1944: Rzeź Woli i Ochoty. Sprawcy pozostali bezkarni
Latem 1944 roku w centrum Europy ulice Warszawy zamieniły się w rzeźnię – w ludzką rzeźnię. Co najmniej 40 tysięcy kobiet, dzieci, starców – mieszkańców kamienic z Woli i Ochoty, zostało zamordowanych od 4 do 6 sierpnia 1944 r. w masowych mordach przez niemieckich żołdaków i policjantów oraz degeneratów z formacji pomocniczych, rekrutujących się spośród rosyjskich, ukraińskich i kaukaskich renegatów.
Prym wśród zbrodniarzy wiodła jednostka (brygada) SS nosząca nazwisko swego dowódcy „Dirlewanger”, przykład perwersji czasu wojny. Rozkaz „oczyszczenia Warszawy z ludności cywilnej” wydał Adolf Hitler, a uściślił Reichsführer SS Heinrich Himmler:
„Każdego mieszkańca należy zabić (w tym również kobiety i dzieci), nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.
Minęło cztery dni od „Godziny W”. Mieszkańcy domów na Woli i Ochocie byli całkowicie bezbronni. Powstańcy po zmaganiach z żołnierzami frontowymi z Dywizji Pancernej „Hermann Göring”, nie osiągnąwszy wyznaczonych celów, wycofali się z tych dzielnic do innych kluczowych punktów.
Nieliczni żołnierze podziemia stanęli na Woli i Ochocie przeciwko SS-manom i zdemoralizowanych szumowin z zaciągu do sił pomocniczych – z formacji złożonych z rosyjskich i ukraińskich degeneratów: z Brygady Szturmowej SS „RONA”, kozaków i Azerów, popłuczyn batalionu policyjnego „Rolland” (we wrześniu do Warszawy przybyło też 400 rezunów dowodzonych przez Petra Diaczenko, „Kwitka” (zmarł w 1965 r. w Filadelfii) z Ukraińskiego Legionu Samoobrony (31 Schutzmannschafts-Bataillon der SD) w czasie Powstania Warszawskiego masakrującego ludzi na Czerniakowie i w Puszczy Kampinoskiej).
Osobny rozdział okrucieństwa to dzieło grupy kryminalistów i zboczeńców, zebranych pod rozkazami SS-Oberführera Oskara Dirlewangera. Nocą z 4 na 5 sierpnia 1944 r. rozpoczęła się rzeź. Kamienice, w gęsto zamieszkałych dzielnicach stały się areną niewyobrażalnych zbrodni. Podobnych tylko tym z Wołynia 1943.
Dr nauk politycznych Oskar Dirlewanger „żołnierzy” do Brygady Szturmowej SS (następnie określanej jako dywizja Waffen SS – 36 Dywizja Grenadierów SS „Dirlewanger”), rekrutował zrazu spośród drobnych przestępców, z czasem spośród zwykłych kryminalistów, osadzonych w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Zezwalał mu na to „glejt” szefa SS Himmlera, który niczym średniowieczny cesarz Henryk I Ptasznik, wydał okólnik łagodzący kary przestępcom – pod warunkami odkupienia win dla Rzeszy i za udział w walce.
Ów Dirlewanger został skazany w latach 30. za „czyny nierządne” na 14-letniej dziewczynce ze Związku Niemieckich Dziewcząt. Został za akt pedofilski wyrzucony z NSDAP, a sąd uznał Dirlewangera za zboczeńca i osadził w obozie karnym. Po odbytej karze zwyrodnialec postanowił się zrehabilitować – III Rzesza mu to umożliwiła: paląc, gwałcąc, mordując, pacyfikując od 1942 roku wsie na Białorusi i na Polesiu wraz ze swymi podkomendnymi z SS Sturmbrigade „Dirlewanger”.
Latem 1944 roku te kanalie trafiły do stolicy. Na rozkaz Himmlera degeneraci z brygady SS przybyli o świcie 5 sierpnia 1944 r., od strony Sochaczewa, na Wolę. Żołdacy wypędzali z domów ludność cywilną. Domy podpalali, ludzi zapędzali na miejsca masowych mordów, wrzucali granaty do piwnic.
Ludobójstwa na warszawskich cywilach pod okiem Wehrmachtu dokonali też siepacze z batalionu 3. pułku kozaków rotmistrza Jakuba Bondarenki, renegaci z SS-RONA pod dowództwem Bronisława Kamińskiego, dwa azerbejdżańskie bataliony „Bergman” oraz batalion ze szkoły oficerskiej w Poznaniu i kilka kompanii policji z Kraju Warty. Dowództwo nad pacyfikującymi siłami policyjnymi trzymał gen. mjr policji Heinz Reinefarth. Powstańcy tych zbrodniarzy do niewoli nie brali. Żołnierze Wehrmachtu i wartownicy byli przez nich traktowani w miarę możliwości – godnie.
A żołnierze AK? Zgodnie z przepisami konwencji haskiej spełniali oni wymogi uznania za Wojsko Polskie: walczyli pod określonym znanym dowództwem, występowali jawnie – jako żołnierze, wyróżniali się odpowiednimi widocznymi oznaczeniami, w tym mundurami bądź opaskami na ramionach. Mimo to alianci zachodni uznali ich za część sił zbrojnych dopiero 30 sierpnia 1944 roku. Niemcy zaczęli traktować powstańców jak jeńców pięć tygodni po wybuchu walk w stolicy.
Masakra ludności i powstańców nie ominęła szpitali, kościołów i sierocińców. Ginęły dzieci, kobiety, zakonnice, pielęgniarki, lekarze. (np. 2 września 1944 r. na Starym Mieście wymordowano ok. 1200 osób, w tym 300 rannych w Centralnym Powstańczym Szpitalu Chirurgicznym przy ul. Długiej). Okrucieństwo było niewyobrażalne. Zachowały się nieliczne zeznania świadków, w tym Mathiasa Schenka, sapera szturmowego z Wehrmachtu oraz garstki ocalałych. Są wstrząsające…
Najwięcej osób zamordowali oni w fabrykach Ursus oraz przy ul. Górczewskiej i ul. Wolskiej oraz na „Zieleniaku” (róg ulic Grójeckiej i Opaczewskiej). Stosy ciał rozciągały się wzdłuż ulic.
W „czarną sobotę” 5 sierpnia 1944 r. największe masowe egzekucje miały miejsce w pobliżu hal warsztatów kolejowych na ul. Moczydło (według różnych szacunków zamordowano tam do 10 tys. osób, mieszkańców domów z ulic Działdowskiej, Płockiej, Sokołowskiej, Staszica, Wolskiej, Wawelberga), na cmentarzu prawosławnym (kilkaset osób), w parku Sowińskiego (około tysiąca osób), w Fabryce Obić i Papierów Kolorowych (między nie mniej niż 4 tys. ofiar) i składzie maszyn rolniczych przy ul. Wolskiej oraz w fabryce „Ursus’ (nie mniej niż 6 tys. ofiar).
Symbolem jest los pani Wandy Lurie, polskiej „Niobe„, matki zamordowanych w egzekucji trójki małych dzieci. Była w zaawansowanej ciąży. Cudem przeżyła kaźń. Kula oprawcy przeszła przez dolną część jej szczęki, wychodząc przez policzek. Synowi urodzonemu kilka miesięcy później nadała imię Mścisław. Przeżył.
Niemieccy sprawcy, cynicznie przeprowadzonej akcji eksterminacyjnej, Heinz Reinefarth i gen. Erich von dem Bach-Żelewski (pochodzący z Pomorza) nie odpowiedzieli za zbrodnie w stolicy. Generał SS Bach-Żelewski odpowiedział przed sądem RFN po wojnie, ale za czyny sprzed 1939 r.
Kamiński, Rosjanin o polskich korzeniach, za niesubordynację został skazany na śmierć przez sąd polowy Wehrmachtu jesienią 1944 r. Nawet dla nazistów okazał się zbytnią kanalią. Kozacy w służbie niemieckiej (niezależnie od stopnia przewin) zostali w większości przekazani przez aliantów po kapitulacji Niemiec sowietom, wielu z nich nim trafili w ręce NKWD popełniło samobójstwa. Nieliczni, przejęci przez służby specjalne, wykorzystywani do planowanej na wypadek konfliktu dywersji.
Dirlewanger został zgładzony w więzieniu w czerwcu 1945 roku na terenie Wirtembergii. Najprawdopodobniej rozpoznali go, dopadli i „dojechali” Polacy z jednostki wartowniczej amerykańskiej MP.
Heinz Reinefarth (ten, który w raportach donosił o kłopotach: o brakach w amunicji do rozstrzeliwań) po wojnie był burmistrzem na wyspie Sylt. Wybrano go do landtagu kraju Szlezwik-Holsztyn, kontynuował pracę jako…adwokat. Za zbrodnie popełnione w Powstaniu nie odpowiedział. Niemcy po 50 latach za jego zbrodnie symbolicznie przeprosili.
Nie ponieśli kar ci, którzy strzelali do ludzi, gwałcili, zażynali, palili żywcem i wieszali, pędzili tyraliery „żywych tarcz”, osłaniających natarcia piechoty i czołgów, wrzucali granaty do piwnic.
Osiem miesięcy po zbrodni na mieszkańcach naszej stolicy i Berlin padł. Niemcy po 50 latach przeprosili za zbrodnie wojenne w Warszawie. Pierwszy uczynił to kanclerz Willy Brandt, w grudniu 1970 roku, klękając przed pomnikiem Bohaterów Getta, innego warszawskiego powstania, tego z kwietnia 1943 r.
(na zdj. bandyci z brygady SS „Dirlewanger” tzw. Czarni Łowcy)