Stypendyści o „Solidarności”: Kinga Kaczorowska
Od 2020 roku stypendyści Funduszu Stypendialnego NSZZ „Solidarność” piszą krótkie prace zatytułowane Moje spotkanie z NSZZ „Solidarność”. Poniżej prezentujemy fragmenty rozmowy przeprowadzonej przez Kingę Kaczorowską z Leszkiem Kubiakiem, działaczem oświatowej „Solidarności”.

Moi rodzice są nauczycielami w I Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej-Curie w Starogardzie Gdańskim. Oboje należą do organizacji związkowej NSZZ „Solidarność”. Właśnie ukończyłam szkołę podstawową i aplikuję do tego liceum. Organizacjami związkowymi, które zrzeszają nauczycieli, zainteresowałam się przy okazji ostatnich strajków (rok 2019). Oczywiście, w domu, w szkole, a także w telewizji dużo się mówiło o roli i stanowisku poszczególnych związków zawodowych w czasie tych strajków. O dokonaniach i postawie działaczy związków NSZZ „Solidarność” w latach 80. słyszałam na lekcjach historii. Wiem, że te związki zawodowe nie walczyły tylko o płace i warunki pracy dla swoich członków. Ich główne cele i zadania opisują słowa: „obrona godności, praw i interesów pracowniczych (zawodowych i socjalnych), kształtowanie aktywnej postawy działania dla dobra Ojczyzny, umacnianie rodziny i ochrona życia rodzinnego, ochrona i promocja kultury oraz szeroko pojętej edukacji, podejmowanie działań na rzecz ochrony naturalnego środowiska człowieka”. Jak widzimy, ich działalność znacznie wykracza poza bramy zakładu pracy.
W swojej pracy przedstawiam relację ze spotkania z wieloletnim członkiem NSZZ „Solidarność” i nauczycielem historii właśnie w I Liceum Ogólnokształcącym w Starogardzie Gdańskim – panem Leszkiem Kubiakiem. Podczas tej rozmowy dowiedziałam się, jak funkcjonowały związki zawodowe ponad 30 lat temu w starogardzkich placówkach edukacyjnych.
Pan Leszek Kubiak ukończył studia magisterskie z historii w 1984 r. na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pierwszy rok po studiach pracował w Toruniu. Podczas pobytu w domu rodzinnym w Tczewie odwiedził Jana Kulasa, historyka, lidera tczewskiej opozycji. Tam poznał Ryszarda Grądmana, który od niedawna uczył historii w starogardzkim liceum. Wówczas w tym mieście było tylko jedno liceum ogólnokształcące. Pan Leszek nabrał pewnych nadziei na powrót na kociewską ziemię, gdyż p. Ryszard przekazał mu informację, iż od września (rok 1984) zwalnia się tam etat dla historyka. Po rozmowie z odchodzącym w tamtym roku na emeryturę, ale jeszcze kierującym szkołą, dyrektorem Mieczysławem Michnowskim, otrzymał zapewnienie, że od nowego roku szkolnego 1984/1985 dostanie pracę jako nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie. Tym sposobem od września 1984 roku pan Kubiak naucza naszą starogardzką młodzież historii, pełniąc też funkcję wicedyrektora (1992–2002 r.), a przez kolejne 10 lat dyrektora „czerwonego ogólniaka”. Moje kolejne pytania dotyczyły już organizacji związkowej NSZZ „Solidarność” w starogardzkiej oświacie.
– Czy zna Pan początki ruchów solidarnościowych w placówkach oświatowych stolicy Kociewia? Wiem, że wówczas był Pan studentem UMK w Toruniu.
– „Solidarność” nauczycielska w Starogardzie Gdańskim z okresu pierwszej „Solidarności” (lata 1980–81) funkcjonowała jako organizacja międzyszkolna pod przywództwem Jerzego Jakubowskiego, nauczyciela matematyki w Technikum Chemicznym. Przewodniczącym Związku w Liceum Ogólnokształcącym (wtedy jedynym w mieście, więc bez numeru) był nauczyciel chemii Ryszard Cieślak. Ja uczestniczyłem w strajkach studenckich jesienią 1981 roku, a w czasie stanu wojennego angażowałem się w kolportaż niezależnych wydawnictw w Toruniu, Tczewie i Gdańsku.
– Czyli związał się Pan z ruchami wolnościowymi już jako student, a jak wyglądały początki Pana pracy na kociewskiej ziemi?
– Podejmując pracę w starogardzkim ogólniaku, kontynuowałem jeszcze przez kilka lat swoją działalność w Tczewie, Toruniu i Trójmieście. W szkole także pracowali liderzy pierwszej starogardzkiej „Solidarności” nauczycielskiej – Ryszard Cieślak oraz Jerzy Jakubowski. O ile wiem, w niezależną działalność się nie angażowali. Wiele życzliwości i wsparcia okazali mi starsi nauczyciele, szczególnie poloniści – Tadeusz Kubiszewski, Roman Żygowski, Zbigniew Waśkowski. Z nimi, a szczególnie z panem Tadeuszem, odbyłem wiele rozmów. Raczej słuchałem i starałem się jak najwięcej się od nich nauczyć. Było to dla mnie zupełnie nowe środowisko i wielkie wyzwanie.
– Słyszałam, że nauczanie historii w tamtych czasach było szczególnie trudne. Niejednokrotnie treści zapisane w podręcznikach szkolnych były niezgodne z prawdą historyczną. Czy Pan to potwierdza?
– Tak, to prawda, wiele faktów było zmieniane albo pomijane w nauczaniu szkolnym. Tu byliśmy zgodni z Ryszardem Grądmanem. Chcieliśmy uczyć zgodnie z wiedzą faktyczną. Do klasy maturalnej nie było podręcznika, ponieważ stary wycofano. Tu odnaleźliśmy pewną niszę, którą wykorzystaliśmy i w formie wykładu uczyliśmy m.in. o wojnie bolszewickiej, 17 września, Katyniu, stalinizmie. Szybko jednak doszły pewne słuchy do dyrekcji. Byliśmy wzywani z Ryszardem Grądmanem na rozmowy dyscyplinujące. Odbywały się one w pełnym składzie: dyrektor, wicedyrektorzy, przewodnicząca POP PZPR i my dwaj. Padały pytania: „Co wy, koledzy, wygadujecie na tych lekcjach? Mamy sygnały od rodziców, dopytywali się też o was panowie z Sikorskiego (siedziba MO i SB) itd.”. Bałem się, że mnie zwolnią z pracy – tak się jednak nie stało. W drugiej połowie lat 80. można było odczuć, że nastroje w kraju się zmieniają. W 1987 roku, w czasie wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Gdańsku, pół szkoły było nieobecne na lekcjach i o dziwo władze nie wyciągały konsekwencji.
Podczas jednej z konferencji metodycznych (koniec roku 1988) dla nauczycieli historii, która odbywała się w naszej szkole, Ryszard Grądman przygotował lekcję pokazową. Potem ją wspólnie omawialiśmy, komentowaliśmy – był czas na dyskusję. Jak zawsze najważniejsze działo się w kuluarach. Obecny na konferencji młody nauczyciel z Gdańska – Jacek Jancelewicz – kolega ze studiów Ryszarda, opowiadał o podziemnej nauczycielskiej „Solidarności”, o strajkach w gdańskiej stoczni, o wsparciu strajkujących itp. Pytał, co my robimy? To nas pewnie zmobilizowało. Tym bardziej że w międzyczasie odbyła się debata Wałęsa – Miodowicz, a potem zaczęły się obrady Okrągłego Stołu.
– Czy to był impuls, który zachęcił Pana do wstąpienia do „Solidarności”?
– Tak. Zainteresowałem się, jak działa „Solidarność” w Starogardzie. Ten ruch zaczął coraz bardziej się tu rozwijać. W mieście na czele „Solidarności” stanął Paweł Głuch z Famosu, a nauczycielską „Solidarność” odtwarzała Irena Krzykowska z Liceum Medycznego. Z początku chodziliśmy z Ryszardem Grądmanem do biura „Solidarności” na Rynku i kupowaliśmy niezależne książki. Tam też skontaktowano nas z panią Ireną Krzykowską. Wzięliśmy z Jerzym Jakubowskim udział w kilku zebraniach odradzającej się międzyszkolnej komórki „Solidarności” nauczycielskiej. Wystąpiliśmy do ówczesnego dyrektora Romana Klina z inicjatywą odtworzenia organizacji związkowej w naszej szkole. Czas był gorący. Nauczycielska „Solidarność” postulowała udział organizacji związkowej nie tylko w sprawach socjalnych i pracowniczych, ale też w planowaniu roku szkolnego i przydziałach obowiązków. Palącym problemem była weryfikacja stanowisk kierowniczych (z nadania PZPR) poprzez tajne głosowanie rad pedagogicznych. Na początku roku szkolnego 1989/90 odbudowała się ostatecznie komórka (koło) „Solidarności” w naszej szkole. Na wrześniowym zebraniu do związku zapisała się ponad połowa nauczycieli. W związku z tym, że we wcześniejszych rozmowach z dyrekcją uczestniczyłem ja i Jerzy Jakubowski, prowadziliśmy zebranie założycielskie. W tajnym głosowaniu zostałem przewodniczącym Koła. Wiceprzewodniczącym zaś Ryszard Cieślak. Jerzy Jakubowski zaangażował się w pracę struktur miejskich i z poparciem Ireny Krzykowskiej zaproponowano jego kandydaturę do tworzonej w Starogardzie delegatury Kuratorium Oświaty.
– Gratuluję pełnionej funkcji i poparcia w gronie współpracowników. Czy do „Solidarności” wstąpiło wielu nauczycieli?
– Dziękuję. Tak, członkowie Związku stanowili większość grona pedagogicznego i udało się zrealizować większość naszych postulatów. Dyrektor został w tajnym głosowaniu pozytywnie zweryfikowany przez nauczycieli. Dało to także mu większą pewność w podejmowaniu działań. Wspólnie udało się zmienić nie tylko skostniałe regulaminy, ale i skostniałe zwyczaje. Takie jak chodzenie w kółko na przerwach na korytarzach szkolnych (tak było w całej Polsce). Specyfiką naszego ogólniaka było chodzenie w kółko także na boisku szkolnym. Z tym spotkałem się tylko w tej szkole. Wyglądało to trochę tak jak spacerniak w więzieniu. Co ciekawe, po zniesieniu tego wymogu ówcześni uczniowie, jeszcze przez wiele miesięcy, przez nikogo nie napominani, robili rundki po szkolnym boisku. Były też kwestie sporne. Domagaliśmy się, żeby weryfikacji w tajnym głosowaniu poddano też wicedyrektorów. Wywołało to pewne napięcie. Ale i ten problem został w końcu pozytywnie rozwiązany.
W kolejnym roku szkolnym 1990/91 sytuacja w kraju zaczęła się zaostrzać. Jesienią odbyły się wybory samorządowe. Pierwsze całkowicie wolne po 1945 roku. Prezydentem Starogardu został Paweł Głuch, a liderka nauczycielskiej „Solidarności” Irena Krzykowska została radną miejską. Jurek Jakubowski też został radnym. Zaczęła się też wojna na górze w strukturach obozu „Solidarności”. Grupa działaczy skupiona wokół Lecha Wałęsy i Lecha Kaczyńskiego ostro krytykowała solidarnościowy rząd Tadeusza Mazowieckiego za zbyt wolne tempo transformacji i brak rozliczenia komunizmu (gruba kreska). Na sytuację w szkole nie miało to wpływu, ale już w mieście można było wyczuć napięcie.
W kolejnym roku szkolnym 1991/92 „Solidarność” nauczycielska wymogła na władzach wprowadzenie konkursowego wyboru dyrektorów placówek oświatowych. Jednym z pierwszych tak wybranych dyrektorów na naszym terenie była pani Irena Krzykowska z Liceum Medycznego. Zrzekła się wobec tego przewodniczenia starogardzkiej Komisji Międzyzakładowej nauczycielskiej „Solidarności”. Po dwóch próbach wyboru nowego przewodniczącego (nieudanych) przekonano mnie do kandydowania. Uzyskałem bardzo liczne poparcie i objąłem tę funkcję. Jednocześnie zrzekłem się przewodniczenia Koła związku w I LO. Nowym przewodniczącym w szkole został Ryszard Cieślak. Przewodniczyłem starogardzkiej Komisji Międzyzakładowej stosunkowo krótko (niecałe pół roku). Wspierały mnie m.in. Krystyna Cyrankowska (I LO), Ewa Ceroń-Szmaglińska (Szkoła Muzyczna), Jadwiga Jakimiak (ZSZ) oraz Stanisław Głąb-Brandt (LE). Głównymi działaniami była pomoc nauczycielom szkół z terenu w ich konfliktach z dyrekcjami. Pamiętam wizytę, wraz z panią Krystyną Cyrankowską, w szkole w Borzechowie. Zaowocowało to powstaniem tam nowego Koła Związku. Podobnie wspieraliśmy nauczycieli w konfliktach z Kuratorium Oświaty. Jeździliśmy z panią Krystyną do Gdańska, a także prowadziliśmy rozmowy na miejscu – w Starogardzie. W pierwszych miesiącach 1992 roku wybrany w konkursie dyrektor I LO Roman Klin zaproponował mi stanowisko wicedyrektora. Wobec przyjęcia tej funkcji i wejścia od września 1992 roku w skład kadry zarządzającej zrzekłem się przewodniczenia Komisji Międzyzakładowej. Nową przewodniczącą została Ewa Ceroń-Szmaglińska. Pozostałem szeregowym członkiem Związku i jestem nim do dnia dzisiejszego.
– Bardzo dziękuję za rozmowę i ten piękny kawałek historii. Życzę wiele satysfakcji z pracy oraz pomyślności w życiu osobistym.
– Dziękuję. Mam nadzieję, że zobaczę cię wśród uczniów naszej szkoły. To spotkanie było dla mnie bardzo cenne. Wierzę, że nauczyciele, którzy w otwarty sposób potrafią walczyć o prawdę, są jej prawdziwymi autorytetami.
Kinga Kaczorowska