Zbigniew Kuźmiuk: Mimo przeciwności, istniejemy i stajemy się wzorcem dla innych krajów

Rozmowa ze Zbigniewem Kuźmiukiem, doktorem nauk ekonomicznych, nauczycielem akademickim, politykiem ruchu ludowego i PiS, byłym marszałkiem województwa mazowieckiego, posłem (2004–09), od 2014 roku posłem do Parlamentu Europejskiego, w 1981 roku uczestnikiem strajku studenckiego w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu.

– Nadchodzi zima. Borykamy się z brakami w dostawach węgla i z jego wysoką ceną. A przecież kraj nasz jakoby węglem stoi. Rozumiem dekarbonizację, ale w miasteczkach, miastach i na wsiach mieszkańcy domów jednorodzinnych, choć nie tylko oni, zastanawiają się, co się stało? Gdzie i za jaką cenę węgiel uda się kupić?

– Węgla nie powinno zabraknąć. Nie będziemy marzli zimą. Ostatnie posunięcia rządu spowodują, że będzie on dostępny dla opalających domy węglem. I to w przystępnej cenie. Jeśli założone warunki zostaną spełnione, węgiel dla odbiorcy końcowego nie będzie mógł być droższy niż 2 tysiące złotych za tonę. Na ogrzanie przeciętnego domu zimą potrzeba 3–4 tony węgla. W związku z tym, że wypłacane są dodatki energetyczne, 3 tysięcy złotych na gospodarstwo, można się spodziewać, że ostateczny koszt tony węgla dla gospodarstwa nie będzie wyższy niż nieco ponad tysiąc złotych. Przy uwzględnieniu dodatku węglowego,

– Myśleliśmy, że jesteśmy raczej eksporterem, niż importerem węgla.

– Był też import, około 10 milionów ton, gdyż ograniczano wydobycie. Weszło embargo na rosyjski węgiel, z tamtego kierunku były zaopatrywane w węgiel gospodarstwa domowe. Trzeba zatem węgiel sprowadzać z odległych krajów. Polska gospodarka się odzwyczaiła od importu z innych kierunków. Węgiel z Rosji był dostarczany głównie koleją. Na tym była zbudowana infrastruktura firm prywatnych, które się zajmowały jego importem. Teraz państwo musi się zająć sprowadzeniem węgla drogą morską. Następnie zapewnić dystrybucję. System dystrybucji, co logistycznie jest trudne, musiał być zbudowany w przeciągu kilku miesięcy. Jestem przekonany, że węgiel dotrze na czas.

– O ile operacja logistyczna zakończy się sukcesem?

– Do tej operacji, po pewnych perturbacjach, zostały włączone samorządy. Polski rząd zwrócił się przecież do prywatnych dostawców z propozycją uruchomienia systemu dopłat. Tylko że spotkał się z nieufnością i z odmową. Prywatne składy, nastawione na zysk, liczyły na zwielokrotnione zyski. W trudnej sytuacji nie chciały współpracować z rządem. Nie pozostało nic innego, jak utworzenie systemu dystrybucji przez państwo, z udziałem samorządów terytorialnych. Większość samorządów gminnych jest zainteresowana uczestnictwem. Po kilku dniach namysłu.

Rada Ministrów przyjęła dopiero 14 października projekt ustawy, który określa zasady i cenę sprzedaży węgla dla samorządów. Samorządy będą miały preferencyjne ceny zakupu węgla do 1500 zł za tonę. W zamian mają go dystrybuować, sprzedając za 2 tysiące zł za tonę. 500 zł to środki na koszty dystrybucji. Pojawiają się limity. Wraca PRL?

– Raczej uporządkowanie. Owszem, mieszkańcy, odbiorcy końcowi, będą składali do gmin wniosek o zakup. W ustawie o samorządzie gminnym nie jest wprawdzie napisane wprost, że samorząd terytorialny ma dostarczać mieszkańcom węgiel, ale nie ulega wątpliwości, że dla lokalnej zbiorowości samorząd jest po to, by realizować oczekiwania i potrzeby mieszkańców. Węgiel dla odbiorcy końcowego ma być tańszy. Do każdej gminy węgiel trafi.

Mieszkańcy domów opalanych węglem to są głównie wyborcy PiS?

– Nie patrzę pod tym kątem. Byłem zbulwersowany postawą części samorządów, szczególnie tych zdominowanych przez PO, które były od razu na „nie”. Mamy konflikt wojenny za wschodnią granicą i są tego konsekwencje. Samorząd jest od tego, by zaspokoić potrzeby mieszkańców, we współpracy z państwem, jest przecież częścią naszego państwa.

– Z Rosji w 2020 roku sprowadziliśmy 9 milionów ton węgla kamiennego. Kłopoty zaczęły się z wprowadzeniem embarga na import węgla i koksu z Rosji i z Białorusi. Z dnia na dzień, 14 kwietnia 2022 r. Rząd i prezydent zadziałali pod wpływem wzmożenia emocjonalnego, a może działań opozycji i Donalda Tuska, który filmował się na tle węglarek w Wólce Dobryńskiej, na terminalu Małaszewicze?

– Donald Tusk nagrał nawet spot, siedząc w aucie przed terminalem i licząc rosyjskie wagony, apelował: „Zatrzymajmy import surowców z Rosji natychmiast!”.

I rząd go posłuchał? Na takie gesty premier powinien odpowiedzieć, bo się znają: „Donaldzie, doradzam spokój, nie mamy zapasów, zaczekamy na decyzję przyjaciół z reszty Unii Europejskiej”. Zostaliśmy jak samotny prymus, z lękiem przed mrozem? 

– Przyśpieszenie decyzji o nałożeniu embarga – unijne weszło w połowie sierpnia – być może nastąpiło dlatego, że nie wytrzymaliśmy presji opozycji, może poprzez emocje, bez przygotowanych kierunków importu. W sytuacji zagrożenia wojennego opozycja zachowuje się w cywilizowany sposób. Ale nie u nas. Lider Platformy i jego formacja zahamowań nie ma. Naciska, wymusza. Rosyjska propaganda wykorzystuje postawę opozycji i wypowiedzi samego Donalda Tuska. Przypomnę, że np. przestrzegał on w czerwcu rolników, że zasypie nas ukraińskie zboże, że ukraińskie zboże zagrozi rolnikom, bo nie będą mogli sprzedać swojego ziarna, a rząd nie dba o polskich rolników. To było wtedy, gdy staraliśmy się pomóc Ukraińcom w eksporcie zboża. Rosyjskie agencje tę wypowiedź podchwyciły. Podobnie jak tę o tanim rosyjskim gazie. Czy Tusk nie zdaje sobie sprawy, że jego wypowiedzi co rusz są wykorzystywane przez rosyjską propagandę? Czy jest mu to obojętne?

– Zapytamy. Na wojennym kryzysie i zaangażowaniu USA traci głównie gospodarka niemiecka. Może w tym tkwi klucz do zrozumienia jego wypowiedzi? Pan jest obecny w instytucjach unijnych. W analizach przyczyn drożyzny pojawia się jak mantra EU–ETS, termin znany od 2005 roku. Polska, jak inne kraje Unii, jest uczestnikiem systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Czy mamy możliwości, na poziomie międzynarodowym, by doprowadzić do weryfikacji unijnej polityki klimatycznej i ukrócenia procederu spekulacji prawami do emisji? Czy to jest w interesie rządu, połowa opłat trafia do budżetu państwa?

– Zgoda na stworzenie i wdrożenie systemu ETS, w założeniu ograniczającego emisję gazów, ma swoje konsekwencje. Zgoda na ETS była w 2009 roku, a w 2014 roku była kolejna zgoda na dopuszczenie do systemu obrotu emisjami sektora finansowego. To specyficzna zasługa ówczesnego premiera Donalda Tuska. Mamy do czynienia z narastającym zjawiskiem spekulacji na rynku handlu emisjami, co uderza najbardziej w Polskę, jako kraj bazujący od lat na węglu. Udział węgla w naszym energetycznym miksie nie zmniejszył się gwałtowne. Węgiel jest głównym źródłem energii w Polsce.

Banki, fundusze inwestycyjne i powiernicze, gracze finansowi, mogą wejść na rynek i zakupić uprawnienia do emisji?

– Pojawiają się gracze z dużymi portfelami. Cena uprawnień rośnie. Mamy przyznany limit emisji dwutlenku węgla. Jesteśmy w trudnej sytuacji. Rok w rok z naszego kraju wypływa około 20 miliardów złotych, bo potrzeby „kwot” na emisję rosną. Pula pozwoleń jest z rynku rok w rok zdejmowana.

Rozmawiał Artur S. Górski

Całość rozmowy w listopadowym „Magazynie Solidarność”

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej