Polskie siatkarki zagrają na olimpiadzie w Paryżu!

Polki po trudnym turnieju kwalifikacyjnym w Łodzi zdobyły paszporty na przyszłoroczną olimpiadę w Paryżu. Ten awans przypominał dreszczowiec albo rady Alfreda Hitchcocka, by zaczynać od trzęsienia ziemi, a potem by było tylko trudniej.

W tym turniejowym maratonie Polki przegrały z niżej notowanymi Tajlandkami i skomplikowała się drabinka turniejowa, bo przy awansie tylko 2 zespołów, przed Polkami były jeszcze mecze z Niemkami i dużo wyżej kwalifikowanymi Amerykankami oraz Włoszkami. Thriller trwał, bo o wygranej w meczu z Niemkami zdecydował piąty set. Natomiast znakomicie Polki zagrały w części meczów z USA i Włoszkami.

Co ciekawe, o sukcesie zdecydowała silna ławka tzw. rezerwowych, a w czasie turnieju składy ulegają dużej rotacji. Kluczowe były dwie różne rozgrywające. Z USA drużynę poniosła Katarzyna Wenerska, spokojniejsza, wybierająca prostsze rozwiązania, wystawiające wolniejsze, wysokie piłki np. do Magdaleny Stysiak. Z kolei z Włoszkami swą wielką klasę pokazała Joanna Wołosz, rozgrywająca szybciej, mniej przewidywalnie dla bloku rywalek. Przy tym stylu grania zdarza się więcej niedokładności, ale łatwiej było sforsować szczelną obronę Włoszek. Trudno chwalić poszczególne zawodniczki, bo każda wnosiła co miała najlepszego, jak libero Maria Stenzel. Wygrała drużyna i wielka w tym zasługa trenera Stefano Lavariniego. Wyczuwa się u niego spokój, kompetencję. Podobny jest trener męskiego zespołu Nikola Grbić.

A zastanawia nasza polska miłość do siatkówki. Sam jej doświadczałem obserwując w młodości i to nocą finał olimpiady w Montrealu (1976 r.), gdy drużyna Huberta Wagnera zdobyła, po bardzo trudnym meczu, złoty medal, czy obserwując mecze polskiej drużyny podczas turniejów w Gdańsku. Siatkówka, może obok skoków narciarskich, niesie w sobie głównie pozytywne emocje, wyzwala radość. Polskie siatkarki mają też zazwyczaj taki naturalny styl bycia, zachowują urodę kobiecą w sobie. Przez brak fizycznego kontaktu z przeciwnikiem, nie ma tak częstej gry faul, brutalności. I są wyniki, czego nie można powiedzieć o piłce nożnej, gdzie polskie kluby oparte na podstarzałych zagranicznych „stranieri” odpadają często w prekwalifikacjach. Z kolei drużyna narodowa jest przykładem, że same pieniądze w sporcie nie grają. Musi być zespół wspólnie walczący do upadłego.  

A w najbliższych tygodniach czeka nas podobny turniej kwalifikacyjny do igrzysk męskiej reprezentacji, która w ostatnich miesiącach przeżywa wielkie chwile. Awans powinien nastąpić, co tym bardziej będzie pozytywnie świadczyło o dobrym systemie szkoleniowym, grupowaniu młodych talentów w szkołach mistrzostwa sportowego, m. in. w Spale. To zasługa wielu ludzi, związków sportowych, ich pomysłowości, pasji.

Szkoda, że nie można tego powiedzieć o wszystkich, w tym działających na forum międzynarodowym. To, co wymyślają tzw. leśne dziadki np. w siatkówce, to skandal. Młodzi, dojrzewający wzrostowo, psychicznie ludzie, w sezonie grają w lidze krajowej, rozgrywkach międzynarodowych. Gdy kończy się liga, zamiast odpocząć, zregenerować siły, od początku czerwca mają zgrupowania i trzy turnieje oraz finał tzw. Ligi Światowej, potem w sierpniu mistrzostwa Europy, gdzie muszą grać często dzień w dzień prawie dziesięć spotkań, by zdobyć złoty medal. Teraz zaś wyjazd na turniej kwalifikacyjny. I zaraz po powrocie do Polski zaczyna się liga. Gdzie tu czas na odpoczynek, urlop, regenerację, pobycie z rodziną? Wpływy z reklam, transmisji telewizyjnych przysłaniają włodarzom sportu jakąś elementarną wrażliwość na potrzeby tych gladiatorów sportu. Widać, że pieniądz rządzi i tym światem, mimo że zarobki siatkarzy są co najmniej dziesięć razy niższe od kopaczy piłki nożnej.

Wojciech Książek

Autor jest nauczycielem, członkiem Prezydium Międzyregionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, w latach 1997 – 2001 był wiceministrem Edukacji Narodowej

Ps. Warto przy okazji podjęcia tematu sportowego wyjaśnić sprawę tzw. emerytur olimpijskich. Utarło się, że „załatwił je” prezydent Aleksander Kwaśniewski. Nie, prezydent podpisywał ustawę, która była decyzją Sejmu RP, gdy rządziła koalicja AWS-UW, a premierem był Jerzy Buzek, marszałkiem Sejmu śp. Maciej Płażyński.

Pamiętam kolegów ministrów z Ministerstwa Sportu i Turystyki, którzy pracowali nad rozwiązaniami prawnymi pozwalającymi pobierać emerytury zdobywcom medali olimpijskich. Udało się to po raz pierwszy w 2000 r. Łącznie pobiera ją ponad 500 osób (od 2006 r. uprawnienie to rozszerzono także o medalistów paraolimpijskich). To świadczenie o charakterze honorowym, od którego nie pobiera się składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne oraz podatku dochodowego. W 2022 r. wynosiło ok. 3650 zł netto.

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej