Rok 1978: Habemus Papam!
16 października 1978 roku rozpoczął się niezwykły pontyfikat Papieża – Polaka. Kardynał krakowski Karol Wojtyła został biskupem Rzymu. Przybrał imię Jana Pawła II.
Spełniło się proroctwo Juliusza Słowackiego spisane w 1848 roku:
Pośród niesnasek Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon,
Dla słowiańskiego oto papieża
Otworzył tron.
Ten przed mieczami tak nie uciecze
Jako ten Włoch,
On śmiało, jak Bóg, pójdzie na miecze;
Świat mu to proch!
(…)
A trzeba mocy, byśmy ten pański
Dźwignęli świat:
Więc oto idzie papież słowiański,
Ludowy brat (…)
Człowieka, który do Watykanu przybył z polskich gór, z „dalekiego Kraju”, zapamiętaliśmy wychodzącego 16 października 1978 roku, kwadrans przed godz. 17, do centralnej loggi bazyliki Świętego Piotra. W trakcie konklawe setki tysięcy osób na placu Św. Piotra wpatrywali się w dym z komina na dachu Kaplicy Sykstyńskiej. Głośniki przekazały Miastu i Światu słowa kardynała Pericle Felici: „Zwiastuję wam radość wielką: mamy Papieża – Habemus Papam!”.
Był rok 1978, czas podzielonego politycznie świata. W Polsce zabiegi natarczywej propagandy starały się zaklajstrować koniec boomu gospodarczego i schyłek dekady rządów ekipy Gierka. W Moskwie gensek Leonid Iljicz Breżniew i klika starców z Michaiłem Susłowem, strażnikiem bolszewickiej ideologicznej pieczęci – przygotowywali interwencję w Afganistanie. Europę dzielił mur, zdawało się, że nie do obalenia….
My, rodacy Karola Wojtyły, dowiedzieliśmy się o powołaniu namiestnika św. Piotra od księży, z Radia Watykan, z Radia Wolna Europa, z „szeptanki” i w końcu z oficjalnej PRL-owskiej, lakonicznej depeszy: „Polski kardynał Karol Wojtyła został obrany papieżem i przyjął imię Jana Pawła II”.
Mieliśmy jednak przeczucie i jakiś wewnętrzny głos mówił: ksiądz Karol Wojtyła, kardynał z Krakowa, biskup Rzymu, jest jednym z nas i jest z nami. Będzie z nami zawsze. I był!
Pamiętamy go też takim, jakim był w słoneczne popołudnie podczas audiencji 13 maja 1981 roku. Zdawał się powalony, śmiertelnie ranny, ale cudem ocalony i zwycięski. Imperium Zła wówczas triumfowało, ale z wystrzelonych do niego kul Papież – Jan Paweł II potrafił zbudować zwycięstwo. Karol Wojtyła, skromny chłopak z Wadowic, którego dobytek u kresu drogi mieścił się w małym kuferku, pomógł przewrócić system zniewolenia, oparty na kłamstwie i u swych podstaw walczący z Bogiem. Przestrzelony i okrwawiony biały pas sutanny znalazł swe miejsce na Jasnej Górze, u stóp Królowej Polski.
Staraliśmy się być z nim w jego ostatniej tej ziemskiej drodze. Tak, jak on był z nami w chwilach radości i w smutku. Pamiętamy rzymski, kwietniowy świt, gdy rzesze ludzi szły pod swymi sztandarami by oddać cześć temu, który przez słowo i gest zdawał się odmienić świat i nas samych. Co prawda nie na długo.
Jak daleką przeszliśmy drogę od słów „Nie lękajcie się!”, wypowiedzianych tydzień po ogłoszeniu decyzji konklawe na Placu Świętego Piotra?
– Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję – zwykł powtarzać za kardynałem Augustem Hlondem ksiądz kardynał Stefan Wyszyński, prymas.
Księża Wyszyński i Wojtyła byli skromnymi, pokornymi sługami, robotnikami na winnicy Pańskiej. Jan Paweł II wspominał w zapisach testamentu:
Kiedy w dniu 16 października 1978 konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński powiedział do mnie „Zadaniem nowego papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie”. Nie wiem, czy przytaczam to zdanie dosłownie, ale taki z pewnością był sens tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je zaś Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia. Wielki Prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia. Jego zmagań i Jego zwycięstwa.
Zastanówmy się przez chwilę nad życiem tego niezwykłego Człowieka. Przenieśmy się myślą pod okno nad bramą w Krakowie, pod adresem ul. Franciszkańska 3. Popatrzymy na wierny lud z polskich gór, zgromadzony na halach u podnóża Tatr w kolejnych pielgrzymkach – w 1997 roku, na Kaszubów płynących do niego w 1999 roku z modlitewnikiem zapewniającym, że lud pomorski „trzyma z Bogiem”, wsłuchajmy się w słowa wypowiedziane w 1979 roku na ówczesnym Placu Zwycięstwa – „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej Ziemi”. Pójdziemy z Karolem Wojtyłą na spacer przez kraj lat dziecinnych, do Wadowic, na Mazury i ziemię Augustowską, na kajakarskie szlaki i do Lublina – na wykłady z filozofii i etyki.
Przypomnimy sobie słowa, które wypowiadał do nas – na Podhalu, w Krakowie i w Gdańsku, na Pomorzu, na Podkarpaciu, na Śląsku i na Podlasiu, na Ziemi lubelskiej, w Wielkopolsce. Słowa którymi mówił: „o nas i za nas”.
Zastanówmy się czy zostały z nami Jego słowa, Jego nauczanie? Słowa Ojca, który umacniał w wierze, nauczał, głosił cywilizację Miłości, bronił prawa do życia od poczęcia człowieka do jego naturalnej śmierci, Ojca zabiegającego o godność, otaczającego troską rodziny, będącego głosem chorych, poniżonych, bezbronnych, ludzi pracy. I dramatyczne słowa skierowane do nas w 1991 roku:
To jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć!
Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!
Była skromna trumna, drewniana, niczym te, z ludowych pogrzebów praojców. Bez katafalku. Był piątek 8 kwietnia 2005 roku. W pamięci pozostanie przez wiatr zamykana, ułożona na skromnej trumnie, księga Pisma Świętego. Na ceremonię pożegnalą do Rzymu przybyły miliony.
Zastanówmy się, choćby przez moment, w ciszy – kim był dla nas ten Człowiek, co dla nas uczynił, z czego uzdrowił, z czego wyzwolił? Co w nas zostało z nauczania Jana Pawła II?