Wojciech Książek: Traktujmy się poważnie, panie ministrze!

Wojciech Książek, przewodniczący Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność

Rozmowa z Wojciechem Książkiem, przewodniczącym Międzyregionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” z siedzibą w Gdańsku.

– Ministerstwo Edukacji i Nauki proponuje nauczycielom podwyżkę o 7,8 proc. od kwoty bazowej, na podstawie której wylicza się pensję. Przy 16-procentowej inflacji oznacza to pauperyzację zawodu. Minister Przemysław Czarnek obiecuje, że w przyszłym roku wynagrodzenie nauczycieli dyplomowanych, z odpowiednim stażem, wzrośnie zdecydowanie – do ponad 7 tysięcy zł brutto. Tyle że to, co  zostanie zapisane w ustawie budżetowej i czy będzie w niej miejsce na podwyżkę dla oświaty, dopiero się okaże.

Niestety, nie od dzisiaj pensje i oczekiwanie na podwyżki to w oświacie temat gorący. Padają ze strony resortu edukacji różne liczby, wszystkie dalekie od satysfakcjonujących nasze środowisko. 6 września tego roku rada sekcji pokazała, że nastroje i oczekiwania naszych członków zdecydowanie rozmijają się z tonem dobiegającym z ust urzędników państwowych, poczynając od Ministerstwa Edukacji i Nauki. Optymizm ministerialny, widoczny w niektórych mediach, jest dalece na wyrost. Niepokój i zniecierpliwienie nauczycieli budzi na przykład to, że przed 1 wrześnie nie zostały opublikowane akty prawne dotyczące oświaty,  w tym te tyczące awansu i oceny nauczycieli. Zabrakło czasu? Po drugie, wprowadzono, jak gdyby bokiem, godzinę dostępności nauczyciela. Sama jej nazwa jest kuriozalna i została już określona jako „godzina Czarnkowa”.

– Czarna godzina?

– Nie żartujemy. Ludzie oświaty z „Solidarności” pamiętają, że długo, siedem lat, walczyli z tzw. hallówkami wprowadzonymi przez minister Katarzynę Hall za rządów PO-PSL. Mówię tu o dwóch dodatkowych godzinach zajęć w szkołach podstawowych i jednej w szkołach ponadpodstawowych. Minęła polityczna epoka i w końcu w 2018 roku zlikwidowała te nieszczęsne godziny minister Anna Zalewska, partyjna koleżanka ministra Czarnka. To było naszym negocjacyjnym sukcesem.

– Godzina wraca, a nad szkolą unosi się koszmar biurokracji.

– Dzisiaj rodzą się pytania, czy „godzina Czarnkowa” ma mieć 45 minut, jak lekcyjna, czy może zegarowe 60 minut? Czy może być realizowana w trakcie tzw. okienek? Czy może być realizowana zdalnie, w trybie konsultacji on-line z rodzicami uczniów? Jak je ewidencjonować, czy nie będzie tu konfliktu z RODO? Co z tradycyjnymi wywiadówkami? Tak MEiN tworzy niepotrzebne napięcie, wprowadza poczucie chaosu. Zbyteczne, ponieważ nauczyciele zawsze organizowali konsultacje indywidualne i spotkania z rodzicami uczniów, byli podczas wycieczek i zabaw szkolnych, czyli byli dostępni. Minister ma na ustach slogan o ograniczeniu biurokracji, a wprowadza jedną godzinę nie wiadomo jak monitorowaną, wyliczaną, ewidencjonowaną. Niepotrzebne jest takie swoiste mieszanie w sprawach kadrowych, gdy nie ma poważnych pieniędzy na wzrost uposażeń. 

– Zdecyduje dyrektor, nie minister.

– Mamy sygnały, że już zdarza się, że nauczyciel kończy lekcje o godzinie 12 i ma mieć ową godzinę „dostępności”po godzinie 15. Co to ma być? Elastyczny czas pracy w ministerialnym wydaniu? Czekamy od dawna na rzeczową debatę na temat czasu pracy nauczycieli. W zamian mamy albo ogłaszanie planu wzrostu pensum, albo godzin do dyspozycji. Może skończyć się to protestami.

– Podwyżka tak, ale za dłuższą pracę?

– To byłaby należna zapłata za dodatkową wykonaną pracę, nie podwyżka. Nauczyciele pracują też w swoich domach, jak wyliczono w specjalnym badaniu, nawet o 6 godzin dłużej niż ustawowe 40 godzin w tygodniu. Na problemy biurokratyczne nakłada się sytuacja placowa. Nauczyciele otrzymali skromną podwyżkę, tyle że nie od 1 stycznia tego roku, ale od 1 maja. W wynagrodzeniach zasadniczych był to wzrost o raptem 4,4 procent. Trwają rozmowy, jak to ma wyglądać od 1 stycznia 2023 roku. „Solidarność” walczy o inflacyjny wzrost pensji i to od 1 września tego roku. Tymczasem padają z alei Szucha wieści o 7, góra 8 procentach do podstawy wynagrodzenia. Nasze uwagi i propozycje albo nie są wysłuchiwane, albo rozmijają się z przekazem oficjalnym, urzędniczo-ministerialnym. Trwa propagandowa presja. Nauczyciele jej nie trawią, nerwy nie wytrzymują.

– Od 1 września 2022 roku obowiązują nowe, wyższe stawki wynagrodzeń dla nauczycieli. Stosunkowo większe podwyżki otrzymują nauczyciele o najniższych kwalifikacjach.

– Ano właśnie. Wyższe stawki? Nauczyciel początkujący, z przygotowaniem pedagogicznym, otrzyma 3424 zł brutto – zarabiał po majowej podwyżce 3079 zł. To jest ucieczka przed znalezieniem się poniżej pułapu płacy minimalnej. Nauczyciel mianowany zarobi nie 3445  zł brutto, jak do 1 maja tego roku, a 3597 zł, jak po majowej „niby-podwyżce”. Nic nie zmienia się w jego kieszeni. Po majowej podwyżce wzrosły pensje nauczycieli dyplomowanych – o raptem 180 złotych, i nadal będzie to 4224 złotych brutto zasadniczej pensji. Drgnęły nieco pensje nauczycieli, tych bez przygotowania pedagogicznego. Chyba z obawy MEiN przed brakami kadrowymi w szkołach. Tutaj też nie ma szału, bo jest to maksymalnie 266 złotych w przypadku nauczyciela mianowanego, de factobez przygotowania do pracy w szkole. Zaskakujące było, iż podwyżka nie weszła od 1 stycznia, tylko jedna od 1 maja, a druga – ta dla nauczycieli nieposiadających stopnia awansu zawodowego – od 1 września tego roku. Zrównano poziom płac początkującego nauczyciela z przygotowaniem pedagogicznym i bez przygotowania. Czy o to chodzi, by uczyły dzieci osoby bez przygotowania pedagogicznego?

– Jest magia „średniej”, ale średnie wynagrodzenie nauczycieli nie oznacza, że wszyscy nauczyciele w danej grupie awansu zawodowego tak samo zarabiają.

Zróżnicowanie wynika z przepisów. Nas martwi, że nie ma mowy o realnych podwyżkach, chyba że przyjmiemy 345 złotych wzrostu, wraz ze zmianą nomenklatury: z nauczyciela stażysty na nauczyciela początkującego. Nastąpił wzrost, ale doszło do spłaszczenia systemu płac, pominięto najbardziej doświadczonych, umiejących tworzyć relacje mistrz – uczeń, nauczycieli. Nie zmieniły się od 1 września 2022 roku wynagrodzenia nauczyciela dyplomowanego i nauczyciela mianowanego o wyższych kwalifikacjach. Nie ma motywacji do ich podnoszenia i do awansu zawodowego.

– Za i przed nauczycielami, i przed nami wszystkimi, trudne miesiące. Rosnąca inflacja, która doszła do 16 procent,  uzasadnia bunt środowiska oświaty, także pracowników administracji i obsługi szkolnej?

– Środowisko ludzi oświaty ma dość działań pozornych i chce być traktowane poważnie. Nauczycieli nie zadawala komunikat o wzroście płacy minimalnej, skoro w portfelach czują inflację, niepokoi wzrost kosztów energii, ogólnie – kosztów utrzymania. Wiedzą, że w przemyśle średnia wynagrodzeń przekroczyła 6,5 tys. złotych. Płacowa depresja zniechęca młodych ludzi do wyboru zawodu nauczyciela, obniża jego prestiż. Od ponad sześciu lat „Solidarność” powtarza, że należy uzależnić poziom płac w szkołach od przeciętnego wynagrodzenia  w gospodarce. Przypomnę, że w listopadzie 2021 roku gdańskie oświatowe WZD wystosowało list do ministra edukacji Przemysława Czarnka ze słowami niepokoju, związanymi z propozycjami zmian statusu zawodowego nauczycieli, przedstawianymi przez Ministerstwo Edukacji i Nauki. I to w sytuacji, gdy nie zostały zapewnione zwiększone nakłady na zadania oświatowe. Jasno wyartykułowaliśmy nasz postulat i oczekiwanie, że w końcu wdrożony będzie mechanizm corocznego wzrostu wynagrodzeń nauczycieli w oparciu o przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej. W ten sposób zostałoby zrealizowane porozumienie z 7 kwietnia 2019 roku między rządem a NSZZ „Solidarność”.

– W październiku obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej. Będą medale, kwiaty i życzenia, także od pary prezydenckiej, bo żona prezydenta Andrzeja Dudy, pani Agata Kornhauser-Duda, jest nauczycielką języka niemieckiego. Czego życzy sobie i ludziom oświaty przewodniczący gdańskiej oświatowej „Solidarności”?  

Oczekuję rzeczowej rozmowy, wstrzymania kampanii medialnej, przedstawiającej nieprawdziwe informacje dotyczące wynagrodzeń nauczycielskich i zaniechania proponowania podwyżek pensji za zwiększenie liczby godzin pensum dydaktycznego. Widzę nadal możliwość, a przede wszystkim potrzebę, owocnego dialogu o oświacie, na temat nakładów na edukację, wynagrodzeń z mechanizmem ich wzrostu, o czasie pracy nauczycieli i cenie pracy nauczycieli. Życzyłbym spokoju i mniej stresów w polskich szkołach. Życzyłbym też pewnej powagi dialogu okołooświatowego. By nie otwierać zbyt wielu frontów jednocześnie, a przecież szkoły dotknęła dodatkowo epidemia i skutki wojny na Ukrainie. Gdy nie ma większych, dodatkowych środków finansowych, to oczekuję koncentracji na sprawach programowych, gdy się znajdą – rozpoczęcia negocjacji na temat znaczących podwyżek, systemu płac, czasu pracy, programów osłonowych. Czyli najpierw rozmowy w formule okrągłego stołu bez kantów, ustalenie zapisów prawnych oraz gwarancji dodatkowych środków na te zadania w budżecie państwa. Dopiero potem rzetelny przekaz medialny. I to wspólny, ministerialno-związkowo-samorządowy. Nie, że znowu każdy mówi swoje i przeciw sobie. Polska edukacja jest wartością ponadpartyjną i ponadkadencyjną.

Rozmawiał Artur S. Górski

(Magazyn Solidarność nr 10/2022)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej