Szary żołnierz w obronie pamięci, krzyża i „Solidarności”

Rozmowa z Czesławem Nowakiem, gdańskim portowcem, działaczem „Solidarności”, więźniem WRON w stanie wojennym, jednym z założycieli i prezesem Stowarzyszenia „Godność”, inicjatorem przywrócenia krzyża nad mogiłami żołnierzy poległych na Westerplatte,  budowy pomnika Ronalda Reagana i Jana Pawła II, pomnika Anny Walentynowicz, posłem 1989–93 (OKP, PC), gdańskim radnym w latach 1998–2006, od 1960 r. pracownikiem Portu Gdańsk, uczestnikiem strajków w 1970, 1980, 1981 i 1988 roku, aresztowanym w 1982 roku i skazanym na cztery i pół roku więzienia, aresztowanym w 1988 r. za próbę zorganizowania strajku, współzałożycielem Porozumienia Centrum, nagrodzonym przez IPN tytułem Kustosz Pamięci Narodowej.

Rozmawia Artur S. Górski

Czesław Nowak (fot. Paweł Glanert)

– Tytuł Kustosza Pamięci Narodowej należy się Panu jak mało komu. Od 1970 roku angażuje się Pan w działalność na rzecz praw pracowniczych. Ideały „Solidarności” są, przynajmniej werbalnie, częściowo realizowane, w sferze pakietów socjalnych są realizowane niemal wprost. Pan upominał się o godność ludzi z drugiego szeregu opozycji wobec reżimu PRL i na rzecz utrzymania i przywracania tzw. zbiorowej pamięci?

– Pan Bóg daje ludziom rozmaite talenty. Mnie dał dobrą pamięć i nakaz pracy na patriotycznym polu. Pochodzę z Ziemi Świętokrzyskiej. W latach 50. znalazłem się na Wybrzeżu. Byłem i jestem zafascynowany historią. Czytałem książki od dziecka, aż mnie mama karciła, że nafty szkoda (śmiech). W 1979 roku usłyszałem słowa „Nie lękajcie się!”. Trzeba było działać, bronić krzyża, bronić Polski. Nie wziąłem się znikąd. W porcie pracowałem od lat 60. Byłem brygadzistą. Miałem wiele  uprawnień – operatora sprzętu, dźwigów samojezdnych. Po strajkach z 1970 roku dzięki zaufaniu ludzi, na fali zmian, wybrano mnie na przewodniczącego Rady Zakładowej w porcie gdańskim. Mimo że byłem bezpartyjny. Może miałem być jakimś alibi, nie wiem. W tym czasie PZPR zawłaszczyła niemal wszystkie sfery życia politycznego i społecznego. Ostał się nam jedynie Kościół. W 1976 roku wpisali do Konstytucji PRL przewodnią rolę partii i przyjaźń oraz nienaruszalną braterską więź ze Związkiem Radzieckim (10 lutego 1976 r. Sejm, przy jednym głosie wstrzymującym się posła Koła „Znak” Stanisława Stommy, uchwalił nowelizację konstytucji PRL – dop. red.). Odmówiłem podpisania listu poparcia do Rady Państwa. Wiedziałem, że był to ustrój stosujący represję w imię socjalistycznej fikcji, posługujący się zakłamanym językiem…

Nowomową, jak ją opisał George Orwell.

– Robotnicza i zjednoczona partia była tylko z nazwy, demokracja była socjalistyczna,  patriotyzm miał służyć celom ideologicznym oraz cementowaniu braterstwa z krajami pod dominacją moskiewską. Przedwojenni oficerowie byli im potrzebni, by odbudować wojsko i Marynarkę Wojenną. Drugi etap to były szykany, to były więzienia i nawet wyroki śmierci, na przykład na komandorów, w tym Stanisława Mieszkowskiego.

Nie uniknęli represji generałowie, którzy wrócili do kraju: Kuropieska, Boruta-Spiechowicz.

– Nawet komunista Spychalski trafił do więzienia. Postawę hańbiącą przyjął Rola-Żymierski, legionista, przedwojenny generał, co prawda zdegradowany, który podjął współpracę z komunistami i z NKWD. System był zbrodniczy, to oczywiste.

Nie można nawet ustalić, ile osób dokładnie zostało skazanych na najwyższy wymiar kary przez system bezprawia za działanie w podziemiu do 1956 roku.

– Dotyczy to tych, którzy nie pogodzili się z komunistyczną okupacją w okresie powojennym,  żołnierzy podziemia niepodległościowego. Próbowano dokonać zbrodni zapomnienia, pozbawienia godności.

Przypomnijmy też pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, oficera Sztabu Generalnego WP (awansowanego pośmiertnie na generała brygady), który, gdy uświadomił sobie skalę zagrożenia dla Polski ze strony strategii wojennej, jako pola konfliktu nuklearnego i kontruderzenia NATO na drugi rzut Armii Radzieckiej, podjął współpracę z CIA i z NATO. Kulisy jego zdemaskowania są tajemnicze i bolesne, dla wielu jest on szpiegiem…

– Pułkownik Kukliński to postać dla nas bardzo bliska, szczególna. Działał na rzecz Polski, by nie stała się polem atomowej bitwy. Wydaliśmy o pułkowniku książkę. Wystąpiliśmy o nadanie Ryszardowi Kuklińskiemu honorowego obywatelstwa miasta Gdańska. Otrzymał je 3 maja 1998 roku. Byłem inicjatorem jego uhonorowania oraz ufundowania i umieszczenia tablicy ku jego czci w bazylice Mariackiej. Byłem na pogrzebie pułkownika, ubrany w togę rajcy gdańskiego. Występowaliśmy o honorowe obywatelstwo dla Ronalda Reagana, Margaret Thatcher, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, ks. Stanisława Bogdanowicza. Ulicy imienia generała Kuklińskiego nie udało się przeforsować. Podobnie jak należnego uhonorowania profesora, wybitnego architekta Szczepana Bauma, członka naszego stowarzyszenia, projektanta kilkunastu kościołów, lotniska, tablic pamiątkowych, w tym tablicy w bazylice Mariackiej poświęconej tym, którzy modlili się o wolną Polskę w kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej, krzyża i tablic upamiętniających spotkanie Jana Pawła II z młodzieżą na Westerplatte czy parku im. Reagana. On nie był z „gdańskiego towarzystwa”. Nie godzimy się na takie pojmowanie i selekcjonowanie zasług i honorów. Patriotyzm na wzór socjalistyczny dotyczył też m.in. Westerplatte. Nie mogliśmy się zgodzić, że usuwa się krzyż znad żołnierskich mogił, w jego miejsce stawia się sowiecki czołg T-34. To uwłaczało pamięci poległych.

Po transformacji nie dołożono starań, by godnie upamiętnić to miejsce, pochować żołnierzy. Ekshumacje prowadzone od zeszłego roku przyniosły odkrycia i pewne niespodzianki, jak doczesne szczątki żołnierzy niemieckich w grobach westerplatczyków.

– Kto miał tego dopatrzyć? Dla komunistów ważny był symboliczny grób, jako pomnik i polityczny znak patriotyzmu PRL. Oni mieli swoje podejście do religii, nie szanowali wiary. W 1981 roku westerplatczyków zachęciliśmy do wsparcia starań o przywrócenie krzyża na Westerplatte. My, gdańscy portowcy, mieliśmy Westerplatte pod bokiem. Było naszym obowiązkiem zadbanie o właściwy wymiar tego miejsca. Pełniąc służbę wojskową w Kaszubskiej Brygadzie WOP widziałem mogiłę żołnierzy Westerplatte, którą wybudował kpt. Franciszek Dąbrowski. Był tam krzyż. Krzyż w 1962 roku władza komunistyczna usunęła i ustawiono tam czołg T-34. Mieszkałem naprzeciwko Morskiego Domu Kultury w Nowym Porcie. Na jego tyłach był cmentarz. Tam krzyż został wkopany. (Przypomnijmy: w ramach walki z religią krzyż został usunięty i miał trafić na wysypisko. Kierowca ciężarówki, mimo ryzyka, zawiózł krzyż na plebanię w Nowym Porcie i na cmentarzu, w krzewach bzu, ukrył go ks. Jan Gustkowicz – dop. red.).

– Przywrócenie krzyża na Westerplatte było postulatem portowców w 1980 roku.

– We wrześniu 1980 roku Lech Wałęsa był poinformowany o naszym postulacie przywrócenia krzyża. Nie za bardzo wiedział, o co nam chodzi. Na odsłonięciu krzyża w sierpniu 1981 roku się pojawił. W końcu krzyż wrócił na stałe, na właściwe miejsce, dwadzieścia lat po przemianach. Jednak po 1989 roku na należyte zagospodarowanie i oddanie czci jakoby ciągle brakowało pieniędzy. Do teraz. Kombatanci też przeszli swoje. Ich byt był skromny. O renty inwalidzkie dla westerplatczyków występowałem jako poseł. Mówiłem, że Krzyż Virtuti Militari otrzymał Breżniew, ale nie wszyscy westerplatczycy, o rentach nie wspominając.

– W 1981 roku propaganda wszczęła awanturę, że krzyż przysłania czołg T-34, a „Solidarność” prowadzi antyradziecką kampanię, zmierzającą do usunięcia czołgu.

– Krzyż był przesuwany z miejsca na miejsce. Stał wyłączony z uroczystości. Nam nie chodziło, by czołg, co nam zarzucali, zrzucić do kanału portowego. Po latach czołg usunięto z żołnierskich mogił i krzyż wrócił na mogiły żołnierzy. Na Westerplatte naprawiliśmy tę profanację.

– W imię prawdy i pamięci?

My, moi koledzy z „Godności”, czujemy się szarymi żołnierzami „Solidarności” i wolnej Polski, którzy kierują się słowami św. Jana Pawła II, wierni jesteśmy jego przesłaniu, że każdy znajduje w życiu swoje Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić, jakąś słuszną sprawę, której warto bronić. Tytuł Kustosza Pamięci Narodowej jest nieco na wyrost. Byli i są ze mną inni. Zdecydowano, bym ja otrzymał ten tytuł, ale uważam, że on należy się członkom Stowarzyszenia „Godność”, którzy przyczynili się do zadbania o pamięć, o prawdę, o naszą historię. Jestem na ich czele, ale to było i jest nasze wspólne działanie. Nie po to, by dostać wyróżnienie czy tytuł. To, o czym mówiliśmy od lat, nie było popularne ani nie było powszechne. Robiliśmy tak z potrzeby serca. My, portowcy, daliśmy swoją daninę za wolność. 54 portowców zapłaciło za to więzieniami, obozami internowania. W 1988 roku to u nas trzystu ludzi zwolniono dyscyplinarnie z roboty. Drogowskaz życia zaprowadził mnie w stanie wojennym do więzienia, ale i na spotkanie z Ojcem Świętym, który po latach powiedział do mnie podczas audiencji: „Wspominam Westerplatte”.

– Teraz postulujecie Państwo wystawienie pomnika Ignacego Jana Paderewskiego w Gdańsku. Jest w Poznaniu, w Krakowie, we Wrocławiu, w stolicy. Nie na Pomorzu, a to Paderewskiemu przede wszystkim, generałowi Hallerowi i Romanowi Dmowskiemu, zawdzięczamy Pomorze i Wielkopolskę w granicach II Rzeczypospolitej…

– Ignacy Jan Paderewski zjednał dla nas Amerykanów, ich prezydenta Wilsona. Przed koncertami wygłaszał płomienne mowy o tym, czym jest Polska i kim są Polacy. Przyczynił się walnie do odzyskania części Pomorza i Poznania dla Polski. Jest symbolem walki o granice północne i zachodnie. W 1981 roku „Żołnierz Wolności” pisał, że nie ma takiej siły, która usunie czołg z Westerplatte. O mogiłach nie pisali. Siła się znalazła. Oby sił nam starczyło, ale ja mam już ponad 83 lata.

(Rozmowa ukazała się we wrześniowym „Magazynie Solidarność”)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej