W grudniu 1980 roku nad Polską wisiało straszliwe widmo bratniej „pomocy”…   

W grudniu 1980 roku o włos nie powtórzył się scenariusz z Pragi z sierpnia 1968 roku, ale w krwawej nieobliczalnej skali. Od 8 grudnia 1980 roku sowieckie wojska były gotowe do inwazji. Do ataku – pod pozorem manewrów Sojuz’80 przyszykowano 20 dywizji Układu Warszawskiego, w tym jednostki spadochronowe. W II fazie miały wejść do akcji 4 dywizje WP.

Pytanie w 1980 r.: Wejdą nie wejdą? było mylne i złudne. Sowieci byli w Polsce i pilnowali tutaj swych militarnych interesów od 35 lat. To „Solidarność” wykazała się spokojem, realizmem i instynktem narodowym, izolując prowokatorów i nie ulegając prowokacjom.

W pierwszej połowie lat 80 stacjonowało w Polsce 70 tys. żołnierzy Wielkiego Brata. Wojska sowieckie były rozlokowane w 77 garnizonach. Sowieci mieli w Polsce dwadzieścia wyrzutni operacyjno-taktycznych (zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych) i według danych na 31 grudnia 1989 r. – 673 czołgi, 1028 transporterów opancerzonych oraz 225 samolotów – w tym zdolne do przenoszenia broni jądrowej. Dowództwo Grupy znajdowało się w Legnicy, w której wojska sowieckie zajmowały wydzieloną „zonę” – 1/3 miasta.  

Północna Grupa Wojsk Sowieckich w Polsce została utworzona pod koniec 1945 r., jej usytuowanie formalne nastąpiło 17 grudnia 1956 r. na mocy „Umowy między rządem PRL i rządem ZSRR o statucie prawnym wojsk radzieckich czasowo stacjonujących w Polsce”. Zgodnie z porozumieniem z 1956 r. ogólną liczbę wojsk sowieckich w Polsce ustalono na 64-66 tys. żołnierzy (wraz z personelem pomocniczym i rodzinami żołnierzy zawodowych przebywało w bazach ok. 110 tys. obywateli ZSRS), z czego żołnierzy i oficerów wojsk lądowych – nie mniej niż 40 tys., lotnictwa – 17 tys. i marynarki wojennej – 7 tys. Armia sowiecka użytkowała  70 tys. ha – 13 lotnisk oraz 4 poligony (atmosferę tamtych lat starały się pokazać m.in. fabularne filmy: „Mała Moskwa” i „Fotograf”).

Twardogłowi partyjniacy, jak np. Tadeusz Grabski, Stefan Olszowski (ciekawe, że znalazł się w 1986 roku(!) na emigracji w USA i tam żyje spokojnie – dzięki jakim zasługom dla USA?) i Stanisław Kociołek optowali za rozwiązaniem siłowym, czyli rozprawą z „Solidarnością”.

Rojenia o jakimkolwiek konflikcie z Układem Warszawskim wewnątrz opozycji i Związku mogli snuć w 1980 roku tylko agenci, prowokatorzy i szaleńcy. Dzięki narodowemu instynktowi, nakazującemu by raz kolejny nazbyt lekko nie szermować naszą krwią (wielką rolę odegrał Ksiądz Prymas Wyszyński, studząc emocje i rojenia szaleńców) i swoistej mądrości „Solidarność” nie podejmowała działań, które wprost uderzały w interesy geopolityczne UW. Utrzymano bezpieczeństwo linii zaopatrzeniowo-komunikacyjnych między ZSRS a NRD, które przebiegały przez Polskę, obecność PRL w Układzie Warszawskim (przekroczenie tego Rubikonu sprowadziło na Węgry w 1956 r. drugą interwencję sowiecką i tysiąc ofiar – przy zupełnej bierności! Zachodu) oraz spokój wokół sowieckich baz wojskowych.

Te bazy były to np. pułk lotnictwa myśliwsko-szturmowego w Kołobrzegu, pułk artylerii przeciwlotniczej w Legnicy, pułk  śmigłowców w Brzegu, bataliony – samochodowy ze Świdnicy i chemiczny z Wrocławia oraz brygada desantowo-szturmowa z Białogardu. Te zgrupowania miały za rozkaz przed wszystkim ochronę szlaków transportowych z ZSRS do i z NRD. Gdyby były zagrożone – interwencja stałaby się faktem. Podstawą sowieckiej dominacji była bowiem obecność robotniczo-chłopskiej Armii Czerwonej na terytorium państw satelickich wobec Kremla.  

Sowieckie imperium w 1980 r. nie chwiało się w posadach – podjęło zbrojną interwencję w Afganistanie w grudniu 1978 roku, penetrowało od dekady Afrykę i Amerykę Łacińską, wspierało OWP i terrorystów na Zachodzie, a partie komunistyczne w Italii i Francji miały się wyśmienicie. Trwał wyścig zbrojeń. W Europie (Berlin) strzelano do ludzi za próbę przekroczenia „Żelaznej kurtyny”. U steru władzy tkwili – Leonid Breżniew, Wojciech Jaruzelski, Erich Honecker, Janos Kadar, Teodor Żiwkow, Nicolae Ceausescu. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy ”Solidarność” był w solą w oku szczególnie towarzyszy z NRD, CSRS i twardogłowych na Kremlu. Wiedzieli, że muszą jakoś zdławić ”pełzającą kontrrewolucję”. Polska w wypadku ewentualnej wojny – skazana była na zagładę (o czym informował USA płk. Ryszard Kukliński). Poza tym od 1975 roku Europa stała pod znakiem detente – odprężenia i ocieplenia na linii Wschód-Zachód. Było to ważne tak dla Związku Sowieckiego, jak dla EWG i USA – bo oznaczało korzyści gospodarcze.   

Ulica Pragi sierpień 1968 r. – płonie silnik T-54.

Z Pragi i z Berlina wschodniego (te dwie stolice obawiały się „polskiego wirusa”) płynęły wówczas do Moskwy wezwania do reakcji na to, co dzieje się w Polsce. Erich Honecker, przywódca komunistów Niemiec Wschodnich, obstawał przy pomyśle interwencji zbrojnej państw Układu Warszawskiego. Leonid Breżniew, generalny sekretarz KC KPZR, na 5 grudnia 1980 r. wezwał zatem przedstawicieli państw Układu Warszawskiego do Moskwy. Podczas szczytu omawiano m.in. scenariusz ”stabilizacji” sytuacji w PRL.

Sojuz’80 miały zacząć się 8 grudnia 1980. Przewidziano, że kilkanaście dywizji, w tym z NRD i Czechosłowacji, gotowość osiągną o godz. 0.00. Wśród zaskoczonych tajną informacją był gen. Tadeusz Hupałowski, I zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. W WP była wiedza, że manewry posłużyć mogą za przykrywkę do regularnej inwazji. Pozwalały one zgromadzić obce wojska na strategicznych pozycjach i odkryć karty w ostatniej chwili – w efekcie doszłoby do faktycznej okupacji kraju.  O ile część wojskowych zachowałoby się neutralnie – nie można było w Moskwie wykluczyć, że pewne formacje WP i MW staną do walki z „bratnim” najeźdźcą.

Marszałek Nikołaj Ogarkow – zapytany przez Sztab Generalny Wojska Polskiego, dlaczego w przygotowane na grudzień 1980 r. manewry nie angażuje się sojuszników, czyli Polaków odpowiedział – ”polskie wojsko ma pozostać w koszarach”.  Czy manewry były więc wstępem do inwazji na Polskę?

Równolegle działała dyplomacja. Pod koniec listopada 1980 r. Departament Stanu USA oświadczył, że otrzymał wiadomość, iż Moskwa uzupełnia jednostki rozlokowane wzdłuż wschodniej granicy Polski. Podniesiono stopień ich gotowości. Napięcie wzrosło, gdy 2 grudnia 1980 roku generał Jewgienij Iwanowskij, dowódca sowieckich okupacyjnych wojsk w NRD, poinformował przedstawicieli pozostałych sił okupacyjnych (USA, Anglia, Francja), że pas graniczny między NRD a PRL zostanie zamknięty dla „obserwatorów”.  

Rumunia była w tej układance istotnym elementem. Kraj ten odmówił bowiem udziału w inwazji na Czechosłowację – tej z 20 na 21 sierpnia 1968 r. Teraz udział Rumunii mógł być ważny – inaczej niż w 1968 roku – nie chciano bowiem angażować wojsk NRD. Niemieccy żołnierze, wkraczający do Polski – to by się źle kojarzyło. Rumunia zachowała jednak i tym razem neutralność. „Towarzysze chińscy” nie byli dopytywani, trwał bowiem ich gorący konflikt z prosowieckim Wietnamem.

Prezydent USA Jimmy Carter z Partii Demokratycznej był w 1980 roku na odchodnym – i zgodnie ze zwyczajem nie chciał podejmować decyzji, by nie obciążać następcy – republikanina Ronalda Reagana. Administracja Cartera w latach 70 była postrzegana jako propolska – w jej skład wchodziło dwóch ludzi o polskich korzeniach: Edmund Muskie i Zbigniew Brzeziński. Pierwszy był sekretarzem stanu, drugi doradcą ds. bezpieczeństwa (ojciec Marka, obecnego ambasadora USA w Warszawie).

2 grudnia 1980 r., gdy Breżniew rozmawiał z rumuńskim ministrem, Biały Dom (już poinformowany przez CIA o planach inwazji), wysłał na Kreml sygnał, że mimo przekazywania prezydentury w Waszyngtonie USA są zdolne do zdecydowanych działań. Prezydent Carter oświadczył, że USA są „zdecydowanie przeciwne użyciu siły przez Związek Radziecki w Polsce” i skorzystał też ze specjalnego połączenia z Moskwą, by przekazać: „Panie Breżniew, atak na Polskę wpłynąłby jak najbardziej negatywnie na nasze stosunki”. Depesza dotarła do władców w Moskwie tego dnia o godz. 16.21.

Ostre stanowisko odchodzącego prezydenta USA, które rzutowało na dale dni od 2 do 8 grudnia 1980 r., to osobista zasługa Zbigniewa Brzezińskiego. Ostrzegawczy sygnał wyszedł i z obozu prezydenta elekta Ronalda Reagana – po spotkaniu Brzezińskiego z Richardem Allenem, doradcą Reagana. Brzeziński działał w przekonaniu (cyt. za Patrick Vaughan), że: „stanowcza reakcja USA może przechylić szalę w razie braku zgodności między przywódcami radzieckimi, a na Kremlu panowała rozbieżność zdań w sprawie polskiego kryzysu”.

W Moskwie ostrożnie ważono racje. W tym czasie ZSRS zdecydował o przyznaniu PRL pomocy gospodarczej – wartej ponad miliard USD, czyli włodarze Kremla wciąż sądzili, iż „bratni naród” można wyciągnąć z kryzysu środkami finansowymi. W Europie Zachodniej liczono zaś, że obejdzie się bez akcji zbrojnej – właśnie powstawał gazociąg, który miał dostarczać radziecki gaz ziemny krajom EWG. W budowę zaangażowani byli Włosi, Francuzi i Niemcy. „Awantura w Polsce” oznaczała dla nich spore straty finansowe.

W tej atmosferze 5 grudnia 1980 r. wezwano do Moskwy przywódców PRL i innych krajów Układu Warszawskiego. Polskie kierownictwo zostało przez resztę towarzyszy poddane „dogłębnej krytyce”. W odseparowanym od innych pokoju I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania (przez latach 70. w PRL odpowiadał za nadzór polityczny nad MSW, w tym nad SB) miał usłyszeć od Leonida Breżniewa: „No dobrze, nie wejdziemy. A jak się skomplikuje, wejdziemy. Ale bez ciebie – nie wejdziemy”.

Po powrocie Stanisław Kania mówił na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR: „Nie ze wszystkimi ocenami przyjaciół możemy się zgodzić, ale musimy je brać pod uwagę jako realność. Nasza sytuacja rzutuje na sytuację w bratnich krajach, dlatego mają one prawo do ostrzejszego spojrzenia na sytuację w Polsce”.

Agencja TASS, przekaźnik woli Kremla, wydała komunikat głoszący, że naród polski może liczyć na solidarność i wsparcie bratnich państw Układu Warszawskiego. Mogło to znaczyć udzielenie pomocy gospodarczej albo turkot czołgowych gąsienic. W RFN „Der Spiegel” w wydaniu z 8 grudnia 1980 roku, umieścił na okładce czołg rozjeżdżający białego orła.  

W tym czasie Amerykanie, m.in. dzięki informacjom przekazywanym do CIA przez płk. Ryszarda Kuklińskiego, mieli świadomość, że planowana na 8 grudnia 1980 r. inwazja choć spacyfikowana, ale wciąż jest realna. Wiadomość, że 7 grudnia 1980 r. wieczorem Breżniew udał się z kilkudniową wizytą do Indii, mogła oznaczać, iż widmo gorącego konfliktu na razie się odsunęło.  

Mimo to 8 grudnia 1980 r. sowieccy żołnierze – w sile pięciu dywizji, rozlokowanych przy granicy z Polską, umieszczeni zostali w namiotach, co nie powinno trwać (biorąc pod uwagę porę roku) dłużej niż tydzień. Analitycy szacowali: albo zostaną odesłani do koszar, albo… runą do ataku.

Pod pozorem manewrów „Sojuz ’80” na teren Polski 8 grudnia 1980 r. miało wkroczyć 18 związków taktycznych – dywizji Układu: 15 dywizji sowieckich, w tym dywizja powietrznodesantowa, 2 dywizje Czechosłowackiej Armii Ludowej i 1 niemieckiej Narodowej Armii Ludowej. Wraz z dwiema dywizjami sowieckimi już stacjonującymi w Polsce zgrupowanie inwazyjne liczyłoby dwadzieścia dywizji, które po przegrupowaniu miały otoczyć najważniejsze miasta i centra gospodarcze Polski. Łącznie ok. 250 tys. żołnierzy. W drugiej fazie interwencji miały być użyte cztery dywizje WP.

W Polsce mnożyły się plotki o przekraczaniu polskiej granicy przez jednostki obce, a część sowieckich żołnierzy została jakoby zaopatrzona w polskie mundury – tak relacjonowali Jacek i Grażyna Kuroń. Świat odetchnął, gdy zamiast manewrów, które miały być wstępem do inwazji – ogłoszono ćwiczenia sztabowe. Propaganda PRL dozowała wieści. Sytuacja unormowała się w okresie Bożego Narodzenia. 26 grudnia 1980 r. do Moskwy pojechał szef MSZ PRL Józef Czyrek. Propaganda dołożyła starań, by pokazać tę wizytę jako część dobrosąsiedzkich stosunków.

Postanowiono rozkazać – zależnym od Układu Warszawskiego, dyktatorom w Polsce – aby sami się uporali z „kontrrewolucją”. Co też nastąpiło w grudniu – tyle, że kolejnego roku. Wydarzenia z grudnia 1980 r. oznaczały początek końca tzw. doktryny Breżniewa, czyli praktyki dokonania inwazji na państwo socjalistycznej wspólnoty (Układ Warszawski), gdyby realizowały się w nim przemiany polityczne, sprzeczne z linią Układu, czyli de facto Kremla.

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej