Debata: 12 kwietnia 2021 (cz. 1). Dlaczego w Polsce jest tak mało układów zbiorowych pracy?

W Polsce tylko co 10 pracownik objęty jest układem zbiorowym pracy, we Francji aż 99 proc. pracowników może korzystać z zapisów układów zbiorowym pracy. Układy zbiorowe pracy były tematem drugiej już debaty, zorganizowanej w ramach projektu „Dialog społeczny kluczem do rozwoju” finansowanego z Funduszy Norweskich. Eksperci, związkowcy i politycy zastanawiali się nad tym, dlaczego w Polsce przez 30 ostatnich lat nie udało się wypracować mechanizmów zwiększających liczbę zawieranych układów zbiorowych pracy, szczególnie tych ponadzakładowych. Zastanawiali się również nad sposobami zmiany tej niekorzystnej sytuacji.

W webinarium, 12 kwietnia br. wzięli udział poseł Janusz Śniadek, przewodniczący Rady Ochrony Pracy, Mariusz Pokrzywinski, p.o. okręgowy inspektor pracy w Gdańsku, eksperci Komisji Krajowej prof. Marcin Zieleniecki i Sławomir Adamczyk, Zbigniew Kowalczyk, członek prezydium ZRG NSZZZ „Solidarność”. Debatę prowadził Jacek Rybicki, ekspert ds. dialogu społecznego.

Polska w tyle Europy

W rankingu państw europejskich z 2016 roku nasz kraj znalazł się na trzecim miejscu od końca pod względem objęcia pracowników układami zbiorowymi pracy.

– Tendencja dotycząca zawierania i funkcjonowania układów zbiorowych pracy w całej Europie jest spadkowa. Mamy jednak takie państwa, w których rola UZP jest silna. I tak 99 proc. pracowników we Francji jest objętych zakładowymi układami zbiorowymi pracy, ponad 70 proc. jest w Portugalii, Hiszpanii, Niderlandach, Włoszech, Danii, Finlandii, Szwecji, a w Polsce niestety tylko 15 proc., co sytuuje nas na szarym końcu Europy. Za nami są tylko Litwa – 14 procent i Łotwa – 7 procent. Co ciekawe, w Niemczech przez ostatnie dwie dekady też nastąpił spadek  o 12 proc., ale i tak jest to na poziomie blisko 56 proc. – mówił podczas  kwietniowego webinarium moderator dyskusji Jacek Rybicki. Jego zdaniem istotny tu jest  poziom 70 proc., a to w związku z przedstawionym 28 października ubiegłego roku projektem dyrektywy Komisji Europejskiej dotyczącej regulacji europejskiej płacy minimalnej. W dokumencie tym znalazły się zapisy odnoszące się do  układów zbiorowych pracy, wprowadzające wymóg, że państwa które mają poniżej 70 proc. pracowników objętych układami powinny zostać zobowiązane do wdrożenia planów naprawczych, oczywiście w konsultacji z partnerami społecznymi.

Jacek Rybicki rozpoczynając dyskusję postawił kilka istotnych pytań dotyczących przyczyn braku układów zbiorowych pracy w Polsce. Te pytania to:

  • Czy pracodawcy powinni mieć obowiązek zrzeszania się?
  • Czy należy wprowadzić przywileje czy zachęty dla pracodawców w celu zwiększenia zainteresowanie zawieraniem UZP?
  • Czy w UZP powinna być możliwość obniżania norm kodeksowych?
  • Czy układy zbiorowe pracy powinny obowiązywać tylko członków związków zawodowych?
  • Czy UZP powinny być rejestrowane przez Państwową Inspekcję Pracy, czy wystarczy tylko notyfikacja, czyli zgłoszenie?

Niskie uzwiązkowienie

Zdaniem prof. Marcina Zielenieckiego, eksperta KK NSZZ „Solidarność” bariery ograniczające praktykę zawierania UZP, można rozpatrywać w trzech płaszczyznach. – Pierwsza bariera to stosunkowo słaba siła partnerów społecznych i nie chodzi tylko o poziom liczebności związków zawodowych, ale też o stronę pracodawców. Jeżeli myślimy o wzmocnieniu mechanizmu generalizacji UZP, to nie można abstrahować od poziomu zrzeszania pracodawców – mówił profesor Zieleniecki.

W krajach o wysokim uzwiązkowieniu, większy jest też procent pracowników objętych  układami zbiorowymi pracy. Dobrym przykładem jest Austria, gdzie mamy do czynienia z podwójną reprezentacją, obok organizacji związkowych działają też izby pracowników i pracodawców. Również bardzo wysoki procent pracodawców jest zrzeszony w swoich organizacjach. W Niemczech także  mamy wysoki poziom nasycenia układami zbiorowymi pracy. –  Co prawda, ostatnio ten procent spadł, ale nadal jest wysoki. To co charakteryzuje niemiecki rynek pracy, i czego brakuje w naszym kraju, to objęcie układami ponadzakładowymi (jak mówią Niemcy – płaszczowymi) całych sekrorów. Inne są struktury reprezentacji pracowniczych i pracodawców. Na szczeblu zakładu pracy w Niemczech mamy do czynienia z tzw. Mitbestimmung (prawo do współdecydowania przy podejmowaniu decyzji), czyli udziałem w zarządzaniu przez tzw. rady zakładowe, a związki zawodowe nie działają bezpośrednio na szczeblu zakładowym, robią to za pośrednictwem rad zakładowych – mówił Marcin Zieleniecki.

We Francji, gdzie co prawda poziom uzwiązkowienia jest niski,  takim powodem dużej popularności UZP nie jest pewna elastyczność w regulacji prawnej dotyczącej UZP,  nie ma przepisów, które ograniczają pracodawcy możliwość czasowego związania się z określonymi obowiązkami.

Przestarzałe przepisy

Drugą barierę dla rozwoju układów zbiorowych pracy  w Polsce – zdaniem eksperta KK  – jest obowiązująca regulacja dotycząca układów zbiorowych pracy, która nie przystaje do obecnych realiów. Przepisy zawierania układów zbiorowych pracy  wprowadzono w 1994 r. Dawały one wówczas nadzieję nawiązania do tradycji z 1937 roku, do ustawy o układach zbiorowych pracy, która niestety krótko obowiązywała, dwa lata później wybuchła wojna. Po wojnie w PRL nie było warunków, aby takie układy zawierać w drodze rokowań, mimo formalnego obowiązywania ustawy z 1937 r. i formalnego obowiązywania przepisów o zawieraniu na poziomie ponadzakładowych, ale te akty nie miały charakteru autentycznego. Przede wszystkim nie było autentyczności partnerów społecznych. –  Obecna regulacja ma już swoje lata i była ona uchwalana w innych uwarunkowaniach. Na początku lat 90. był wyższy poziom uzwiązkowienia niż teraz, była inna struktura gospodarki, mieliśmy duże zakłady z licznymi załogami, często odziedziczone z poprzedniego okresu, lepsze warunki do regulowania przy zastosowaniu metody układowej. Dzisiejsza struktura gospodarki jest inna, dominują mniejsze podmioty gospodarcze – mówił ekspert Komisji Krajowej.

Tradycja?

Trzecim czynnikiem wpływającym na poziom objęcia układami zbiorowymi pracy jest pewna tradycja ich zwierania.  –  W Polsce po transformacji zaczęły działać podmioty z udziałem zagranicznym, z których duża część w swoich krajach wcześniej miała do czynienia tradycja regulowania warunków pracy w drodze układowej. To też jest czynnik, który pozytywnie wpłynął na obraz praktyki regulowania warunków pracy w drodze UZP – stwierdził Marcin Zieleniecki.

Z opinią o pozytywnej  roli podmiotów z udziałem zagranicznym   na zwiększenie liczby zawieranych układów zbiorowych pracy w Polsce nie zgodziła się Sławomir Adamczyk, który od wielu lat reprezentuje polskie związki zawodowe w Komitecie Rokowań Zbiorowych EKZZ, co daje mu możliwość popatrzenia z góry na pewne procesy, takiego helicopter view.

Konsensus między pracą a kapitałem

Zdaniem Sławomira Adamczyka obecny podział na kraje z wysokim procentem objęcia pracowników układami zbiorowymi pracy od tych z niskim, pomiędzy którymi linia podziału biegnie na linii rzeki Łaby, jest konsekwencją jeszcze XVII-wiecznego podziału. Po zachodniej stronie są kraje, które rozwijały się w kierunku kapitalizmu, te leżące na wschodzie pozostały z tyłu. W zachodnich państwach UE poziom i jakość rokowań zbiorowych jest wyższa, ponieważ one wykorzystały ten moment, kiedy zaraz po II wojnie światowej doszło do niepisanego konsensusu pomiędzy pracą i kapitałem. Zaczęły tworzyć się struktury niekonfrontacyjnych relacji pomiędzy związkami zawodowymi i biznesem pod protektoratem państwa. Głównym elementem budowania tych relacji były branżowe układy zbiorowe.

Podstawowy poziom branżowy

– Ważny jest tu ten branżowy poziom odniesienia. Bo to jest najważniejszy poziom, na którym związki mogą skutecznie bronić interesów pracowniczych. Z całym szacunkiem dla układów zbiorowych, które są zawierane dla poszczególnych zakładów pracy, one zawsze miały charakter dodatkowy, podstawą są negocjacje branżowe. I na Zachodzie one się rozwinęły. Prawdą jest, że zaczyna już tutaj być problem, gdyż mamy do czynienia z trendem decentralizacji rokowań zbiorowych, ale inaczej to wygląda, jeżeli ta dencentralizacja odbywa się z poziomu wysokiego, a inaczej to wygląda w Polsce czy innych krajach, gdzie ten wyższy poziom rokowań nie istnieje – mówił podczas debaty Sławomir Adamczyk.

Przyczyna braku w Polsce rokowań na poziomie ponadzakładowym – zdaniem eksperta KK – leży w decyzjach politycznych podejmowanych na początku transformacji w Polsce. – Powróćmy do roku 1994, punktem wyjścia było założenie, że UZP będą zawierane na poziomie zakładowym, była to decyzja polityczna. Jak rozmawiałem z ludźmi, którzy wówczas ze strony związkowej brali w tym udział, to mówili, że chodziło o to żeby doprowadzić do rozbicia branżowego poziomu interesów. I tak naprawdę regulacje dotyczące ponadzakładowych układów zbiorowych zostały doklejone do układów zakładowych. Zawsze ta część przepisów kodeksu pracy była traktowana po macoszemu – podsumowuje Adamczyk.

Obecnie w Polsce funkcjonuje z trzem branżowe układy zbiorowe pracy o charakterze ogólnokrajowym. Są tu UZP: dla górnictwa węgla brunatnego, dla pracowników przemysłu zbrojeniowego i lotniczego, i co ciekawe dla pracowników parków narodowych. – Polsce mamy trzy układy zbiorowe, które zostały zawarte z organizacjami pracodawców. Pokazuje to, jaka jest w naszym kraju jakość funkcjonowania organizacji pracodawców – mówi ekspert KK.

– Jest jeszcze czwarty – uzupełnia Zbigniew Kowalczyk– ogólnokrajowy układ, czyli Karta nauczyciela. Obejmuje on największą liczbę pracowników. Jednak i tutaj widać wyraźnie tendencje pracodawców na wyjście spod układu. Zakłada się spółki handlowe, które organizują szkoły, i szkoły te są wyłączane spod działania Karty nauczyciela. Mamy na to przykład w Gdańsku. Myślę, że  jako związek zawodowy i politycy z naszej strony za mało postarali się, aby zatrzymać tę tendencję. Decyzje i MEN i kuratorium są niedobre, gdyż sytuacja jest niezgodna z prawem, a szkoła nadal funkcjonuje. Nie można jej zablokować. Te rzeczy pączkują, jeżeli się rozwiną, to wyjdą nam szkoły spod Karty nauczyciela i ten największy układ zbiorowy pracy straci rację bytu – ostrzega Kowalczyk.

Mechanizm generalizacji układów

We Francji czynnikiem powodującym prawie 99 procentowe objęcie pracowników działaniem układów zbiorowych Zwróćmy jest szeroko wykorzystywany instrument generalizacji branżowych UZP. W Niemczech natomiast jest nieoficjalna generalizacja. – Mało kto wie, że branżowe układy zbiorowe pracy w Niemczech zawierane są dla członków związku, nie dla wszystkich pracowników, tak jak w Polsce. Jednak pracodawcy zdają sobie sprawę, że jeżeli wprowadzaliby różne standardy w zależności od tego, czy ktoś do związku zawodowego należy, czy nie, to za chwilę poziom uzwiązkowienia znacząco by się zwiększył. Następuje więc nieformalna generalizacja układów także na pracowników nienależących do związków zawodowych.  Gdybyśmy UZP w Polsce zawierali tylko dla związkowców, odpowiedź pracodawców byłaby taka, jak w Niemczech – podsumowuje Adamczyk.

Sławomir Adamczyk uważa, że w Europie Środkowowschodniej mamy do czynienia z prawdziwą atrofią negocjacji zbiorowych, zwłaszcza, jeśli chodzi o poziom negocjacji branżowych. Właściwie w żadnym państwie z naszego regionu nie udało się stworzyć systemu negocjacji branżowych. Wyjątkiem jest Rumunia, która pod względem liczby pracowników jest zbliżona do Polski i gdzie udało się stworzyć w miarę sensowny system negocjacji branżowych, który jednak został rozmontowany przez państwo przy udziale Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Wszystkie systemy negocjacji branżowych na zachodzie tworzyły się w innych realiach. Nie było możliwości odtworzenia tych realiów w państwach Europy Środkowowschodniej, takich jak Polska w latach 90., kiedy dominował konsensus waszyngtoński, polegający na postawieniu na neoliberalizm w podejściu do rynku pracy. Zdaniem Adamczyka elity polityczne, które budowały ten nowy system społeczno-polityczny nie bardzo były przekonane do tego, aby wzmacniać rolę związków zawodowych, a doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że jeżeli będzie się budować silne branżowe UZP, to będzie też wzmacniało związki zawodowe.

Podsumowując swoją analizę ekspert KK stwierdził, że Sytuacja Polski jest bardzo zła. Według badań profesora Łukasza Pisarczyka z UW, w naszym kraju tylko niecałe 10 proc. pracowników podlega UZP. Układy branżowe natomiast obejmują obecnie nie więcej, niż 200 tysięcy pracowników. Jeszcze na początku obowiązywania regulacji kodeksowej, kiedy odtwarzały się stare układy branżowe z czasów komunistycznych, były próby negocjowania nowych układów zbiorowych, wtedy ocenino to na około miliona pracowników. Generalnie dominują układy zakładowe i to przeważnie w spółkach z udziałem Skarbu Państwa, w dużych zakładach i szczególne ich zagęszczenie występuje właściwie tylko w dwóch regionach: na Śląsku i na Mazowszu. Podstawowym problemem, który wynika ze wstępnych wyników badań prof. Pisarczyka jest to, że wnoszą one niewielką wartość dodaną. Okazuje się, że większość tych układów niewiele zmienia w stosunku do kodeksu pracy, co może być jedną z przyczyn, dlaczego związki zawodowe nie negocjują UZP.

Pracodawcy są na nie

W dyskusji nad układami zbiorowymi pracy pojawiają się głosy, że na Zachodzie kodeksy pracy, jeżeli są, to są dużo bardziej ogólne niż w Polsce. Większość spraw odsyłana jest do układów zbiorowych pracy, a nie do rozwiązań ustawowych. Stąd pracodawcy w Polsce mówią, że są skłonni pójść w układy branżowe, ale pod warunkiem, że będzie można zmniejszać uprawnienia kodeksowe. Zdaniem Sławomira Adamczyka stosunek polskich pracodawców do negocjowania ponadzakładowych UZP o charakterze branżowym jest negatywny. – W ramach Rady Dialogu Społecznego próbowaliśmy „sprzedać” pracodawcom propozycję, że jesteśmy otwarci na negocjowanie wszelkich form uelastycznienia zapisów kodeksu pracy, ale pod warunkiem, że będzie ono następować w ramach negocjacji w branżowych UZP, których formuła powinna być zmieniona, tak aby dotyczyły one całości danego sektora. Odpowiedź ze strony pracodawców była negatywna. Mówili, że może lepiej to rozwiązywać w ramach układów zakładowych, a koncentrowanie się na układach zakładowych to duża pułapka dla związków zawodowych – mówił Sławomir Adamczyk, który uważa, że co prawda mamy w Polsce coraz więcej organizacji pracodawców, ale wszystkie z nich, bez wyjątku, mają charakter organizacji lobbystycznych i mimo że większość ma w swoich statutach zapisane negocjowanie układów zbiorowych, żadna z tych organizacji nie przystąpiła do negocjowania układu zbiorowego, ani nie wyszła z taką inicjatywą.

Jak zachęcić pracodawców do zawierania UZP?

Poseł Janusz Śniadek przypomniał początki układów zbiorowych pracy w Polsce.

 – Tuż po przełomie 1989 zaczęły się negocjacje układów zbiorowych pracy. W pierwszym układzie zbiorowym, który zawieraliśmy w Stoczni Gdynia kopiowaliśmy wiele rozwiązań z kodeksu pracy. Wówczas wiele osób to krytykowało, ale czas pokazał, że nie było ta takie bez sensu Z chwilą, kiedy władzę w Polsce objęły ugrupowania liberalne, to z kodeksu pracy wykreślono wiele korzystnych zapisów, natomiast te zapisy układowe pozostawały – mówił przewodniczący Rady Ochrony Pracy. Z jego  długoletnich doświadczeń jako związkowca wynika, że jeśli zostanie wynegocjowany na dobrym poziomie układ zbiorowy pracy, to mniej jest bodźców, które zachęcałyby pracowników do przystępowania do związku zawodowego. Bo po co zapisywać się do związku, jeśli i tak korzysta się z efektów jego działalności. – Padało w czasie dyskusji pytanie, dlaczego nienależący do związku mogą korzystać z  zapisów układu zbiorowego pracy, który negocjowały związki zawodowe? Odpowiedź jest prosta: tak stanowi Konstytucja, nie mówiąc już o ustawie o związkach zawodowych – stwierdził Janusz Śniadek. Mówił on również o rozwiązaniach, które by zachęcały pracodawców do negocjacji układów zbiorowych pracy, których koszty ponosiłoby państwo. – Była już możliwość, że pracodawcy, którzy zawarli z pracownikami porozumienia ograniczające zwolnienia pracowników, mogli odliczać sobie pewne koszty podatkowe, jednak nie przynosiło to specjalnych skutków. Jednak moim zdaniem, jeśli nie będzie jakichś konkretnych zachęt dla pracodawców do zawierania UZP, to nie będzie wzrastać ich liczba – mówił były przewodniczący „Solidarności”.

Przypomniał on, że negocjacje pomiędzy partnerami społecznymi były możliwe dopiero w wolnej Polsce. Ale te układy zbiorowe są tylko w dużych przedsiębiorstwach i z silnymi związkami zawodowymi. W mniejszych zakładach, gdzie związek jest słaby, to UZP jest zbyt wysoką poprzeczką.

Jego zdaniem wyjściem byłoby rzeczywiście wprowadzenie takich układów rozszerzonych na całą branżę. – Na początku wieku próbowaliśmy takie rozwiązanie wprowadzać, żeby ułatwić zawieranie układów zbiorowych obejmującą jak największą liczbę ludzi. Dzisiaj taką drogę widzę tylko w takim mozolnym zwiększaniu uzwiązkowienia – podsumował Janusz Śniadek.

Małgorzata Kuźma

Region Gdański NSZZ „Solidarność”

Projekt otrzymał dofinansowanie z Norwegii poprzez Fundusze Norweskie 2014-2021, w ramach programu „Dialog społeczny – godna praca”.

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej