Wyszkowski: Są próby zaprzeczenia dziedzictwa gdańskiej opozycji, ale my mamy za sobą prawdę…
Rozmowa z Krzysztofem Wyszkowskim, założycielem WZZ Wybrzeża, członkiem Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Rozmawia Artur S. Górski
– 29 kwietnia 1978 roku inżynier Andrzej Gwiazda i dwóch robotników Krzysztof Wyszkowski i Antoni Sokołowski, podpisało deklarację Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Dlaczego związki zawodowe? Przecież istniał i działał Komitet Samoobrony Społecznej KOR, były zalążki formacji niepodległościowych, ROPCiO. Byliście zbyt robociarscy dla intelektualistów, czy oni nie chcieli iść z robotnikami?
– Nie odcinam się od KOR. Współpracowaliśmy z Komitetem, byliśmy w nim. Pierwsze działania przeciwko mnie SB wszczęła jeszcze przed powołaniem KOR (Sprawa Operacyjnego Rozpracowania „Kanał” – dop. red.). W KOR była nasza jawna działalność. Współpracowałem z „Robotnikiem”, wydawanym w podziemiu, byłem blisko z Kuroniem, Lityńskim, Borusewiczem. W pewnym momencie pomysł na KSS KOR się wyczerpał, oni poszli w innym kierunku ideowym. Zastanawialiśmy się wraz z Kuroniem, nad związkową działalnością. Była dyskusja, bo Kazimierz Świtoń założył wtedy w Katowicach WZZ. Zachowała się nawet notka z podsłuchu, że Wyszkowski zakłada WZZ, niezależne od KOR i ROPCiO.
– W PRL istniały wielkie związki zawodowe, CRZZ, dysponujące prasą, funduszami, wczasami…
– Zbuntowałem się przeciwko CRZZ w 1974 roku, pracując jako robotnik, operator spychacza, potem w olsztyńskiej fabryce opon samochodowych. Wystąpiłem ze związków, ale powiedziano mi w dyrekcji, że zapis jest zbiorowy, występować nie można – i wysłano do psychologa (śmiech). Na początku było nas w WZZ kilkunastu. Dołączyli Andrzej Bulc, mój brat Błażej, Kazimierz Szołoch, Jan Karandziej, Anna Walentynowicz. Bogdan Borusewicz, wtedy student historii na KUL, zabezpieczał studentów, jak zaś robotników (śmiech). Pomagaliśmy w założeniu SKS. Nie byliśmy antyinteligenccy. Gdańsk miał swoją niedawną historię Grudnia 1970. Wiedziałem, że robotnicza działalność musiała zakładać współpracę ze studentami. Studenci byli mobilni, mieli więcej czasu,
– Szefowie SB docenili waszą działalność. Milicyjny generał Adam Krzysztoporski, szef Departamentu III MSW apelował do struktur SB, aby nie bagatelizowały WZZ…
– Jeszcze bardziej docenił nas KGB (Komitet Bezpieczeństwa Państwowego ZSRS). Wolne Związki Zawodowe były, zdaniem sowietów, niebezpieczne, robotnicza organizacja pokazywała, iż system realnego socjalizmu był antypracowniczy. WZZ to było zagrożenie systemowe…
– Rewolucją społeczną… Niemal wszyscy odwołują się do ducha i dziedzictwa „Solidarności” lat 80, jednocześnie co rusz wokół placu Solidarności robi się zamieszanie. Na związkowe inicjatywy patrzy się z dystansem. Niektórzy widzą w związkowcach przeżytek, inni zagrożenie, jeszcze inni materię do wykorzystania. W tym roku też, jak np. w 2009, zaiskrzyło wokół placu Solidarności.
– Naszym celem od początku, od WZZ, było zorganizowanie obrony interesów ekonomicznych, prawnych i humanitarnych pracowników. W latach 70 i 80 było dla nas jasne, że społeczeństwo musi wywalczyć sobie prawo do demokratycznego kierowania własnym państwem. Stąd WZZ, Komitet Samoobrony Społecznej KOR, Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Studenckie Komitety Solidarności. Za nami stoją fakty. Te podziały, przepychanki, nie tyle biorą się z ambicji osobistych, co z faktów, z przeszłości. My byliśmy zwalczani przez SB, przez „miecz i tarczę partii”. Próby wyrzucania „Solidarności”, wywracania planu wystawy IPN wokół pomnika Poległych Stoczniowców, pochodzą od ludzi związanych ideowo, mentalnie, czy też interesami, pośrednio lub bezpośrednio, z tamtym systemem. To samo, niechętne nam środowisko, protestuje przeciwko odebraniu przywilejów emerytalnych esbekom. Mamy spór: ludzie zaangażowani w „Solidarność”, w demokratyczną opozycję, kontra ci, którzy się pod nią podszywają w imię interesów, opartych na poesbeckim układzie. Prezydent Gdańska staje w tym sporze razem z postkomuną, z ludźmi, których Koalicja Obywatelska wprowadziła do parlamentu i do Europarlamentu, a którzy, jak Leszek Miller, byli sekretarzami PZPR. Pani Dulkiewicz zaprzecza, nie wiem, czy nieświadomie, dziedzictwu środowiska gdańskiej opozycji, RMP, WZZ. Forsuje rozmaite dziwaczne marsze w mieście, a jej urzędnicy próbują ograniczać przestrzeń naszej wolności…
– Dla młodych ludzi strajk, zmagania „Solidarności”, historia sprzed 40 lat, to jak dla nas czasy Bieruta, czy podziemia niepodległościowego, z trudem przywracanego szerszej świadomości od lat 90…
– Trudno Annę Walentynowicz, czy państwa Gwiazdów wykreować na idoli młodzieży. Nie wiem, czy oni by chcieli. Wyrosło już zupełnie nowe pokolenie, żyjące w wolności, mogące się przemieszczać, ale i zmagające się z ekonomicznymi wyzwaniami. Piosenkarz, raper, grafik, twórca memów, skutecznie porusza młodzież. Są też młodzi ludzi, którzy się angażują, uczestniczą w wyborach, jest fenomen popularności Żołnierzy Wyklętych, hołdy składane powstańcom warszawskim. Zaczęło się rzeczywiście w latach 90. Chociaż pamięć i tradycja żołnierzy podziemia były i wcześniej gdzie nie gdzie żywe. Gdy nowoczesność stanie się codziennością, przyjdzie czas na szersze zainteresowanie się najnowszą historią. Bez jej zakłamywania, z pogłębioną wiedzą, nie koniecznie naukową analizą. Tą prowadzi IPN i jego publikacje. By tak się stało dziś trzeba bitwę o pamięć toczyć…
– Na wschodzie, paradoksalnie, były oficer KGB odbudowuje mity Wielkiej Rosji i sięga po carskie imponderabilia…
– To jest wielkie oszustwo.Człowiek służby, która była spadkobiercą Czeki i NKWD, morderców cara i carskiej rodziny, sięga po carskie symbole. Po to by oswoić dyktaturę. My mamy za sobą prawdę. Za nami jest długi proces przywracania pamięci i historii. Tej opowiadającej o opozycji wobec systemu PRL, ale i tej datowanego od czasu wojny.
(Tekst za Gazeta Gdańska, 23 lipca 2020)