Przed nami trudne miesiące

W Pradze kilkadziesiąt tysięcy ludzi manifestowało swoje niezadowolenie z podwyżek cen energii i domagało się cofnięcia sankcji na Rosję. I to pomimo że centroprawicowy rząd premiera Petra Fiali wprowadza wiele zabezpieczeń mających chronić gospodarstwa domowe. Nie mam wątpliwości, że właśnie na takie manifestacje stawia Kreml. Wielokrotnie politycy rosyjscy dawali do zrozumienia, że europejskie sankcje bardziej uderzą w samą Europę, a zbuntowane społeczeństwa doprowadzą prędzej czy później do ich zniesienia.

Niewątpliwie mamy przed sobą trudne miesiące, ale należy też zadać sobie pytanie, czy dla Europy jest inna droga? Powrót do importu surowców z Rosji na wielką skalę oznacza przecież wywieszenie białej flagi i zgodę na każdy szantaż w przyszłości. Trzeba wszak pamiętać – także w czeskiej Pradze – że ambicje rosyjskiego dyktatora nie ograniczają się do Ukrainy czy odtworzenia Kraju Rad, ale sięgają także do byłych państw satelickich. Sowieckich czołgów na ulicach Pragi nie było wprawdzie od blisko sześciu dekad, ale to nie oznacza, że wolność jest dana raz na zawsze. Odejście od rosyjskiego gazu i ropy jest więc koniecznością. Oczywiście, ta konieczność mogła być rozłożona na raty i przygotowana – tak się stało w dużej mierze w Polsce. Rząd zapowiadał przecież już przed rosyjską agresją na Ukrainę, że przedłużenia umowy z Rosją na dostawy gazu nie będzie. Stąd podpisane długoterminowe kontrakty na dostawy  do gazoportu w Świnoujściu czy inwestycje w złoża na szelfie norweskim. Do pełnego spokoju – czyli zaspokojenia dostaw na poziomie około 20 mld metrów sześciennych rocznie – brakuje zapewnienie stuprocentowego wykorzystania nowego rurociągu Baltic Pipe. To oczywiście rozważania w skali makro.

Nas interesuje jednak przede wszystkim to, na ile podwyżki cen energii odbiją się bezpośrednio na naszych portfelach oraz wpłyną na ogólny wzrost cen. Na to pierwsze pytanie rząd odpowiedział kilka dni temu, proponując zamrożenie w przyszłym roku cen energii na poziomie tegorocznym do 2 tysięcy kilowatogodzin, a dla niektórych nawet do 3 tysięcy kWh. Ci, którzy zużyją więcej, za nadwyżkę zapłacą cenę ustaloną pod koniec tego roku przez URE (Urząd Regulacji Energetyki). Ile ta wyższa cena będzie wynosiła? Dziś w Enerdze poza całkiem sporymi kosztami stałymi płacimy około 74 grosze za 1 kWh. Niedawno zadzwoniła do mnie uprzejma pani z tegoż zakładu i zaoferowała podpisanie umowy zapewniającej na rok 2023 stałą cenę prądu w wysokości… 1,36 zł za 1 kWh. Jak łatwo policzyć, oznaczałoby to wzrost niemal o 100 procent. Niestety ci, którzy dali się złapać na podobne oferty i podpisali umowę wolnorynkową, mogą nie skorzystać na rządowej propozycji.

Zamrożenie cen energii to oczywiście niejedyne działanie rządu w celu ochrony gospodarstw domowych. Wcześniej przyjęto regulacje o dopłatach jednorazowych dla gospodarstw domowych ogrzewających się pelletem, drewnem czy gazem LPG, a do końca 2027 roku przedłużona zostanie ochrona taryfowa na sprzedaż gazu dla odbiorców domowych i strategicznych instytucji pożytku publicznego, takich jak np. szpitale, szkoły i przedszkola. Zgodnie z postulatem „Solidarności” działaniami ochronnymi będą zapewne objęte także przedsiębiorstwa energochłonne. Inaczej może to oznaczać nie tylko liczne upadłości i wzrost bezrobocia, ale także przerzucenie kosztów energii na odbiorców. A to spowoduje dalszy wzrost inflacji i zubożenie znacznej części społeczeństwa. Swoją drogą, koszty wszystkich tzw. tarcz idą  w dziesiątki miliardów złotych. Warto przy tym podkreślać, że gdybyśmy w ten trudny czas – najpierw pandemii, a teraz wojny i trzęsienia ziemi na rynku energii – wchodzili z mniej zrównoważonym budżetem – wesoło by nie było. Stąd być może jesteśmy w nieco lepszej sytuacji od wielu naszych sąsiadów. Ale można i należy podejmować też cały szereg działań na szczeblu europejskim. Nie zapominajmy, że wzrost cen energii to także skutek europejskiej polityki klimatycznej. Niestety, zamiast zawiesić niektóre z tzw. celów klimatycznych europejscy biurokraci zdają się wybierać kierunek przeciwny – przedstawiają kryzys energetyczny jako powód jeszcze szybszego „odchodzenia” od korzystania z węglowodorów jako źródła energii. A to, że może to skutkować upadkami kolejnych europejskich rządów, ich nie interesuje. A na Kremlu strzelają korki od szampana…

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej