Zbrodnia i kłamstwa. Śmierć Grzegorza Przemyka

38 lat temu milicjanci zabili maturzystę Grzegorza Przemyka. Bili tak, „żeby nie było śladów”. Dla nich maturzysta znaczył „mniej niż zero”. To była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL lat 80, do dziś nie do końca wyjaśniona.  

12 maja 1983 r. Grzegorz Przemyk, poeta, syn poetki Barbary Sadowskiej, uczeń klasy maturalnej XVII LO im. Frycza Modrzewskiego, został zatrzymany przez milicjantów na Placu Zamkowym w Warszawie. Wraz z kolegami świętował zdaną maturę.

Zomowcy tłukli chłopca pałką, pakując do milicyjnej nyski. Kontynuowali katowanie maturzysta w komisariacie Stare Miasto przy ul. Jezuickiej (dziś już niedziałającym). Gdy ten wył z bólu, milicjant z dyżurki doradził, żeby bili tak, by nie zostawiać śladów. Świadkiem tych scen był Cezary F. Do pobitego do nieprzytomności 19-latka milicjanci wezwali karetkę ratunkową, która zabrała go na pogotowie przy Hożej. Po dwóch dniach, 14 maja 1983 roku, zmarł w szpitalu w wyniku urazów jamy brzusznej. Trzy dni przed 19 urodzinami,

Młody chłopak pisał wiersze, grał na gitarze. Milicjanci z prowincji, pełniący służbę tego dnia, zapewne nie wiedzieli kogo biją. Jednak po zbrodni aparat represji i wymiar sprawiedliwości został zaprzęgnięty w tuszowanie sprawy i krycie sprawców.  Była to jedna z najgłośniejszych spraw dotyczących aparatu represji PRL lat 80.

O zabiciu Grzegorza informowali z razu tylko niezależni dziennikarze, Radio Wolna Europa, BBC i zachodnia prasa. Jego pogrzeb stal się wielotysięczną manifestacją polityczną. Mszę żałobną za Przemyka odprawił ksiądz Jerzy Popiełuszko w kościele pw. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, a pogrzeb odbył się na Cmentarzu Powązkowskim. 

Do sprawy Biuro Polityczne KC PZPR poleciło powołanie zespołu pod kierownictwem gen. milicji Mirosława Milewskiego. To na nim miały paść słowa, Kiszczaka, że gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców. Zaczynała się rywalizacja cywilnej SB z „wojskówką” – z WSW. W końcu doprowadziła ona do tragedii i zamordowania ks. Popiełuszki w 1984 r.

Proces domniemanych sprawców pobicia maturzysty ruszył w maju 1984 roku. Zakończył się skazaniem sanitariuszy oraz lekarki – załogi karetki pogotowia, która przybyła po ciężko pobitego.

Interesujące światło na ten rodzinny kontekst „sprawy Przemyka” rzuca zapisek w „Dziennikach politycznych” Mieczysława F. Rakowskiego, wówczas wicepremiera w gabinecie gen. Jaruzelskiego: „Pani Sadowska należy do opozycji, przed 1 maja wraz z synem została zatrzymana na 48 godzin i można założyć, że upatrzono sobie chłopca i postanowiono dać mu nauczkę”. Bestialstwo sprawców „dawania nauczki”, młody wiek ofiary i polityczna wymowa tej zbrodni wywołały powszechne oburzenie, a w pogrzebie Przemyka na Powązkach wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Strategię sterowania postępowaniem w sprawie śmierci Przemyka ustalano na najwyższych szczeblach władzy, z udziałem i pod komendą generałów Kiszczaka i Milewskiego. W wyniku licznych matactw, wywierania nacisków na prokuratorów, ich wymiany, zastraszania świadków i wytypowanych „kozłów ofiarnych”, prześladowania prawników pomagających matce ofiary i tym podobnym działaniom, udało się doprowadzić w lipcu 1984 r. do uniewinnienia dwóch milicjantów z Jezuickiej, w tym dyżurnego komisariatu Arkadiusza Denkiewicza – autora polecenia „bijcie tak, żeby nie było śladów”. Po latach został skazany, ale uniknął więzienia. Kary nie ponieśli autorzy matactw, wymuszania fałszywych zeznań i propagandowej zasłony.

W ustawionym procesie, „za nieudzielenie pomocy” skazano dwóch sanitariuszy pogotowia ratunkowego, którzy przewozili Przemyka z komisariatu do szpitala.

Wsparcie propagandowe mistyfikacji organizował, wspomagany przez fachowców od dezinformacji, rzecznik rządu Jerzy Urban, który już w XXI wieku, pewny bezkarności, przyznał, że śmierć Przemyka była skutkiem „bestialskiego wypadku w komisariacie”.

Pośrednio tylko odpowiedzialność poniósł Kiszczak. Tadeusz Mazowiecki miał latem 1990 r.  zdecydować o dymisji Kiszczaka po lekturze dostarczonych przez wiceministra MSW Krzysztofa Kozłowskiego akt dokumentujących matactwa w sprawie śmierci Przemyka. I to pomimo sympatii dla generała Kiszczaka i zadowolenia, że od strony MSW jego rząd miał względny spokój i obywało się bez prowokacji.  

Na podstawie zachowanych dokumentów można dziś wysnuć wniosek, że Służba Bezpieczeństwa nie miała z pobiciem maturzysty nic wspólnego.  Z tuszowaniem sprawy i zastraszaniem świadków bardzo dużo.

Przypomnijmy, że najmłodszą ofiarą stanu wojennego był 17-letni Emil Barchański, schwytany, pobity i sądzony za podpalenie pomnika Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Nie wydał kolegów. Ciało Barchańskiego zostało znalezione w Wiśle. Niestety brakowało świadków i twardych dowodów. Inaczej niż w przypadku Grzegorza Przemyka, gdyż jego koledzy Cezary F. słyszał, jak zomowcy go bili, a Kuba K., stał pod drzwiami komisariatu i słyszał przeraźliwy krzyk chłopca.

Wszystko to działo się na trzy tygodnie przed tym, gdy do Polski przybył papież Jan Paweł II. Władze PRL chciały pokazać Zachodowi, że sytuacja w Polsce uległa normalizacji. Czesław Kiszczak zwrócił się więc do swego zaufanego człowieka w SB płk. Romualda Zajkowskiego, o „wewnętrzne” zbadanie sprawy. Ten ustalił, że Przemyka nie rozpracowywała SB, a problem sprowadzał się do tego, że kilku tępych narwańców przesadziło z biciem chłopaka i doradzał ministrowi postawienie ich przed sądem, co pokaże, że milicja nie zamierza tolerować bestialstwa.

Milicjanci, którzy uczestniczyli w śmiertelnym pobiciu Grzegorza po 1989 r. byli policjantami w jednym z miast na Zamojszczyźnie. Żaden nie spędził ani dnia w więzieniu. 

Oburzające jest, że ci, którzy tuszowali sprawę w III RP kontynuowali karierę, niezależnie od rządzącej opcji. Milicjant, który zebrał „dowody” obciążające sanitariuszy i doktor pogotowia awansował, był komendantem rejonowym policji, prokuratorzy nadal prowadzili postępowania, nawet ci z prokuratorskiej specgrupy zajmującej się śledztwami politycznymi w latach 80.

ASG

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej