Nieważny program, ważna władza

Kampania wyborcza mimo wakacji trwała i trwa w najlepsze. I choć zapewne jej kulminacja nastąpi w najbliższych tygodniach, to już teraz co chwila strony odpalają wyborcze fajerwerki.

Ostatnio Donald Tusk poinformował, że z sejmowych list koalicji wystartuje Roman Giertych, aby pogrążyć w województwie świętokrzyskim Jarosława Kaczyńskiego. Tym, którzy mają krótką pamięć, warto przypomnieć, że mecenas Giertych to współtwórca i lider zapomnianej już formacji pod nazwą Liga Polskich Rodzin i krytykowany przez lewicę i nie tylko były szef resortu edukacji. Tenże dziś wystartuje z list wspólnie z tęczowymi zwolenniczkami i zwolennikami aborcji na życzenie i dowolnej zmiany płci, których jest przecież podobno nieskończenie wiele. Tak oto totalna antypisowska opozycja udowadnia, że nie liczą się poglądy, program, wartości – jakiekolwiek by one nie były. Liczy się odbicie władzy. Nasze plemię musi być górą.

Temu wszak służy także mizdrzenie się Donalda Tuska do Związku Nauczycielstwa Polskiego czy wzięcie na listę radykalnego lidera Agrounii. Na tym tle rządząca koalicja, pomimo „błędów i wypaczeń”, jawi się jako formacja niezwykle wiarygodna i stała w poglądach.

Dla nas, pracowników i związkowców, liczą się czyny w kilku zasadniczych obszarach. A w nich, co by nie powiedzieć, wyglądamy nieźle. Pisałem o tym wielokrotnie, ale warto przypomnieć. Bezrobocie, jedno z najniższych w Europie, gwarantuje stabilność na rynku pracy. I to mimo masowego napływu cudzoziemców ze Wschodu. A niskie bezrobocie to nie tylko wyższe wpływy podatkowe. To także rynek pracy pracownika, a co za tym idzie systematyczny wzrost płac, które zdają się już prześcigać inflację.

Dla najniżej zarabiających ważnym kryterium jest płaca minimalna. Ta osiągnęła poziom 3600 zł przy 1750 w 2015 roku. To wzrost o ponad 100 procent. Wysokie wpływy budżetowe spowodowane m.in. przez skuteczną walkę z tzw. luką vatowską, systematyczny wzrost PKB czy wspomniane niskie bezrobocie pozwalają realizować politykę socjalną. Słynne 500 plus miało załamać publiczne finanse czy spowodować lawinowe odejścia „leniwych” Polaków z rynku pracy. Nic takiego nie nastąpiło! Ba, mamy obecnie najwięcej pracowników na rynku pracy w historii, finanse publiczne – mimo nieprzewidywalnych osiem lat temu kryzysów – mają się nieźle, a dodatkowo – zanotowaliśmy gigantyczny spadek ubóstwa wśród rodzin wielodzietnych. Z europejskiego ogona wspięliśmy się na trzecie miejsce, wyprzedzając wiele zamożniejszych nacji.

W jednym Program 500 plus nie spełnił oczekiwań. Mowa oczywiście o demografii. Niestety, finansowa zachęta i w miarę stabilna sytuacja na rynku pracy nie odwróciły w zasadniczy sposób trendu spadkowego. A za Programem 500 plus (zmienionym od stycznia 2024 na osiemset plus) poszedł cały szereg innych programów pomocowych, w tym takie, o których mniej się mówi,  jak Mój prąd czy Moja woda.

W 2015 roku łączna moc wytwarzana z paneli słonecznych wyniosła ok. 102 megawatów. Na koniec maja 2023 przekroczyła 13 gigawatów, była więc 130 razy (!) większa. Dla porównania – pierwsze trzy reaktory elektrowni jądrowej w Polsce mają wytwarzać moc 4 gigawatów.  „Ubocznym” efektem tych programów jest wpisywanie się w postulowane przecież w Europie przenoszenie produkcji energii elektrycznej na źródła nisko- i zeroemisyjne.  Przyjęta przez rządzących strategia w wielu dziedzinach zakłada umiejętne tworzenie wielu zachęt dla społecznej i gospodarczej aktywności.

W dobie wielkiego kryzysu finansowego rząd DonaldaTuska stawiał przede wszystkim na politykę „zaciskania pasa”, co dla pracowników skutkowało wzrostem bezrobocia i tzw. elastycznością rynku pracy. Lawinowy wzrost umów na czas określony, wypychanie na samozatrudnienie, umowy śmieciowe – to rzeczywistość ówczesnego rynku pracy. Wobec kryzysu pandemicznego i wojennego rząd Mateusza Morawieckiego przyjął diametralnie inną strategię. Wdrażane kolejne tarcze obroniły nie tylko rynek pracy, ale także w dużej mierze polską gospodarkę. W 2008 roku NSZZ „Solidarność” proponował jako element walki z kryzysem tzw. częściowe bezrobocie. Praca byłaby wykonywana przez część miesiąca, zaś pozostałe dni przeznaczano by na szkolenia i „postojowe” refundowane z państwowej kasy. Wówczas odrzucono ten pomysł jako nierealny. Niemal to samo ponad dekadę później, wobec covidowej pandemii, przyjęła rządząca koalicja.

Trochę gorzej w minionych latach wyglądał szeroko rozumiany dialog społeczny. Zabrakło polityki wsparcia partnerów społecznych skutkującej m.in. popularyzacją zakładowych i ponadzakładowych układów zbiorowych pracy. Niemniej trzeba też przyznać, że zarówno wcześniej, jak i w roku wyborczym wiele postulatów Związku zostało zrealizowanych, w tym sztandarowy – powrót do „starego” wieku emerytalnego. Szerzej mówi o tym w bieżącym numerze przewodniczący Regionu Krzysztof Dośla. Również rzutem na taśmę zapowiedziana została podwyżka w przyszłym roku dla sfery budżetowej niemal dwukrotnie przekraczająca szacowaną na rok 2024 inflację. Trochę szkoda, że tak późno.

W dniu wyborów parlamentarnych odpowiemy także na cztery pytania referendalne. Warto przypomnieć, że jedno z nich realizuje postulat Związku sprzed lat jedenastu. W 2012 roku „Solidarność” złożyła postulat referendum w sprawie wieku emerytalnego poparty podpisami ponad 1,5 miliona osób. Wówczas rządzący wrzucili je do sejmowej niszczarki. Dziś historia zatoczyła koło. Choćby dlatego w referendum warto wziąć udział. Rządzącym w przyszłości należy pokazać wolę społeczeństwa w ważnych dla nas kierunkach. Przezorny zawsze ubezpieczony.

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej