionu odeszło na emeryturę czworo członków, którzy przez dekady współkierowali Związkiem. Wśród 55-osobowego Zarządu Regionu jest też 21 nowych. Ale zadania Związku pozostają bez zmian – z tym najważniejszym, jakim jest pomoc pracownikom.

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej