Związek wśród mieszkańców „Przymorza”. Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” w Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej „Przymorze” w Gdańsku

Pokazać wizualnie, że „Solidarność” cały czas istnieje i działa, to jeden z celów na końcówkę bieżącej kadencji przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej „Przymorze” w Gdańsku. – Dzięki informacjom na tablicach oraz ulotkom będziemy bardziej widoczni – mówi Stanisław Leszczyński.

Plany mają tym większe znaczenie, że obecna kadencja Komisji Zakładowej została naznaczona zmianami. Z jej składu odeszło bowiem dwoje członków: Leszek Stępień oraz Beata Krasowska, którzy przeszli na emerytury. Pozostali w jej składzie Barbara Bogucka, Krzysztof Pollum, Jolanta Piłasiewicz oraz Roman Bielawa i przewodniczący Stanisław Leszczyński.

– Musimy się teraz przeorganizować – mówi pan Stanisław.

W najbliższym czasie dla KZ ważna będzie także rozmowa z władzami spółdzielni na temat wynagrodzeń. Komisja Zakładowa czeka na informację w sprawie terminu spotkania, by zasiąść do omówienia tej kwestii.

– Chcemy usiąść i rozmawiać, aby nie przygotowywać wszystkiego na ostatnią chwilę – dodaje przewodniczący.

Być może uda się także wrócić do mszy świętych, jakie jeszcze przed pandemią koronawirusa były odprawiane raz do roku w intencji obecnych i byłych pracowników, mając w pamięci zmarłych związanych niegdyś z „Przymorzem”. Spółdzielnia ma bowiem już kilka dekad, więc wiele osób odeszło na zawsze. Pierwsze prace budowlane na osiedlu rozpoczynały się w tym miejscu pod koniec lat 50. XX wieku.

„Obszar, gdzie zlokalizowano przyszłe osiedla, był tzw. szczerym polem, z wysoką trawą, starymi rozłożystymi lipami przy polnej drodze i pasącymi się krowami. Z punktu widzenia przyszłych budowniczych było to kompletne odludzie, bez żadnego uzbrojenia. Tereny te nowo powstała spółdzielnia uzyskała od Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, w sumie około 180 hektarów” – można przeczytać w notatce podsumowującej historię PSM „Przymorze”, jaka została opublikowana przez samą spółdzielnię. W 2019 roku obchodziła 60-lecie swojego istnienia.

Ostatnie bloki powstały w latach 80.

– Przez zawirowania, jakie miały miejsce na początku lat 90., przeszliśmy jako pracownicy spółdzielni tzw. suchą nogą – opowiada przewodniczący KZ. – Faktem jest, że pensje były wówczas kiepskie, ale oprócz likwidacji zakładu remontowo-budowlanego nie doszło do grupowych zwolnień. Najczęściej odbywało się to w ten sposób, że po odejściu jakiejś osoby na emeryturę łączono etaty bądź na przykład dodawano komuś nowy metraż do pracy. Ale ludzi masowo nie zwalniano.

Na dzisiaj spółdzielnia zatrudnia pracowników na 302 etatach.

Przewodniczącym w burzliwym czasie początku lat 90. był Krzysztof Czerwiński, pracujący w nieistniejącym już zakładzie remontowo-budowlanym. To on i inni, wówczas młodzi ludzie, tworzyli związkowe struktury i starali się, żeby pracownicy godnie zarabiali.

– Pojawiały się wtedy pomysły, aby podzielić spółdzielnię na mniejsze jednostki, ale „Przymorze” ostało się w dotychczasowej formie dzięki wzajemnej solidarności, osobom z zarządu i społecznikom, którzy twierdzili że „duży może więcej” – wspomina obecny przewodniczący KZ.

Kolejną osobą kierującą Związkiem był Henryk Sokalski działający na niwie sztuki. Spółdzielnia ma bowiem w swoim statucie prowadzenie działalności kulturalno-społecznej. W związku z tym utrzymuje w swoich zasobach kluby osiedlowe (dzisiaj funkcjonują cztery). Henryk Sokalski działał w nich, prowadził tam zajęcia, a jednocześnie zajmował się pracą związkową. Wówczas za jego kadencji zawarty został układ zbiorowy pracy, który funkcjonuje i normuje płace pracowników do tej pory.

Blisko innych ludzi

Następnie Związkiem kierowała Łucja Serdyńska, administratorka, a następnie kierownik osiedla, a więc osoba, której praca nie zawsze jest widoczna.

– Taka osoba zajmuje się sprawami dotyczącymi bezpośrednio mieszkańców, a tych jest sporo. Na przykład, gdy ktoś hałasuje albo zalewa swojego sąsiada. Tego nie widać, o tym się nie mówi, ale kierownicy, administratorki, pracownicy działów technicznych i ci będący najbliżej mieszkańców, czyli dozorcy, czasami obrywają za czyjeś winy. Zresztą pandemia koronawirusa najbardziej pokazała, jak ważne dla mieszkańców są stanowiska zlokalizowane blisko ludzi. Przykładowo starsze osoby, które nie mogą wyjść z mieszkania albo mają inne kłopoty, właśnie przez nich mogą coś załatwić – zwraca uwagę Leszczyński.

Sam jest w Związku od połowy lat 90. Został przewodniczącym, gdy poprzedniczka przeszła na emeryturę. Trzeba było wówczas ją zastąpić i to właśnie on został wybrany przez innych pracowników.

– Nawet nie byłem pytany o zgodę, tylko zostałem wskazany – śmieje się po czterech latach szefowania zakładowej „Solidarności”. – Nie szukałem tej posady, ale ktoś musiał przejąć obowiązki, a że coś niecoś wiem i jednocześnie mam  w miarę długi staż pracy, to zostałem wybrany.

Osób pracujących w spółdzielni przez wiele lat jest znacznie więcej. Stąd można powiedzieć, że zarówno spółdzielnia, jak i Związek w spółdzielni starzeją się razem. Do „Solidarności” rzadko dołączają nowi pracownicy, ponieważ… sytuacja na rynku pracy jest dobra. Nie widzą więc potencjalnych zagrożeń ani potrzeby działania dla dobra wspólnego.

– Płace nie są wysokie, ale jednocześnie nie ma obaw o zwolnienia. Część osób jest wprawdzie związana z ideą „Solidarności”, ale już inne patrzą stricte poprzez swój indywidualny interes. Czy to się zmieni, pokaże czas, ponieważ ostatnio pojawiło się sporo nowych osób, co z kolei jest związane z przejściami starszych pracowników na emeryturę – zwraca uwagę przewodniczący.

Bieżąca kadencja

Spółdzielnia „Przymorze”, zapewne jak wiele innych jej podobnych organizacji, może być uznawana za specyficzny twór, ponieważ jest w niej kilka podmiotów, zarząd, cztery administracje, które zajmują się obsługą mieszkańców, cztery kluby osiedlowe: Piastuś, Bolek i Lolek, Maciuś oraz MOK (nazwa pierwszego z nich, najstarszego, mogła być związana z ulicą Piastowską, ale genezę kolejnych, utworzonych w latach 70. i 80., trudno jednoznacznie wyjaśnić, choć podpowiedzią mogą być zlokalizowane w okolicy ogródki jordanowskie dla dzieci i młodzieży).

W relacjach na linii Związek – zarząd nie występują obecnie problemy.

– Mamy dobre relacje i za każdym razem, gdy się spotykamy, rozmawiamy, dochodzimy do wspólnych uzgodnień. Cokolwiek się nie dzieje, wiem, że można przyjść, aczkolwiek wiele spraw jest załatwianych lokalnie, w konkretnej administracji – opowiada przewodniczący.

Specyfika pracy spółdzielni polega również na tym, że oprócz działań zarządu oraz rady nadzorczej ważne w zarządzaniu jest jeszcze zebranie wszystkich jej członków, którzy podejmują decyzje w sprawie planów na kolejny rok. I zdarzyło się, że były zmieniane istotne elementy. Przykład – dodatek za wysługę lat oraz odprawa emerytalna pracowników. Mieszkańcy, jako że miało to duży wpływ na budżet „Przymorza”, zażądali, aby wprowadzić tutaj istotne cięcia.

Nie ma natomiast problemu z postulatem „Solidarności”, aby wynagrodzenie pracowników średniego szczebla, zarówno biurowych, jak i konserwatorów, docelowo wynosiło tyle, co średnia krajowa. Obecnie rozpiętość zarobków jest duża, a przez to może się wydawać, że średnia płaca to spora kwota, co mija się z rzeczywistością.

– Jest więc porozumienie, aby małymi krokami dojść do tego, że pracownicy będą zarabiać średnią krajową – podsumowuje przewodniczący Komisji Zakładowej. – Spółdzielnia ściągnie w ten sposób do siebie nowe, dobrze przygotowane kadry, szukające stabilnej, chociaż niełatwej i specyficznej, pracy, bo – jak mówił śp. prezes Adolf Zackiewicz – ta praca bez zaufania mieszkańców się nie uda.

Tomasz Modzelewski

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej