Warszawa 1944: Alejami z paradą będziem szli defiladą w wolną Polskę, co wstała z naszej krwi…
Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal
nic nie znaczy nam wojny pożoga.
Hej, sokoli nasz wzrok, w marszu sprężysty krok
i pogarda dla śmierci i wroga.
Gotuj broń, naprzód marsz, ku zwycięstwu!
W górę skroń! Orzeł nasz lot swój wzbił.
Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal.
Hej, do walki nie zbraknie nam sił!/bis
Godłem nam biały ptak, a „Parasol” – to znak,
naszym hasłem piosenka szturmowa.
Pośród kul, huku dział oddział stoi jak stał,
choć poległa już chłopców połowa.
Dziś padł on, jutro ja, śmierć nie pyta…
Gotuj broń! – Krew ci gra boju zew.
Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal,
a na ustach szturmowy nasz śpiew./bis
A gdy miną już dni walki, szturmów i krwi,
bratni legion gdy z Anglii powróci,
pójdzie wiara gromadą Alejami z paradą
i tę piosnkę szturmową zanuci.
Panien rój, kwiatków rój i sztandary.
Równy krok, śmiały wzrok, bruk aż drży.
Alejami z paradą będziem szli defiladą
w wolną Polskę,
co wstała z naszej krwi
(piosenka szturmowa „Parasola”, oddająca dynamikę, a jednocześnie dramat i złudne nadzieje Powstańców)
Godzina W: 1 sierpnia 1944 roku 35 tysięcy chłopców i dziewcząt z biało-czerwonymi opaskami i pod byle jaką bronią stawiło się na punkty zborne. Punktualnie o godzinie 17 wybiegli z pięciuset warszawskich bram w nadziej, że wywalczą wolność, pomszczą krzywdy, że pomogą alianci, że dotrą na odsiecz koledzy z AK, przedzierając się przez nasycony obcym wojskiem kraj, że za trzy dni przekroczy Wisłę Armia Czerwona, a Oni wystąpią jako gospodarze wolnej Stolicy i Wolnej Polski. Czekali na ten dzień pięć lat. Niosła ich chęć odwetu na wrogu i duma na widok biało-czerwonych barw na ulicach.
Powstańcy nie wiedzieli, nie byli świadomi, a politycy i dowódcy im nie powiedzieli, że już w listopadzie 1943 r., zachodni alianci uznali na konferencji w Teheranie, że Polska znajdzie się w sowieckiej strefie wpływów, pod butami Stalina. A ówczesną troską prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta i premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla było to, aby Polacy o tych ustaleniach się nie dowiedzieli. Znajdowali się w 1944 r. w strefie operacyjnej Armii Czerwonej.
Powstanie Warszawskie (tak pisane wielkimi literami – wbrew regułom ortografii) jest wielką lekcją militarną i polityczną, symbolem niezłomności, siły i ducha naszego narodu oraz zdrady i samotności w obliczu walki.
Samotność w idei
Generał „Bór” Komorowski, mimo wahań i braku rozkazu Naczelnego Wodza zdecydował: „Tak – Godzina W!”. Żołnierze AK stanęli wobec potęgi wroga osamotnieni. Nieliczni uzbrojeni – w steny, granaty, inni w butelki z benzyną, w kilofy i biało-czerwone opaski – w Honor, który ceny nie ma. Próby pomocy z powietrza były nikłe, nie zaważyły na wyniku morderczych zmagań. Zachód zresztą niczego nie obiecywał.
AK stanęła przeciwko regularnym oddziałom Wehrmachtu i Waffen-SS, wspieranych przez zdemoralizowane szumowiny z zaciągu do sił pomocniczych z krajów dawnego ZSRS.
Opanowanie miasta przed nadejściem Armii Czerwonej i wystąpienie w roli gospodarza przez władze Polskiego Państwa Podziemnego w imieniu rządu RP na uchodźstwie miało być atutem w walce o niezależność i suwerenność.
Niestety, dowództwo zdawało się nie wiedzieć, że we Lwowie, Wilnie, Lublinie ujawnienia struktur Podziemia zakończyły się aresztowaniem lub wymordowaniem dowódców AK, rozformowaniem oddziałów, przymusowym wcieleniem do dywizji ludowego Wojska Polskiego, wywózką opornych na wschód. A przecież Komenda Główna AK znała los żołnierzy w Wilnie, Lublinie, Lwowie. Meldunki z terenu nie pozwalały na zaufanie i wiarę w dobrą wolę sowietów. Na dodatek w lipcu 1944 roku Komenda Główna AK kierowała transporty broni z Warszawy do wschodniej Polski, uszczuplając warszawskie zapasy. decyzję o podjęciu walki z Niemcami w Warszawie. Głównym prącym do powstania w mieście był gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” (w latach 1940-41 więzień NKWD, ale jego postawa wymaga gruntownego wyjaśnienia), wspierał go płk Antoni Chruściel.
Szef Oddziału II Komendy Głównej AK doświadczony żołnierz Kazimierz Iranek-Osmecki znajdował się w ścisłym gronie dowódców Armii Krajowej, decydujących o wybuchu Powstania Warszawskiego. Był przeciwny (!) rozpoczęciu walk – on, szef wywiadu.
-Powstanie warszawskie było straszną tragedią, przykładową lekcją, jak wojny się nie prowadzi, a Polska zapłaciła cenę, na którą jej nie było stać. Niesłuszną decyzję podjęto też w złym czasie – ocenił w jego 60 rocznicę żołnierz AK, uczestnik Powstania, historyk i badacz Powstania prof. Jan Ciechanowski.
Decyzji o podjęciu walki zbrojnej w Warszawie ani czterej najwyżsi oficerowie KG AK ani delegat rządu na Kraj nie skonsultowano z naszym rządem w Londynie ani z Naczelnym Wodzem gen. Kazimierzem Sosnkowskim. O planach rychłego wywołania Powstania (pierwotnie mobilizacja na 28 lipca) powiadomiono Londyn dopiero 25 lipca 1944. Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, uważał, że w zaistniałej sytuacji zbrojne powstanie pozbawione jest tak militarnego, jak i politycznego sensu, w depeszy do gen. „Bora” Komorowskiego nakazał:
W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji.
Gen. Sosnkowski nie wydał jednak jednoznacznego rozkazu zakazującego „Godzinę W”. Za to propagandowa sowiecka radiostacja „Kościuszko” nawoływała do jego wybuchu, obiecując rychłe przekroczenie Wisły przez Armię Czerwoną – sojusznika naszych sojuszników. Był to jeden z elementów sowieckiej „zachęty” i prowokacji.
Komenda Główna AK w Warszawie nie żadnego kontaktu z wojskami sowieckimi ani wiedzy o ich planach. Dowództwo Armii Krajowej zakładało, że Armii Czerwonej zależeć będzie – ze względów strategicznych, na szybkim zajęciu Warszawy. Przewidywano kilkudniowe walki i oczekiwano wymiernej, w sensie militarnym i politycznym, pomocy ze strony aliantów zachodnich. Warszawska Apokalipsa nie skłoniła aliantów do przeforsowania uderzenia na Europę od południa. Respektowali układy ze Stalinem i wspierali od początku 1942 r. gigantycznymi dostawami broni, amunicji, paliw, tysiącami czołgów i samochodów Armię Czerwoną.
Premier Stanisław Mikołajczyk, udający się w lipcu 1944 r. na rozmowy ze Stalinem, liczył, iż ewentualny wybuch Powstania wzmocni jego pozycję negocjacyjną, ale wybuchem walk w Warszawie, jak wspominał, był zaskoczony. Mikołajczyk znalazł się w roli polityka proszącego o wsparcie, gdy okazało się po kilku dniach, że powstańcom nie udało się osiągnąć wyznaczonych celów.
Sowieci od końca lipca 1944 r. stali nad Wisłą, patrząc dwa miesiące na agonię Wolnej Polski. Próby pomocy, podjęte bez wsparcia, przez „kościuszkowców” zakończyły się fiaskiem. Forsując Wisłę oraz w walce na Powiślu i Czerniakowie poległo lub zaginęło cztery tysiące żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego gen. Berlinga (on sam został odsunięty od dowodzenia – po fiasku desantu, za próbę pomocy walczącym).
Zrzuty z alianckich samolotów, zbyt rzadkie, ryzykowne i mało celne, nie mogły odmienić losów Powstania, ale liczyły się każda sztuka broni, kula, granat (jako tako uzbrojony był co czwarty powstaniec). 31 lipca 1944 r. na porannej odprawie Komendy Głównej Armii Krajowej komendant okręgu warszawskiego AK pułkownik (od 14 września 1944 r. generał) Antoni Chruściel ps. „Monter” wiedział, że jego żołnierze nie mają czym walczyć. On, płk dyplomowany (!) mówił, że brak broni zastąpi „furia odwetu” (sic!).
O pomoc do aliantów apelował rząd RP w Londynie i Komenda Główna AK. Alianckie samoloty nad Warszawą pojawiły się – sporadycznie, w sierpniu 1944 r. Dawały złudne poczucie, że miasto nie jest osamotnione.
Loty realizowała 1586 Eskadra do Zadań Specjalnych, bazująca w Brindisi we Włoszech, wyspecjalizowana w zrzutach zaopatrzenia (załogi B-24 Liberator i brytyjskie Handley Page Halifax – ciężkie bombowce, przeznaczone do długotrwałych lotów w nocy). Maszyny z polskimi załogami były wykorzystane kilkukrotnie. Po raz pierwszy 4 sierpnia 1944 r. – ale wtedy kilka polskich załóg (wbrew rozkazowi) zboczyło z trasy i przeleciało nad Warszawą. Później do akcji wyznaczono załogi polskie, brytyjskie i południowoafrykańskie z 31 Dywizjonu South African Air Force. Straty były duże.
Lot nad płonące miasto z i do lotnisk w Italii zajmował do 10 godzin. Straty w maszynach i załogach były duże. Stalin do połowy września 1944 r. nie godził się na międzylądowania. Ostatni moment entuzjazmu powstańców i ludności stolicy przyszedł 18 września 1944 r., gdy w biały dzień nad Warszawą pojawiło się 107 amerykańskich Boeingów B-17 z bronią i amunicją. Cóż z tego, skoro tylko część (co trzeci) zasobników trafiła do powstańców.
Polscy komandosi zostali wytraceni. W sierpniu 1944 roku 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego była gotowa do walki. Kiedy wybuchło Powstanie brygada przygotowywała się do zrzutu – nie została skierowana do stolicy. Wykrwawiła się w Holandii, nad Arnhem, w wyjątkowo nieudolnie prowadzonej przez Brytyjczyków operacji „Market Garden”.
Walka i rzeź
Powstanie było aktem rozpaczy. Straceńczą odwagę i brak broni słychać w wersach piosenek: „Choć na „tygrysy” mają Vis-y” („tygrysów” w powstaniu było 9), „Pod czołg idzie z butelką dziewczyna…” (czołgi nie podchodziły na „rzut butelką). Naiwność i tragizm.
Przez 63 dni żołnierze AK prowadzili heroiczny i samotny bój z wojskami niemieckimi i ich pomocnikami. Ostatecznie wobec braku perspektyw dalszej walki 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki „Jarecki” i ppłk Zygmunt Dobrowolski „Zyndram” podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bach-Zelewskiego w Ożarowie akt kapitulacji Powstania Warszawskiego.
Mało znany Rozkaz nr 19 z 1 września 1944 r. gen. Sosnkowskiego (a postać to była nietuzinkowa) skierowany do żołnierzy AK, krytykujący aliantów (głównie Anglików) za niedotrzymanie zobowiązań sojuszniczych, przeszedł do historii jako dowód wielkiego oddania sprawie polskiej:
Pięć lat minęło od dnia, gdy Polska wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego i otrzymawszy jego gwarancje, stanęła do samotnej walki z potęgą niemiecką (…). Od miesiąca bojownicy Armii Krajowej pospołu z ludem Warszawy krwawią się samotnie na barykadach ulicznych w nieubłaganych zapasach z olbrzymią przewagą przeciwnika. Samotność kampanii wrześniowej i samotność obecnej bitwy o Warszawę są to dwie rzeczy zgoła odmienne. Lud Warszawy pozostawiony sam sobie i opuszczony na froncie wspólnego boju z Niemcami — oto tragiczna i potworna zagadka, której my Polacy odcyfrować nie umiemy na tle technicznej potęgi Sprzymierzonych u progu szóstego roku wojny.
Nie umiemy dlatego, gdyż nie straciliśmy jeszcze wiary, że światem rządzą prawa moralne. Nie umiemy dlatego że nie wierzymy aby polityka, oderwana od zasad moralnych, inne słowa, aniżeli złowieszcze “Mane, Tekel, Fares” sama sobie na kartach historii wypisać zdołała. Nie umiemy, bo uwierzyć nie jesteśmy w stanie, że oportunizm ludzki w obliczu siły fizycznej mógłby posunąć się tak daleko, aby patrzeć obojętnie na agonię stolicy tego kraju, którego żołnierze tyle innych stolic własną piersią osłonili, lub wyzwolili wysiłkiem własnego ramienia. (…) Warszawa czeka. Nie na czcze słowa pochwały, nie na wyrazy uznania, nie na zapewnienie litości i współczucia. Czeka ona na broń i amunicję. Nie prosi ona, niby ubogi krewny, o okruchy ze stołu pańskiego, lecz żąda środków walki, znając zobowiązania i umowy sojusznicze.
W czasie walk w Warszawie poległo lub zaginęło ok. 17 tys. powstańców, a ok. 25 tys. zostało rannych. Poległo na Powiślu i zaginęło w walce lub próbując przebyć Wisłę 4 tys. żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, dowodzonej przez gen. Zygmunta Berlinga. Straty ludności cywilnej są niewyobrażalne. Zginęło lub zostało zamordowanych (szacunkowo) od 120 tys. do 160 tys. mieszkańców stolicy.
Niemcy wyrwali serce Polski! Za rozkaz do klęski odpowiadają dowódcy. Generałowie „Bór”, „Niedźwiadek” i Tadeusz Pełczyński (ranny, w Powstaniu stracił syna) oraz dowódca Okręgu Warszawa płk Chruściel „Monter” oraz szef propagandy KG AK płk Jerzy Rzepecki nie zginęli z bronią w ręku, Powstanie oraz wojnę przeżyli.
Straty wśród ludności cywilnej w gęsto zaludnionym mieście były przeogromne. Wynosiły ok. 180 tys. zabitych i zamordowanych kobiet, dzieci, cywilnych mieszkańców. Pozostałych przy życiu pół miliona mieszkańców Warszawy wypędzono z miasta, które po powstaniu zostało niemal całkowicie zburzone przez niemieckie komanda.
Z powierzchni ziemi zniknęła na zawsze dawna Warszawa – „Paryż Północy”. Po 1945 roku na jej miejscu, mimo pieczołowitej odbudowy Starówki, pojawiła się całkiem inna stolica – przyciśnięta Pałacem im. Stalina.
Na prawym brzegu Wisły
Jak potoczyły się losy Powstania na prawobrzeżnej Pradze? Na warszawskiej Pradze 6 tys. żołnierzy AK 1 sierpnia 1944 r. stanęło do nierównej walki. Dowódca Powstania na Pradze, płk. Antoni Żurowski ps. „Papież” rychło zauważył, że walczy nie z siłami policyjnymi, a z regularnymi, frontowymi jednostkami wroga. Niemcy ustawili wzdłuż ulic Targowej i Grochowskiej kilkadziesiąt czołgów, które w asyście grenadierów skutecznie sparaliżowały działania powstańcze. Nie powiódł się atak na most Kierbedzia (napotykając opór dwóch kompanii wroga zginęło w akcji 30 AK-owców).
Płk Żurowski zdecydował o przerwaniu walk. Dostarczenia meldunku do „Montera” podjął się 17-letni chłopak z harcerskiego plutonu łączności VI Obwodu AK kapral Jarosław Stodulski „Kruk”. Zdołał przepłynąć strzeżoną przez Niemców Wisłę. Przeżył. Po latach został prof. dr. Stodulskim, światowej sławy lekarzem, twórcą Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Centrum Zdrowia Dziecka. Tysiące mu podobnych straciliśmy w Powstaniu. Sowiecki niemieckimi rękami unicestwili nie tylko stolicę, także część naszej elity.
Powstanie wpisane w los
Powstanie Warszawskie było „zapisane” w historii, w polskie losy, od 1939 roku, kiedy zaczęły powstawać organizacje podziemne. Tego zdania był m.in. prof. Tomasz Strzembosz. Powstanie wybuchło ze względów politycznych, a nie wojskowych. Cechowało je bezprzykładne męstwo. Pozostały mity, piosenki, literatura i wielka niezabliźniona rana.
Powstanie warszawskie było polityczną i militarną klęską (mimo nielicznych sukcesów – zdobycia gmachu PAST i Poczty Głównej i wyzwolenia więźniów „Gęsiówki”). Pozostaje przestrogą. Symboliczna rola Powstania, heroizm, indywidualne męstwo, są nie do przecenienia.
Pamiętajmy – godz. 17.00! Tego dnia zatrzymajmy się gdziekolwiek będziemy!
1 sierpnia 1944 r. wybuchło Powstanie Warszawskie, przez 63 dni żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Wojska Polskiego i innych formacji, prowadzili heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej i sowieckiej okupacji, krzyk przeciwko zniewoleniu. Sumieniem świata nie wstrząsnęło. Wolna Polska spłonęła w Warszawie.
Artur S. Górski
(Zdjęcia: kadry z materiału filmowego nakręconego przez operatorów powstańczych, Biuro Edukacji Narodowej Instytutu Pamięci Narodowej oraz Bundesarchiv)