Zima 1982: Do woja „Solidarność” marsz!

Wojskowe Obozy Internowania w latach 1982-1983 były formą represji wobec działaczy opozycji demokratycznej i NSZZ „Solidarność”.

W listopadzie br. przypada 41 rocznica powstania Wojskowych Obozów Internowania. Ośrodki zostały utworzone w trzynastu jednostkach wojskowych na terenie funkcjonujących wówczas okręgów wojskowych – pomorskiego, śląskiego i warszawskiego. W dziesięciu obozach internowano rezerwistów, natomiast w trzech – żołnierzy zasadniczej służby wojskowej.

Internowania pod pozorem „ćwiczeń wojskowych” służyły izolacji najbardziej niepokornych opozycjonistów, którzy mogli zainicjować lub włączyć się w akcję protestacyjną przeciwko uchwalonej w październiku 1982 r. ustawie o związkach zawodowych, delegalizującej NSZZ „Solidarność”. W pierwszym tygodniu listopada 1982 r. pozbawiono w ten sposób wolności 1711 członków NSZZ „Solidarność” oraz opozycjonistów.

Ta fala internowań w obozach wojskowych była jedną z większych akcji izolowania członków opozycji, porównywalną z pierwszą dobą stanu wojennego, kiedy uwięziono 3392 osoby.

Internowania odbywały się przy współpracy Służby Bezpieczeństwa, Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, Wojskowej Komendy Uzupełnień, Wojskowej Służby Wewnętrznej. Typowaniem osób do internowania zajmowali głównie funkcjonariusze SB.

Rezerwiści byli wielogodzinnym przesłuchaniom, w trakcie których byli zastraszani; cenzurowano ich korespondencję oraz stosowano podsłuchy, przeszukiwano ich rzeczy osobiste. Członkowie „S” w WOI przebywali trzy miesiące, a powołani do odbycia zasadniczej służby wojskowej dwa lata.

Przypominamy rozmowę z 2018 roku ze Stanisławem Szukałą, ówczesnym przewodniczącym Zarządu Regionu Słupskiego NSZZ „Solidarność” (rozmawiał Artur S. Górski)

„Branka” według rozkazów „Jesień 82” i pojawienie się u drzwi patroli WSW zaskoczyła działaczy podziemnej „Solidarności”?

Nie widzieliśmy dokąd nas zabierają. Wcześniej były rewizje. Były szykany. SB chciała nasz opór skanalizować, rozbić środowisko. Jednak byłem zdziwiony kiedy o godzinie 22 dwaj z WSW i cywil z SB zastukali, by wręczyć mi wezwanie na ćwiczenia. Wiedziałem, że coś tu jest grubymi nićmi szyte. Na dworcu w Słupsku zobaczyłem, że wsiada do wagonów ze czterdziestu chłopa. Zorientowałem się, że to jest akcja zorganizowana. W Chełmnie spotkałem kolegów związkowców ze Szczecina, z Olsztyna, z Koszalina.

Mieszkańcy Chełmna wiedzieli co to za „element” przybywa?

Nim przewieźli nas do jednostki w kawiarni podpytywaliśmy miejscowych, którym powiedziano, że przyjadą niebieskie ptaki, nieroby. Z akt sprawy dowiedzieliśmy się po 20 latach kto nam te „ćwiczenia” zorganizował, kto nas wytypował i na jakiej zasadzie.  

Warunki wojskowe mają swoje reguły…

Skoncentrowano nas na poligonie na Kępie Panieńskiej. Tam już było poważnie. Zakwaterowanie zimą w namiotach między Wisłą a wałem ochronnym. Woda zamarzała. Nie było ubikacji. Był drąg i rów… na 300 ludzi. 

Broń dano w ręce „kontrrewolucji”?

Od razu nam powiedzieli, że broni to my nie zobaczymy. Ale ubrali nas w mundury. Była dyscyplina i wszystko na rozkaz. Aha, dostaliśmy łopaty. Kopaliśmy na okrągło. Z początku myślałem, że to może ma jakiś sens. Ale nie. Gdy jedna grupa kopała rowy rano. to a po południu szły kolejne drużyny i je zasypywały. Nosiliśmy po dwa kilometry kręgi cementowe, imitujące miny przeciwczołgowe. Jakieś dwadzieścia kilogramów każda. Jedni z nas je zakopywali, inni odkopywali.

A po tym trudzie na rezerwistów czekał chłód namiotu.

W namiocie piecyk o piątej nad ranem był wygaszany. O godz. 18 był rozpalany. W mokrych dresach się kładło pod koc. A i tak było zimno. Trafiłem tam po wypadku w pracy. Przyszyte palce w nocy rwały niemiłosiernie.  

Były przepustki?

Nas nie zwalniano na przepustki. Kilku je dostało na Boże Narodzenie, bo próbowano manipulacji ludźmi. Wyszliśmy 2lutego 1983 roku, po pełnych trzech miesiącach. Z tych „koszar” nie wyszliśmy na miasto. Wszystkich wywożono samochodami na dworzec. Ale nie wszyscy.

Ktoś został nadterminowo?

Mam w książeczce wpis z 2 lutego, ale faktycznie zostałem zwolniony 14 lutego 1983. 

Nad ranem zrobili nam kipisz. U mnie znaleźli wyżłobiony na pryczy napis „Solidarność”. W dniu wyjścia zostałem więc zamknięty w więzieniu w Grudziądzu na dwanaście dni. Nikt, ani koledzy z zakładu pracy, ani nawet żona, nie wiedzieli, gdzie przez ten czas byłem.

Długo trzeba było czekać na ocenę tej formy represji?

Po latach zorganizowaliśmy się w Stowarzyszenie „Chełminiacy 1982”. Dotarliśmy do prezesa IPN Janusza Kurtyki.  W Gdańsku na Krajówce dr Kurtyka poinformował. że dopiero w 2002 roku MON przekazał do IPN dokumentację.  

Sądy zajmowały się sprawą kilka razy, aż generał i wiceminister Florian Siwicki zmarł…

W sprawie byłem oskarżycielem posiłkowym. W końcu po sądowych korowodach, uniewinnieniach i werdyktach  8 lutego tego roku słuchaliśmy wystąpienia końcowego.  Sędzia przez 50 minut je wygłaszał. Nam nie szło o zemstę, czy satysfakcję osobistą. Ciastoń ma 93 lata. Chodziło o to,  aby zapadł wyrok „winni”. Domagaliśmy się kary w zawieszeniu. Sędzia jednak wyrok pozbawienia wolności uzasadnił dokładnie.

Skoro dużo wcześniej Sąd Najwyższy orzekł, że stan wojenny był złamaniem prawa…

Oni złamali też konwencje praw człowieka, czyli działali przeciwko ludzkości. Inne ich przestępstwa się przedawniły, nawet te, uznawane za zbrodnie komunistyczne. Ale Polska ratyfikowała konwencje praw człowieka, mieliśmy prawo zrzeszać się w związki zawodowe. Zatem represje, grożące życiu i zdrowiu, na przecież masową skalę w całym kraju, były zbrodniami przeciwko ludzkości. 

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej