Robotnicze powstanie. Poznański Czerwiec ’56

W PRL, w państwie określającym się jako republika ludu pracującego, w którym – jak głosiła Konstytucja PRL z 1952 roku – „władza należy do ludu pracującego miast i wsi”, argumentem w dyskusji była milicyjna pałka a bywało, że karabinowe kule. Nim przyszedł Sierpień ’80, trzeba było przełykać łzy i gorycz klęsk. Przypomnijmy dramatyczne wydarzenia Poznańskiego Czerwca 1956 r. – robotnicze powstanie.

(…) Niemy dotąd warknął koci łeb,
splunęła granitowa kostka:
Znowuśmy się dali wziąć na lep,
położono nas – jak zawsze – mostem.
A ja na tym moście jak kiep
do essayu oczy przysłaniam,
krew nie płynie już, już tylko skrzep…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

O kulturze… Próba wzniosłych syntez,
artystycznych intuicji zgranie…
Ja nie mogę… Ani kwarty, ani kwinty.
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
Ni gorące ono ni zimne.
Szkoda kul. Szkoda leków na nie.
Moje serce – wszak to tylko rymy…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

Kazimiera Iłłakowiczówna 4 lipca 1956

Powstanie robotnicze

28 czerwca 1956 r. pracownicy poznańskich zakładów wyszli na ulice, aby upomnieć się o godność ludzi pracy. Bunt robotniczy, który z czasem przybrał cechy ludowego powstania, wybuchł z poczucia krzywdy i bezradności wobec poczynań „właścicieli PRL”.

Pracownicy Zakładów Hipolita Cegielskiego, ówcześnie Zakładów im. Stalina, rozpoczęli tego dnia wiec na porannej zmianie. Ktoś krzyknął: „Razem, bracia robotnicy! Z nami!”. Robotnicza brać – w usmarowanych olejem i farbami kombinezonach, w butach na drewnianych spodach – zaczęła wychodzić z warsztatów i hal na ulice Poznania. 

Świadek wydarzeń tamtego poranka wspominał:

„Setka malarzy i lakierników w kombinezonach czerwonych od minii, z zaciętymi twarzami, szło w milczeniu, klekocąc drewnianymi chodakami po poznańskim bruku, jak grupa kajdaniarzy. Za nimi kilka tysięcy szarych robotników”. 

Szli pod więzienie na ul. Młyńskiej (po wyłamaniu bramy uwolniono dwustu więźniów, manifestanci zdobyli tam pierwsze karabiny) – w tłumie zebranym na pl. Stalina rozeszla się pogłoska, że są tam przetrzymywani robotnicy. Szli pod gmach znienawidzonego WUBP, pod siedzibę Miejskiej Rady Narodowej oraz pod siedzibę władzy – gmach KW PZPR. Kolumny robotników w roboczych kombinezonach przesuwały się z Dębca i Wildy, wołając: „Chodźcie z nami!”.

Siedziba bezpieki (WUBP) przy ul. Kochanowskiego była szczególnie znienawidzona. Na rozkaz ppłk. Feliksa Dwojaka ubowcy zatarasowali drzwi wejściowe, a w oknach zorganizowali stanowiska strzeleckie. W gmachu Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego pracowało około 700 urzędników u funkcjonariuszy WUBP. 

Na wezwania do rozejścia się i po uruchomieniu hydrantów demonstranci zareagowali obrzuceniem budynku UB kamieniami. Poleciały zapalone butelki z benzyną. Z gmachu WUBP padły strzały. Wśród pierwszych rannych była tramwajarka Helena Przybyłek, idąca z biało-czerwonym sztandarem. Poznaniacy odpowiedzieli ogniem z karabinów zdobytych w więzieniu przy ul. Młyńskiej i w studium wojskowym WSR. Wokół gmachu padło kilkunastu zabitych, wielu poznaniaków było rannych. Zginęło też trzech ubowców i milicjant.

Po południu do Poznania wjechały czołgi ze Śląskiego Okręgu Wojskowego oraz z Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych. Kompanie Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego ściągnięto aż ze Szczytna.

Do tłumienia manifestacji skierowano ok. 9,5 tys. żołnierzy i 300 czołgów oraz transporterów opancerzonych. Do wieczora 29 czerwca 1956 r. stłumiono wszelkie punkty oporu.

W Poznaniu dowodził gen. Stanisław Popławski, wiceminister obrony narodowej, dowódca wojsk lądowych, syn polskiego chłopa, od 1920 roku w Armii Czerwonej, skierowany w 1944 r. do WP. Nie znalazła potwierdzenia pogłoska o skazaniu na śmierć i rozstrzelaniu kilku żołnierzy, którzy przyłączyli się do demonstrantów lub odmówili wykonania rozkazów.

Według oficjalnych danych (tych potwierdzonych przez IPN) w Poznaniu zginęło co najmniej 58 osób – 50 zabitych to cywile. Było też co najmniej 523 rannych osób cywilnych. Było też rannych 15 funkcjonariuszy UB, 7 funkcjonariuszy MO i 28 żołnierzy.

Wśród zabitych było czterech żołnierzy (jeden żołnierz wojsk wewnętrznych KBW, jeden podchorąży Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych, dwaj żołnierze służby czynnej), milicjant i 3 funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. (Pojawiały się publikacje i zeznania, mówiące, iż zginęły 74 osoby – co nie znalazło potwierdzenia w badaniach naukowych, ale też nie można wykluczyć, że ślady po 16 ofiarach zostały zatarte).

Trudno dokładnie zliczyć zatrzymanych, aresztowanych, tych, których pobito i nad którymi znęcano się w trakcie przesłuchań, podczas zajść i kilka tygodni po wydarzeniach z czerwca 1956. Przez punkt filtracyjny na lotnisku Ławica do 3 lipca 1956 r. – według prokuratury, przeszło 629 zatrzymanych. Raport UB z 8 sierpnia 1956 r. podawał liczbę łącznie zatrzymanych 746 osób, a wobec 323 zastosowano areszt.

Najmłodszą ofiarą Powstania i terroru władzy był 13-letni Romek Strzałkowski, uczeń VII klasy szkoły podstawowej (SP nr 40), trafiony kulą, gdy podnosił z ziemi biało-czerwony sztandar, upuszczony przez ranną od postrzałów w nogi tramwajarkę Helenę Przybyłek. 28 czerwca 1956 r. ok. godz. 15.30, padł od strzału (rana postrzałowa klatki piersiowej) obok dyspozytorni garaży WUBP.

Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy uczeń Szkoły Podstawowej nr 40 w Poznaniu zginął w wyniku celowego strzału, czy od zbłąkanej kuli. Jego śmierć urosła do rangi poznańskiego symbolu. Chłopiec ma ulicę swego imienia na poznańskich Jeżycach. Niestety, jego grób został zdewastowany w 2018 i 2019 roku – sprawców i ich motywów nie wykryto.

Do historii przeszło wystąpienie radiowe partyjnego notabla Józefa Cyrankiewicza – stało się ono jednym z symboli arogancji władzy.

Premier Józef Cyrankiewicz w przemówieniu radiowym 29 czerwca 1956 r. złowieszczo zapowiedział: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej ojczyzny”.

Rzesza manifestantów w centrum Poznania („Zamek”, dzisiaj ul. Świętego Marcina). Moment triumfu – wojsko nie interweniuje, wojsko z ludem…

Protest został zauważony w Wolnym Świecie. W trakcie manifestacji trwały bowiem Międzynarodowe Targi Poznańskie i część gości z zagranicy mogła z oddali obserwować dramatyczne wydarzenie.

Strajk i powstanie robotnicze w Poznaniu wybuchło nie tylko „o chleb”, ale też przeciwko aparatowi przemocy i przeciwko wszechobecnej propagandzie, co udowodnili poznaniacy, atakując więzienie, gmach bezpieki – WUBP oraz – co znamienne walcząc o wolność słowa – „zagłuszarkę” rozgłośni Radio Wolna Europa. Było to jedyne miejskie powstanie zbrojne przeciwko reżimowi w powojennej Polsce.

W Poznaniu ludzie pracy stawili czoła władzy, przekonani o słuszności swych dążeń. Na „odwilż” musieliśmy jeszcze kilka miesięcy zaczekać. Do października 1956 r.

Artur S. Górski

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej