Budżet, Turów i NATO

W cieniu bieżących przepychanek politycznych trochę zniknął fakt podpisania przez prezydenta RP najważniejszego – jakby na to nie patrzeć – dokumentu w skali roku – budżetu państwa na rok 2022. A z różnych przyczyn warto bliżej mu się przypatrzyć, bo – wbrew pozorom – za wielkimi liczbami kryje się poniekąd zawartość portfeli każdego z nas. Warto też sięgnąć do przeszłości, w której przekonywano nas, że „piniędzy nie ma i nie będzie”. Jeszcze kilka lat temu twórcy tego oryginalnego sloganu przekonywali opinię publiczną, że zawalenie się finansów państwa to tylko kwestia czasu. Z punktu widzenia prowadzonej wówczas polityki – trudno się takim opiniom dziwić. W 2015 roku przychody budżetu wyniosły 289 mld zł, a budżet planowany na ten rok zakłada wpływy na poziomie blisko 492 mld zł. Największa różnica jest w przychodach z podatku VAT – w tym roku rząd zakłada wpływ ponad 231 mld, a w 2015 było to 123 mld zł – blisko dwa razy mniej. Właśnie tu kryje się możliwość aktywnej reakcji rządu na rosnące ceny energii czy paliwa. Gdyby tych pieniędzy w budżecie nie było – nie byłoby też możliwości działania. Warto również zaznaczyć, że o 100 procent wzrosną też wpływy z podatku CIT – z ok. 26 mld w 2015 do 53 mld w roku bieżącym. Stosunkowo najmniejsza jest różnica w podatku PIT – z 45 mld w 2015 do ok. 66 mld w 2022. To akurat jest zapewne wynikiem zwolnień podatkowych zarówno młodych (do 26 lat), jak i od 1 stycznia pracujących, którzy osiągnęli wiek emerytalny (po złożeniu tzw. PIT-0). Przyznam jednak, że moje największe zdziwienie budzi zakładany w budżecie poziom średniorocznej inflacji – 3,3 procent. Gdyby rzeczywiście ten ambitny cel udało się osiągnąć, to byłby to dla wszystkich Polaków sygnał znakomity. Oznaczałby bowiem – przy zakładanym wzroście o ponad 9 procent średniej płacy w gospodarce narodowej (do 5922 zł miesięcznie) – realny wzrost płac. Przy tym wszystkim zakładany jest stosunkowo niewielki deficyt na poziomie ok. 30 mld zł. Myślę, że stan finansów publicznych jest najlepszą wizytówką skuteczności rządu. Zauważyć to powinni także ci, którzy w wielu sprawach mają odmienne poglądy od obecnie rządzącej ekipy. Nie zmienia to oczywiście faktu trudnej sytuacji wielu rodzin, które zainwestowały w zmianę źródeł ciepła z tzw. kopciuchów na ogrzewanie gazowe, a dziś dostają rachunki przekraczające często ich finansowe możliwości. Być może warto pochylić się nad korzystniejszymi rozwiązaniami, które pomogłyby ten trudny czas przetrwać.

A propos energii, kiedy piszę ten tekst właśnie podano informację o ugodzie między Polską a Czechami w sprawie kopalni Turów. Przeciwko drakońskim żądaniom Brukseli i TSUE natychmiastowego zamknięcia kopalni (po skardze strony czeskiej) protestowała przecież także „Solidarność”. Po wpłacie przez Polskę „odstępnego” Praga ma wycofać skargę, co uczyni bezprzedmiotowym żądania Unii. Premier Mateusz Morawiecki podkreślił, że było to możliwe – zresztą zgodnie z zapowiedziami – po zmianie rządu u naszych południowych sąsiadów. Oczywiście, dla Polski sprawa ma znaczenie kluczowe. Z pewnym zdumieniem przejrzałem w kilka godzin potem informacyjne portale internetowe – na wielu, szczególnie tych antyrządowych – nie było o tym śladu. Dla przykładu w Onecie czołową informacją było, że „29-latek wpadł na wybieg niedźwiedzi” oraz że „Banaś uderza w Kaczyńskiego”. Natomiast w czołówce informacja pojawiła się np. na portalu Wpolityce czy w Interii. Niezależnie od naszych sympatii i antypatii politycznych warto mieć świadomość, jak można informacją manipulować, ba, kreować tzw. fakty medialne.

Na koniec – wspomnienie z niemal prehistorycznej przeszłości. W zamierzchłych czasach poselskich miałem niewątpliwą satysfakcję prezentować Wysokiej Izbie w imieniu klubu parlamentarnego rekomendację przystąpienia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO). Wówczas akces Polski poparli niemal wszyscy. Miałem też okazję uczestniczyć w polskiej delegacji na posiedzenie Senatu USA, w czasie którego wszyscy senatorowie w uroczystym, indywidualnym głosowaniu także poparli ten akces. Czuliśmy wtedy wielką satysfakcję z powrotu do wspólnoty Zachodu. Od tego czasu wiele się zmieniło, ale zastanawiam się, co byłoby, gdyby wówczas Polska na to się nie zdecydowała? Czy wówczas 200 tysięcy rosyjskich wysłanników Putina żądałoby przy naszej wschodniej granicy przywrócenia Polski do rosyjskiej strefy wpływów? Czy gdyby owe decyzje miały zapaść później o kilka lat, to w ogóle by zapadły? Całe szczęście nie musimy na te pytania sobie odpowiadać. Ale warto czasami pomyśleć, czy w kluczowych dla państwa i narodu sprawach nie warto się porozumieć ponad bieżącymi podziałami i zażartą walką o władzę, walką za wszelką – niestety – cenę.

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej