Krzysztof Dośla: Sprawne państwo to dobrze wynagradzany profesjonalny aparat, wysoki poziom edukacji i bezpieczeństwo obywateli

Rozmowa z Krzysztofem Doślą, przewodniczącym Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”. Rozmawia Artur S. Górski

– NSZZ „Solidarność” zapowiedział na 17 listopada br. manifestację w Warszawie, jeżeli nie dojdzie do porozumienia z rządem co do wzrostu płac w budżetówce, opanowania wzrostu cen energii, ochrony przemysłu i prawa do emerytur stażowych. Sprawne państwo ma mieć sprawną grupę urzędników, administrację, dobrych i dobrze opłacanych nauczycieli. Związek musi się upominać o ludzi pracujących na rzecz naszego państwa? 

– Nadzwyczajna sytuacja międzynarodowa nie zwalnia państwa od odpowiedzialności i dbałości o ludzi wynagradzanych z publicznej daniny, czyli o aparat gwarantujący temuż państwu jego sprawność. Wiemy, że obóz rządzący gest zrobił i podniósł płacę minimalną z 1750 złotych w 2015 roku do  3010 złotych w 2022 roku, czyli wynagrodzenie minimalne wzrosło o 70 procent. Osiągnęliśmy płacę minimalną na poziomie 50 procent średniego wynagrodzenia w gospodarce. To był od ponad dekady postulat „Solidarności”. Rosną znacząco płace w gospodarce – i bardzo dobrze, bo rośnie produktywność. A płace w budżetówce, z nielicznymi wyjątkami, są „zamrożone”. Nie zaakceptujemy sytuacji, w której wynagrodzenia pracowników zarabiających ponad „minimalną”, nieco więcej niż owe 3 tysiące, stoją w miejscu. Przy dwucyfrowej inflacji pieniądze tracą na sile nabywczej. Funkcja motywacyjna wynagrodzenia traci na znaczeniu, skoro dochodzi do spłaszczenia wynagrodzeń. Ludzie bardziej kreatywni, tacy, których chcielibyśmy mieć w aparacie państwa, szukają przyszłości w zawodach mniej zależnych od kaprysów rządów.

Zatrudnionych przez państwo urzędników, nauczycieli, wykładowców, policjantów, sędziów, zatrudnionych do wypełnienia funkcji państwa, jest około dwóch milionów osób. Jednak całe społeczeństwo ubożeje, gdyż inflacja, swoisty podatek, przekracza 17 procent.

– Związek widzi potrzebę utrzymania sprawnego aparatu państwa. Za dobrą pracę nauczyciel, sprawny urzędnik, wykształcony pracownik ochrony zdrowia w systemie NFZ, powinni być należycie wynagradzani. Państwo musi zorganizować i zadbać o edukację, o służbę zdrowia, mieć służby mundurowe, profesjonalnych funkcjonariuszy, odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo. Za pracę należy się zapłata, by ludzie nie zastanawiali się: „co my tu jeszcze robimy?”. Sfera tzw. budżetowa miała i ma największe zaszłości. Niezależnie od formacji, która akurat rządzi. Dlatego domagamy się, aby wynagrodzenia osób opłacanych z daniny publicznej podnieść nieco ponad stopę inflacji, o około 20 procent. W tym roku inflacja – ta w ujęciu średniorocznym, najpewniej przekroczy 12 procent. Przy ryzyku utrzymania się inflacji rok do roku, na poziomie ponad 17 procent – mamy systematyczne ubożenie. Nie ma mowy o rewaloryzacji, o utrzymaniu siły nabywczej.

Rozmawiamy w przeddzień Dnia Edukacji. Minister Przemysław Czarnek  proponował pod koniec wakacji wzrost płac średnio o 7,8 procenta. Najwięcej – dla dopiero co przychodzących do zawodu. Co zostanie zapisane w ustawie budżetowej, to   się okaże. MEiN wprowadziło z boku dziwaczną „godzinę dostępności” nauczyciela. W   wypowiedziach związkowych słyszę często o „systemowych rozwiązaniach”…

– Na przykładzie oświaty widać, jak pilne jest systemowe uregulowanie płac. Zapis o wypracowaniu systemu znalazł się w porozumieniu z kwietnie 2019 roku miedzy rządem (reprezentowanym przez Beatę Szydło, wicepremiera, Elżbietę Rafalską, ministra rodziny i polityki społecznej i Annę Zalewską, ministra edukacji – dop. red.) a oświatową „Solidarnością”. Czeka na realizację postulat negocjacyjny pilnej zmiany systemu wynagradzania tak, aby pensje nauczycieli były powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. Proponowanie przez ministra wzrostu płac za większe pensum, oznacza więcej pracy, czyli wzrost wynagrodzenia po zwiększonym wymiarze pracy – to żart. Nam chodzi o to, by przychodzący do zawodu wiedział, na jakich zasadach, za jaką pensję, będzie biegła ścieżka zawodowej kariery. 

Związek domaga się też powstrzymania wzrostu cen energii oraz systemowego – no właśnie, rozwiązania problemów przedsiębiorstw energochłonnych. Rząd co miesiąc proponuje różne projekty: węgiel „za tysiąc złotych”, dodatki, rejestry pieców, potem limity zużycia energii, ceny maksymalne za prąd dla pewnych grup odbiorców. Widmo kryzysu energetycznego nadciąga, jest coraz bliżej?

– Konieczne jest owe systemowe przeciwdziałanie wzrostowi cen energii. Niezależnie od surowców i nośników energii. Takie jest zadanie kluczowe, nie zaś dosypywanie miliardów złotych w ramach dodatków, co powoduje deficyt i napędza inflację. Uratowaliśmy na szczęści niektóre nasze kopalnie, choćby uratowaliśmy Turów. Mamy dostęp do tańszych surowców. Prowadzi wydobycie Bogdana i coraz mniej niestety – śląskie kopalnie. Z górnictwa odchodzą wykwalifikowane kadry, bo „dekarbonizacja” ogranicza wydobycie. Zarabiają na obrocie energią nie jej wytwórcy, a pośredniczące spółki. Trzeba uruchomić UOKiK i inne narzędzia, jakimi dysponuje aparat kontroli, celem ograniczenia praktyk spekulacyjnych i gry prowadzonej na nadużywaniu trudnej sytuacji na rynku surowców. Nad większością firm produkujących energię elektryczną i cieplną państwo ma kontrolę poprzez pakiety udziałów. Ma możliwość sprawowania nadzoru. Mamy Urząd Regulacji Energetyki, który taryf co prawda nie wylicza i nie ustala, ale może zablokować zbytnie apetyty.   

Rząd najpierw wprowadził embargo na rosyjski węgiel, obiecał zakontraktowany węgiel z zagranicy, który jednak musi spełniać normy jakości, być rozładowany i rozwieziony. Dopuszcza się teraz węgiel brunatny do pieców. Przedstawiono 11 października projekt maksymalnej ceny prądu dla odbiorców wrażliwych oraz małych i średnich firm 785 zł za MWh, a w przypadku gospodarstwach domowych powyżej zakładanych limitów 699 zł/MWh. Szczegółów nie ma np. do co podatku VAT w cenach. Czy będzie realny kaganiec na ceny?

– O tym, jakie będą rozwiązania zdecyduje Sejm, bodaj 20 października. Przekonamy się za kilka miesięcy. Ceny energii są napędzane głównie cenami surowców i jej nośników. Niepokoi los dużych przedsiębiorstw i miejsc pracy. Ograniczenie cen energii nie uwolni przedsiębiorstw czy gmin od groźby zapłacenia dwa razy więcej niż dotychczas. Co prawda przedsiębiorca będzie cieszył się, że nie zapłaci kilka razy drożej. ale np. o 100 procent. Koszty przerzuci na ceny towarów lub niestety zredukuje zatrudnienie. Stąd nasz postulat dotyczący przedsiębiorstw i powstrzymania rosnących cen energii, by obniżyć rachunki i w dłuższym terminie inflację.

Polska, jak inne kraje Unii, jest uczestnikiem systemu handlu emisjami dwutlenku węgla (EU-ETS), czyli handlu uprawnieniami do emisji. Pula dostępnych na rynku uprawnień z roku na rok maleje, ceny rosną. 

– Bez rozwiązań na poziomie międzynarodowym i weryfikacji unijnej polityki klimatycznej, jej urealnienia wobec sytuacji nie tylko za naszą wschodnią granicą i na rynku hurtowym surowców, ale i wobec braku polityki klimatycznej gigantów, jak Chiny, Indie, USA, nasze rozwiązania okażą się krótkotrwałe i nieskuteczne. Używa się dziwacznych rozliczeń – od poziomu konsumenta, do tych związanych ze wspominanym ETS. Ceny węgla na giełdzie światowej w Holandii ustalają gracze z krajów Beneluxu (ARA Index, Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia; drugi ważny punkt to Richards Bay Coal Terminal w RPA – dop. red.). W Holandii nie ma regionów nie obfitujących w węgiel (śmiech), a my mamy nasze złoża. Mamy, lub może mieliśmy, szansę na niezależność energetyczną i na ceny nasze, nie giełdowe. Czekamy na informację o dofinansowaniu wydobycia i o innowacyjnych technologii. Oczywiście nie stanie się tak z dnia na dzień.

Z dnia na dzień, choćby z powodu braku woli politycznej i możliwości budżetowych oraz wątłej kondycji ZUS, nie da się zrealizować postulatu emerytur stażowych?

Nie domagamy się tzw. emerytur stażowych do 1 stycznia 2023 roku. Nie ma takiego zapisu. Jesteśmy rozsądni. Dokładnie nasz projekt obywatelski uzasadniliśmy i przeliczyliśmy. Traktujmy się poważnie. „Solidarność” niepokoi to, że od grudnia 2021 roku projekt emerytur stażowych leży sobie w sejmowej szufladzie. Utknął w niej po pierwszym czytaniu. Projekt prezydencki w ogóle pod obrady nie trafił. Nie traktuje się nas, ba! – milionów pracowników, poważnie. Przy emeryturach stażowych zgodzimy się na odpowiednie vacatio legis po to by proponowane rozwiązania zastosować. Ale niech się coś z tym postulatem zadzieje. Zaczekamy na wejście w życie przepisów nawet i dwa lata, o ile tyle trzeba będzie, by je bezpiecznie wprowadzić.    

(tekst za: Gazeta Gdańska/Wybrzeze24.pl z 13 października br.)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej