Dobrze już było, czyli powrót złotego Donka

Październikowe  wybory parlamentarne wygrało Prawo i Sprawiedliwość, ale władzę najprawdopodobniej  obejmie obecna opozycja. Partia Jarosława Kaczyńskiego w przyszłym Sejmie dysponować będzie 194 mandatami, zaś Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Nowa Lewica będą mieć razem 248. Jaka jest perspektywa dla zwykłych Polaków? Już są zapowiedzi, że pod Tuskowy nóż pójdą „niehandlowe niedziele”. Następne będą transfery socjalne, bo „trzeba skończyć z rozdawnictwem”, a potem wyprzedawanie majątku państwowego i zaniechanie wielkich cywilizacyjnych inwestycji (Po co nam CPK, jak mamy lotnisko w Berlinie).

Warszawa, 13 września 2013 r. Jedna z wielu demonstracji NSZZ „Solidarność” przeciwko antypracowniczym działaniom rządu PO–PSL. Fot. Olga Zielińska

Nie wiadomo, czy uda się obronić wprowadzone przez ostatnie osiem lat zdobycze socjalne (500, a od 2024 roku 800 plus, wiek emerytalny 60 dla kobiet, 65 dla mężczyzn, tzw. 13. i 14. emerytura, darmowe leki itd.) i pracownicze (ograniczenie handlu w niedziele, ograniczenie umów śmieciowych, godna płaca minimalna, emerytury pomostowe, ustalenia o emeryturach stażowych).  Czeka nas także wyprzedaż przedsiębiorstw państwowych, a że dzięki rządom PiS są one w bardzo dobrej kondycji będzie czym handlować. Cała nadzieja w prezydencie Andrzeju Dudzie, który przynajmniej przez najbliższe niespełna dwa lata będzie mógł blokować nieodpowiedzialne i szkodliwe pomysły ekipy Tuska. Zapowiadają się jednak pracowite lata dla NSZZ „Solidarność”.

Jedyny pożytek z tych wyborów i wysokiej frekwencji jest taki, że wielu Polaków  na własnej skórze przekona się, jak ich kartka wyborcza wpływa na ich własne życie. Przykładem są już głosy niektórych pracowników sieci handlowych, którzy przyznali, że głosowali na partię Tuska, a teraz są zdziwieni, że czeka ich praca w niedziele. Za jakiś czas obudzą się emeryci, gdy na ich konto nie wpłynie 13. i 14. emerytura, a waloryzacja będzie wynosić kilka złotych. Jak komentować to będą obecni krytycy prezesa Obajtka, gdy na sprywatyzowanym Orlenie będą płacić w euro taką samą cenę, jak na niemieckich stacjach.

Kto wygrał, kto przegrał?

Po raz pierwszy od 1989 roku frekwencja przy wyborczych urnach przekroczyła 70 procent (dokładnie: 74,38). Nawet w historycznych wyborach w czerwcu 1989 roku wzięło udział ponad 10 procent mniej wyborców.

Prawo i Sprawiedliwość  zebrało 7 640 854 głosy, co stanowi 35,38 procent. Drugi komitet – Koalicja Obywatelska – zdobył o ponad milion mniej głosów – 6 629 402 głosy (30,7 procent). Na podium znalazła się też Trzecia Droga, na którą zagłosowało 3 110 670 osób (14,4 procent). Czwarte miejsce zajęła Nowa Lewica – 1 859 018 głosów (8,61 procent). Na ostatni komitet, który w wyborach 2023 przekroczył próg wyborczy – Konfederację – głos oddały 1 547 364 osoby (7,16 procent).

W naszym województwie KO otrzymała 39,71 proc., PiS 27,33 proc., a Trzecia Droga 14,33 proc. W sejmowym okręgu wyborczym nr 25 (obejmuje miasta na prawach powiatu: Gdańsk i Sopot, a także powiaty: gdański, kwidzyński, malborski, nowodworski, starogardzki, tczewski i sztumski) KO zdobyła 41,7 proc. głosów, PiS – 25,2 proc., Trzecia Droga 14,7 proc., Nowa Lewica 9,41 proc., a Konfederacja 6,23 proc.

W województwie pomorskim w co najmniej czterech gminach PiS uzyskało ponad 50-procentowe poparcie, wyraźnie dystansując KO (Linia – 50 do 17, Osieczna – 52  do 18, Skórcz – 52 do 16  i rekordowe Lipnice – 55 do 18). Tym samym zdetronizowana została gmina Sierakowice (47 do 17).

PiS zdecydowanie wygrało (37-38 procent poparcia) w czterech powiatach naszego województwa – bytowskim, kościerskim, kartuskim i starogardzkim.

W gminach do 5 tysięcy mieszkańców PiS poparło blisko 40 procent wyborców, zaś w dwóch największych miastach Gdyni i Gdańsku – 20 procent.

Rekordzistą na listach PiS w naszym województwie został Kacper Płażyński, uzyskując ponad 100 tysięcy głosów poparcia w okręgu gdańskim. Pokonał on „jedynkę” Koalicji Obywatelskiej – Agnieszkę Pomaską (83 590 głosów). Co ciekawe, do Sejmu z listy KO nie dostał się Jerzy Borowczak, który mimo swoich zasług dla powstania „Solidarności” związał się z antyzwiązkową partią Donalda Tuska.

Obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą

Były tzw. prezydent Europy i jego koalicja po wyborach mają 248 miejsc w Sejmie, teraz więc czekamy na 60 tysięcy złotych wolnych od podatku i 30-procentowe podwyżki dla nauczycieli. Miejmy nadzieję, że nie usłyszymy powtórki ze słynnej rozmowy z restauracji Amber Room z 2014 roku, w której to ówczesny szef MSZ w rządzie PO–PSL Radosław Sikorski mówił m.in.: – Dwa razy obiecać, to jak raz dotrzymać. Odpowiadał mu Jacek Rostowski, minister finansów w rządzie Donalda Tuska: – Obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą.

Już pierwsze dni po wyborach pokazały, że potencjalny rząd stworzony przez dotychczasową opozycję – tzw. koalicję – nie będzie miał łatwo, aby pogodzić programy poszczególnych partii. Przypomnijmy, że w jej skład wchodzi 11 ugrupowań: Platforma Obywatelska, Nowoczesna, Zieloni, Inicjatywa Polska Ruch Społeczny, Agrounia TAK, Nowa Lewica, Razem, Polska 2050 Szymona Hołowni, Polskie Stronnictwo Ludowe, Centrum dla Polski. Jak pogodzić zwolenników wyeliminowania mięsa z diety Polaków (Zieloni) z podobno z reprezentantami polskich rolników (PSL), skrajnych liberałów (Nowoczesna, PO) z lewicową partią Razem. No, chyba że tak naprawdę to chodziło o dorwanie się do koryta. Potwierdza to choćby spór, kto ma zostać marszałkiem Sejmu: czy Czarzasty, czy Hołownia.

Ostatnio pojawił się pomysł na rotacyjnego marszałka Sejmu. Idąc tym tropem, może trzeba wprowadzić rotacyjnego premiera, a może i mistrów, aby pogodzić wszystkich przyszłych koalicjantów.

Przed wyborami opozycyjne partie prześcigały się w obietnicach, pomimo że budżet państwa na ten i plan na przyszły rok były znane. Teraz utyskują, że nie ma pieniędzy na spełnienie ich obietnic, Polska jest w ruinie, a dziura budżetowa jest wielka. Skądś to znamy. Od 1989 roku przeciętny Polak słyszał, że trzeba zaciskać pasa, bo jesteśmy na dorobku. Dopiero rządy Zjednoczonej Prawicy pokazały, że w budżecie państwa są pieniądze na wsparcie polskich dzieci (500 plus, wyprawka szkolna, laptopy, bony wakacyjne, darmowe leki itd), emerytów (13. i 14. emerytura, zwolnienie z podatku najniższych emerytur, osób niepełnosprawnych, przedsiębiorców (tarcze covidowe).

Propagandzie dotychczasowej opozycji i  sprzyjającym jej mediom (m.in. TVN) przeczy list otwarty do polityków dzisiejszej opozycji, pod którym podpisało się ponad 100 naukowców, społeczników i aktywistów. Eksperci zauważają, że obecny stan finansów publicznych pozwala na realizację wyborczych obietnic koalicji opozycyjnej i wzywają potencjalną nową koalicję rządową, by ta nie prowadziła „polityki zaciskania pasa”.

Naukowcy oceniają, że chociaż wartości nominalne są istotnie większe niż 8 czy 20 lat temu, to w tym samym okresie urosła też nasza gospodarka (realnie o ponad 30 proc. w latach 2015–2022). Polski dług publiczny w relacji do PKB, po chwilowym wzroście w okresie pandemii, obniżył się do poziomu ok. 48 proc. PKB. Polski deficyt publiczny jest od początku pandemii niższy niż średnia dla krajów UE. Koszty obsługi polskiego długu, choć relatywnie wysokie, zależą przede wszystkim od ustalanych centralnie stóp procentowych i wraz z ich obniżaniem będą sukcesywnie spadać.

Jak narracja koalicji pod przewodnictwem Donalda Tuska jest kłamliwa pokazuje również między innymi fakt, że właśnie przeskoczyliśmy kolejne państwo w Unii Europejskiej (Estonię) pod względem dochodu narodowego na mieszkańca Polski i jest on już wyższy niż w przypadku dziewięciu innych krajów UE – wynika z danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Oznacza to awans o jedno oczko na liście najbogatszych państw wspólnoty. Polskie PKB per capita daje naszemu państwu 17. miejsce wśród krajów Unii Europejskiej. W rankingu wyprzedzamy takie kraje, jak: Portugalia, Węgry, Chorwacja, Słowacja, Rumunia, Łotwa, Grecja oraz Bułgaria. W 2004 r., czyli w momencie wejścia do UE, dochód na mieszkańca Polski był najniższy we wspólnocie.

Oczywiście w budżecie nie ma pieniędzy na spełnienie obietnic KO, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy razem wziętych, i to w ciągu stu dni. Ale jak już pisaliśmy: „Obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”. Część obietnic przedwyborczych obecnej większości parlamentarnej brzmi bardzo atrakcyjnie, jak choćby podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. rocznie, renta wdowia czy 20-procentowa podwyżka dla budżetówki i 30-procentowa dla nauczycieli. Można by tylko temu przyklasnąć, choć już wiele ugrupowań wycofuje się z tego, co gwarantowało przed wyborami. O pierwszym wytłumaczeniu pisaliśmy już wcześniej: „ten okropny PiS nie zabezpieczył środków na nasze obietnice”, drugie tłumaczenie brzmieć będzie zapewne, „no, my byśmy zrealizowali obietnicę, ale nasi koalicjanci na to nie pozwalają”.

Krok w tył

Najbliższe cztery lata nie napawają optymizmem. Jeśli obecna większość parlamentarna zrealizowałaby część swoich postulatów, to będziemy mieli do czynienia z cofnięciem w wielu obszarach. Przede wszystkim zwijane będą rzeczywiste programy społeczne, wyprzedawane będą przedsiębiorstwa państwowe, brak będzie inwestycji, które wzmacniałyby naszą gospodarkę. Znów rządzący będą dbać przede wszystkim, aby dobrze wypaść w oczach Brukseli i Berlina. 

Małgorzata Kuźma

Głos ponad 12 milionów Polaków

W referendum frekwencja w kraju wyniosła 41 procent, a więc jego wynik nie jest bezwzględnie wiążący dla władzy. Niemniej warto zauważyć, że wzięło w nim udział 12 milionów wyborców, a spośród nich około 11,5 miliona odpowiedziało „nie” na wszystkie cztery referendalne pytania! Tylko w województwie podkarpackim frekwencja w referendum przekroczyła 50 procent.

Smutne, że tak wielu Polaków dało sobie wmówić, że bojkot referendum to jakiś akt sprzeciwu wobec władzy Prawa i Sprawiedliwości. Odpowiedź na cztery pytania referendalne ma duże znaczenie dla tego, w jakim kierunku będzie prowadzona polityka naszego państwa. Pomimo że prawnie wyniki referendum nie są dla władzy wiążące, bo nie wzięło w nim udziału 50 proc. Polaków, to jednak w referendum swój głos oddało 12 082 588 uprawnionych do głosowania. Z danych PKW wynika, że na pytania o sprzedaż państwowego majątku, o likwidację bariery na granicy z Białorusią oraz o mechanizm relokacji migrantów – powyżej 96 proc. głosujących odpowiedziało „nie”. Na pytanie o podniesienie wieku emerytalnego – odpowiedź „nie” wybrało prawie 95 proc. biorących udział w referendum. Ale czy głos 12 milionów Polaków ma znaczenie dla Donalda Tuska? Ciekawe również, co będą mówić osoby, które z dumną miną zbojkotowały referendum, gdy Tusk podniesie wiek emerytalny, sprzeda polskie przedsiębiorstwa, a do Polski przywiozą na siłę tysiące emigrantów?

Po wygranych poprzednio wyborach PiS z miejsca zaczęło realizować przedwyborcze obietnice.  Teraz ze strony ugrupowań opozycyjnych, które być może będą tworzyły nową rządzącą koalicję, padało ich całkiem sporo. Oto tylko niektóre z nich:

  • podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tysięcy złotych rocznie (KO);
  • podwyżka wynagrodzeń dla sfery budżetowej o 20 procent, a 30 procent dla nauczycieli (KO);
  • zniesienie podatku od zysków kapitałowych (tzw. podatku Belki) (KO);
  • nieoprocentowany kredyt dla osób kupujących pierwsze mieszkanie (KO);
  • wprowadzenie 35-godzinnego tygodnia pracy (Nowa Lewica);
  • 35-dniowy urlop wypoczynkowy (Nowa Lewica);
  • 100-procentowe wynagrodzenie w czasie zwolnienia lekarskiego (Nowa Lewica).

Pożyjemy, zobaczymy!

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej