Idą zmiany
Dekret o powołaniu Państwowej Inspekcji Pracy to jedna z pierwszych decyzji marszałka Józefa Piłsudskiego po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Świadczyło to o randze, jaką ówczesne władze wiązały z właściwą organizacją rynku pracy.
W ostatnich latach atmosfera wokół inspekcji była – mówiąc oględnie – taka sobie. Oczywiście, prowadzone były rutynowe działania, ale systematycznie osłabiano też jej możliwości. Znacząco pogorszyły się one po przyjęciu w 2009 roku ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, która pośrednio nakazywała inspekcji zawiadamianie o potencjalnej kontroli firmę na siedem dni przed jej rozpoczęciem. W praktyce oznaczało to, że nieuczciwy pracodawca mógł spokojnie „wyczyścić” błędy i „odpowiednio” przygotować pracowników. Obecnie ma się to zmienić.
Ale nie tylko to. Konieczność zawierania umowy o pracę przed jej rozpoczęciem – daje oręż w walce z pracą na czarno. Co ważne, a bardzo rzadkie w ostatnich latach, zmianę tę udało się wstępnie uzgodnić w ramach Rady Dialogu Społecznego. Świadczyć to może o zmianie podejścia także po stronie organizacji pracodawców, którzy powinni przecież nie tylko za wszelką cenę ciąć potencjalne koszty, ale również zapobiegać nieuczciwej konkurencji.
Jeszcze dalej idzie zgłaszana już dawno propozycja, by inspektor pracy, stwierdzając nieprawidłowe zatrudnienie pracownika, mógł nakazać zmienić zatrudnienie na umowę o pracę, pozostawiając pracodawcy sądową drogę odwoławczą. Tak naprawdę dopiero takie rozwiązanie najskuteczniej zwalczyłoby umowy śmieciowe.
Wszystko to daje nadzieję, że wzmocni się podmiotowość pracownika, ale też rola pracodawców, którzy tę podmiotowość uznają i szanują. A to jedyna droga, byśmy przestali wreszcie chwalić się tanią siłą roboczą, a przewagi konkurencyjnej szukali w dobrze przygotowanych, wykwalifikowanych, bezpiecznie zatrudnionych i godziwie wynagradzanych kadrach oraz właściwej organizacji pracy. Utopia? Być może, ale taki powinien być strategiczny, systemowy cel wspólny dla rządu i partnerów społecznych i w takim kierunku zmiany prawne powinny zmierzać.
Jeżeli mowa o likwidacji patologii, to raz jeszcze warto wrócić do lawinowo narastającego problemu podejmowania zatrudnienia przez cudzoziemców z sześciu krajów na podstawie tzw. oświadczeń pracodawcy o chęci zatrudnienia. Ponadpółmilionowa rzesza, która takie zezwolenie dostała w ubiegłym roku, pracując także w pomorskich firmach najczęściej (80-90 proc.) na umowy cywilnoprawne, to armia, która może zachwiać rynkiem pracy, a na pewno stanowi istotne wsparcie dla „chorej” konkurencyjności opartej niemal wyłącznie na oszczędnościach na pracownikach. Nikt nie mówi, aby wycofać się w ogóle z wprowadzonego przez poprzedni rząd rozporządzenia mającego de facto ułatwić podejmowanie pracy głównie przez Ukraińców. Musimy jednak zagwarantować im godziwe warunki płacy i pracy, w tym m.in. właściwą kontrolę zatrudnienia i umowy o pracę zgodne z polskimi przepisami.
Podobnej regulacji wymagają także agencje pracy tymczasowej, które stały się – wbrew nazwie – źródłem stałej i taniej siły roboczej dla wielu firm. Powtórzmy – te zmiany nie mają utrudniać życia pracodawcom. Mają cywilizować nasz zdziczały przez lata rynek pracy, na czym wszyscy mogą zyskać. Te działania, a także wsparcie na rzecz rodzin, minimalna płaca godzinowa czy przywrócenie poprzednich rozwiązań emerytalnych dają nadzieję na normalność. Oby.
Jacek Rybicki