Wolna Polska spłonęła w heroicznym zrywie. 1944: Warszawa walczy!

1 sierpnia 1944 roku 35 tysięcy chłopców i dziewcząt z biało-czerwonymi opaskami i pod byle jaką bronią, lub bez niej, stawiło się na punkty zborne. Punktualnie o godzinie 17. wybiegli  z pięciuset warszawskich bram w naiwnej nadziej, że pomogą im alianci, że dotrą na odsiecz koledzy, przedzierając się przez nasycony obcym wojskiem i NKWD kraj, że za trzy dni przekroczy Wisłę Armia Czerwona, a Oni wystąpią jako gospodarze wolnej Stolicy i wolnej Polski. Czekali na ten dzień pięć lat. Niosła ich chęć odwetu na wrogu i duma na widok biało-czerwonych barw na ulicach. 

Cześć i chwała Bohaterom! Wieczna hańba zdrajcom i prowokatorom…

Powstańcy (nie ich dowódcy), nie wiedzieli, nie byli świadomi, że w listopadzie 1943 r. alianci uznali na konferencji w Teheranie, że przyszła Polska znajdzie się w sowieckiej strefie wpływów, pod butami Stalina. Największą troską prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta i premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla wobec nas było to, aby Polacy o tych ustaleniach się nie dowiedzieli.

Pomoc wrogowi w imię czego?

Nasza rola to pozostawić po sobie ślad – ślad polskiej myśli, która musi zwyciężyć, tak jak zwycięża zawsze sprawiedliwość – to słowa ppłk. Ludwika Muzyczki „Benedykta” – legionisty, uczestnika wojny polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej , żołnierza Września, Szefa Biura Spraw Wojskowych w KG ZWZ-AK (1941–1944), uczestnika Powstania Warszawskiego, współorganizatora Zrzeszenia WiN, więźnia politycznego do 1954 r., w 1975 r. sygnatariusza protestu przeciwko zmianom w Konstytucji PRL, który w 1944 r. starał się – w oparciu o twarde dane wojskowe o uzbrojeniu (w lipcu 1944 roku (!) Komenda Główna AK skierowała transporty broni z Warszawy do wschodniej Polski, uszczuplając warszawskie zapasy) i meldunki o działaniach i stanowisku sowietów – powstrzymać wybuch Powstania.

Szef Oddziału II Komendy Głównej AK doświadczony żołnierz ppłk. Kazimierz Iranek-Osmecki znajdował się w ścisłym gronie dowódców Armii Krajowej, decydujących o wybuchu Powstania Warszawskiego. Był przeciwny rozpoczęciu walk – on, szef wywiadu AK.

Płk Emil Fieldorf, płk Janusz Bokszczanin i ppłk Ludwik Muzyczka złożyli sprzeciw wobec wszczynania powstania, który argumentowali niechęcią Stalina i dowództwa Armii Czerwonej do jakiejkolwiek pomocy AK oraz słabością kadr, brakami w uzbrojeniu i tym, jak skończyła się samobójcza akcja “Burza” na wschód od stolicy – dekonspiracją ludzi przed NKWD i rozbiciem konspiracji.

We Lwowie, Wilnie, Lublinie ujawnienia struktur zakończyły się aresztowaniem lub wymordowaniem dowódców, rozformowaniem oddziałów, przymusowym wcieleniem do wojska, wywózką opornych na wschód. Na dobrą wolę sowietów trudno było liczyć.

Komenda Główna AK znała los żołnierzy w Wilnie, Lublinie, Lwowie. Meldunki z terenu nie pozwalały na zaufanie i wiarę w dobrą wolę sowietów. Dowództwo Armii Krajowej zakładało, że Armii Czerwonej zależeć będzie ze względów strategicznych na szybkim zajęciu Warszawy. Przewidywano, że kilkudniowe walki zostaną zakończone przed wejściem do miasta sił sowieckich i oczekiwano wymiernej, w sensie militarnym i politycznym, pomocy ze strony aliantów zachodnich. Ci zaś wspierali od ponad dwóch lat gigantycznymi dostawami broni, amunicji, paliw, czołgów i samochodów, drogą morską i lotniczą, Armię Czerwoną.

Prowokatorzy i bohaterowie

Głównym prącym do powstania w mieście był gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” –  a to on od Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego (cyt. W obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powstaniu powszechnemu, czyli zamianie jednej okupacji na drugą”) otrzymał rozkaz, aby powstrzymać wybuch powstania!!! (Okulicki, postać tragiczna, w latach 1940-41 i po „procesie szesnastu” w 1945 r. więzień NKWD; jego postawa wymaga gruntownego wyjaśnienia – generał Iwan Sierow szef „Smiersza”, były szef KGB i GRU, ten co kierował w 1956 r. zdławieniem węgierskiego powstania, dwa razy aresztował Leopolda Okulickiego – w 1940 i w 1945 r., a ten dwukrotnie „załamał się” w śledztwie, poszedł na współpracę z NKWD w styczniu 1941 r., sam wystąpił z taką propozycją wobec gen. Sierowa i wprowadził w kocioł w marcu 1945 r. 15 innych konspiratorów – polski podziemny rząd; został najprawdopodobniej zamordowany w 1946 r., gdyż sowieci ocenili, że jest nieprzydatny i niepewny, a na dodatek zna kulisy sowieckich prowokacji). Wspierał go w parciu ku powstaniu płk Antoni Chruściel – „Monter”. Ze względu na braki w uzbrojeniu „Monter” polecił, aby AK-owców i harcerzy, dla których zabrakło broni, uzbrajać w…. siekiery, kilofy i łomy, przydzielać do grup szturmowych (sic!).

31 lipca 1944 r. na porannej odprawie Komendy Głównej Armii Krajowej (wojnę przeżyli wszyscy) komendant okręgu warszawskiego AK płk (od 14 września 1944 r. generał) Antoni Chruściel ps. „Monter” choć wiedział, że jego żołnierze nie mają czym walczyć, on, płk dyplomowany WP, mówił, że brak broni zastąpi „furia odwetu” (sic!), a na bunkry i czołgi pójdą powstańcy z kilofami i łopatami (właśnie tak!). Inny wysoki sanacyjny oficer prawił bzdury, o tym, że „lud paryski nie liczył pałek idąc na Bastylię”.

29 lipca 1944 gen. Tadeusz Pełczyński, szef sztabu KG AK od Jana Nowaka-Jeziorańskiego uslyszał:

Nie znam zupełnie elementów sytuacji wojskowej. Jeżeli jednak „Burza” w Warszawie została pomyślana jako demonstracja polityczno-wojskowa, to nie będzie ona miała żadnego wpływu na politykę sojuszników, a jeśli chodzi o opinię publiczną na Zachodzie, będzie to dosłownie burza w szklance wody.

Gen. Stanisław Tatar, też prowadził dziwną i ryzykowną grę – jest współodpowiedzialny za plan Akcji „Burza”, który nakazywał dowódcom okręgów Armii Krajowej ujawnianie się (!) przed sowietami. Bierut odznaczył po wojnie gen. Tatara – Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski!!!

Obu niezwykle krytycznie oceniał znakomity historyk prof. Paweł Wieczorkiewicz, jeden z najwybitniejszych znawców czasów wojny i XX w.

Powstanie warszawskie było straszną tragedią, przykładową lekcją, jak wojny się nie prowadzi. Polska zapłaciła cenę, na którą jej nie było stać. Niesłuszną decyzję podjęto też w złym czasie – oceniał z kolei w jego 60 rocznicę żołnierz AK, uczestnik Powstania, historyk Powstania prof. Jan Ciechanowski, ps. „Jastrząb”, dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.

Powstanie warszawskie jest wielką lekcją militarną i polityczną. Jest symbolem niezłomności, siły i ducha naszego narodu oraz naszej samotności. Ale też i szermowaniem krwią w imię nieosiągalnych celów. Inną drażliwą kwestią była inspiracja i prowokacja ze strony tych w naszych szeregach, którzy dawno przeszli na stronę jednego z naszych wrogów – „mordercy z katyńskiego lasu”. Warszawska Apokalipsa nie przekonała aliantów do uderzenia na środkową Europę od południa – z wysp Grecji i z Italii. Respektowali układy ze Stalinem. Poza tym już lądowali w Normandii.

Pomoc 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego także była wykluczona. W sierpniu 1944 r. Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego była gotowa do walki. Kiedy wybuchło powstanie warszawskie, brygada przygotowywała się do zrzutu nad Polską – nie została skierowana do stolicy, nawet „symbolicznie”. Wykrwawiła się w Holandii, nad Arnhem, w nieudolnie prowadzonej przez Brytyjczyków, operacji Market Garden („o jeden most za daleko”).

Jedna z nielicznych chwil triumfu – kpr. Witold Kieżun ps. Wypad (późniejszy prof., znakomity ekonomista) ze zdobytym przed chwilą na Niemcach CKM

Samotność w idei

Żołnierze AK stanęli wobec potęgi wroga osamotnieni. Nieliczni uzbrojeni w steny, granaty, inni w butelki z benzyną, w biało-czerwone opaski i w honor, który ceny nie ma.  

Opanowanie Miasta przez AK przed nadejściem Armii Czerwonej i wystąpienie w roli gospodarza przez władze Polskiego Państwa Podziemnego w imieniu rządu RP na uchodźstwie miało być atutem w walce o niezależność wobec ZSRR. Liczono na to, że ujawnienie się w Warszawie władz cywilnych związanych z Delegaturą Rządu na Kraj będzie szczególnie istotne w związku z powołaniem w lipcu 1944 r. komunistycznego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. A wszak już ten fakt powinien ochłodzić emocje i przekonać dowódców, że Stalin nie będzie z Okulickim, Komorowskim i Mikołajczykiem, z „londyńczykami”, rozmawiał – bo po co? Dyktator miał już do rządzenia Polską Bieruta, Gomułkę, Rola-Żymierskiego, Radkiewicza i Bermana.

Generał „Bór” Komorowski, mimo wahań, sam zdecydował 30 lipca 1944 r.: „Tak – Godzina W!”. Skończyło się wykrwawieniem elity rękami Niemców, ku radości Stalina, który zyskał łatwiejszą drogę do sowietyzacji Polski i przekonał, że to on jest tu głównym graczem, a nie zachodni alianci.

Próby pomocy z powietrza były zbyt nikłe, by zaważyć na wyniku morderczych zmagań z Waffen-SS, formacjami policyjnymi i oddziałami niemieckich degeneratów i szumowin z zaciągu do sił pomocniczych z krajów dawnego ZSRS (Ukraińcy, Rosjanie, Litwini, Azerowie – tym spośród nich, wziętym do niewoli powstańcy malowali na kurtkach literę U).

Żołnierze i politycy

Premier Stanisław Mikołajczyk, udający się w lipcu 1944 r. na rozmowy ze Stalinem, liczył, iż wybuch powstania wzmocni jego pozycję negocjacyjną. Wybuchem walk w Warszawie, jak wspominał, był jednak zaskoczony. A Stalin kazał mu czekać. Mikołajczyk znalazł się w roli polityka proszącego – petenta, gdy okazało się, że powstańcom nie udało się osiągnąć wyznaczonych celów, a Niemcy przystąpili do krwawej pacyfikacji.

Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który uważał, że w zaistniałej sytuacji zbrojne powstanie pozbawione jest tak militarnego, jak i politycznego sensu, w depeszy do gen. Komorowskiego nakazał:

„W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji”.  

Gen. Sosnkowski nie wydał jednak w sprawie powstania jednoznacznego rozkazu. Za to propagandowa radiostacja „Kościuszko” nawoływała do powstańczego wybuchu, obiecując rychłe przekroczenie Wisły przez Armię Czerwoną – „sojusznika naszych sojuszników”, m.in. czterokrotnie emitując te wezwania 30 lipca 1944 r.  Tylko sowieci mieli interes, aby doszło do powstania w Warszawie, by Niemcy krwawo „za nich” wyniszczyli do końca naszą elitę.  

Żołnierz nie rozumie celowości powstania w Warszawie. Nikt nie miał u nas złudzeń, żeby bolszewicy pomimo ciągłych zapowiedzi pomogli stolicy. W tych warunkach stolica pomimo bezprzykładnego w historii bohaterstwa skazana jest na zagładę. Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy, kto ponosi za to odpowiedzialność

– pisał gen. dyw. Władysław Anders, dowódca 2. Korpusu Polskiego, w liście do gen. dyw. Mariana Kukiela we wrześniu 1944 r.

plakat IPN

Pomoc na darmo

Próby pomocy, podjęte bez wsparcia sowieckiego, przez „kościuszkowców” zakończyły się fiaskiem. Forsując Wisłę oraz na Powiślu i Czerniakowie poległo 4,5 tysięcy żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego gen. Berlinga, a on sam został odsunięty od dowodzenia.

12 sierpnia 1944 r. gen. Bór-Komorowski wydał rozkaz do oddziałów AK przyjścia stolicy z pomocą. Był to swoisty wyrok, bo ani jeden oddział nie dotarł do stolicy przez okupowany przez Niemców i przeczesywany przez NKWD kraj.

Zrzuty z alianckich samolotów, zbyt rzadkie, ryzykowne i mało celne, nie mogły odmienić losów Powstania, chociaż liczyły się każda sztuka broni. O pomoc do aliantów apelował nasz rząd w Londynie i Komenda Główna AK. Alianckie samoloty nad Warszawą pojawiły się sporadycznie. Dawały złudne poczucie, że miasto nie jest osamotnione. To m.in. 1586 eskadra do Zadań Specjalnych, bazująca w Brindisi (Italia), wyspecjalizowane w zrzutach zaopatrzenia załogi B-24 Liberator i Handley Page Halifax – ciężkie bombowce.

Maszyny, także z polskimi załogami, były wykorzystane kilkukrotnie. Po raz pierwszy 4 sierpnia 1944 r., gdy kilka polskich załóg (wbrew rozkazowi) zboczyło z trasy i przeleciało nad Warszawą. Do akcji wyznaczano załogi polskie, brytyjskie i południowoafrykańskie z 31 Dywizjonu SAAF — South African Air Force. Lot nad płonące miasto z i do lotnisk w Italii zajmował do 10 godzin. Straty w maszynach i załogach były duże. Stalin do połowy września 1944 r. nie godził się na międzylądowania.

Ostatni moment entuzjazmu powstańców i ludności przyszedł 18 września 1944 r., gdy w biały dzień nad Warszawą pojawiło się 107 amerykańskich Boeingów B-17 z bronią i amunicją. Tylko część zasobników trafiła do rąk powstańców. Dwa na trzy albo się roztrzaskały, albo przejęli je Niemcy.

Walka i rzeź

Powstanie było aktem rozpaczy. Naiwność i tragizm oraz straceńczą odwagę słychać w wersach piosenek: „Choć na „tygrysy” mają Vis-y”, „Pod czołg idzie z butelką dziewczyna…” itd.

Zdjęcie wykonane pod koniec Powstania: Z piwniczki kanalizacyjnej wychodzi żołnierz – powstaniec wprost w ręce Niemców

Przez 63 dni żołnierze AK prowadzili heroiczny i samotny bój z wojskami niemieckimi. Ostatecznie wobec braku perspektyw dalszej walki 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki „Jarecki” i ppłk Zygmunt Dobrowolski „Zyndram” podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bach-Zelewskiego w Ożarowie akt kapitulacji Powstania Warszawskiego.

Gen. Komorowski, wspominając to wydarzenie, napisał:

„Po raz drugi w tej wojnie musiała Warszawa ulec przewadze wroga. Na początku i na końcu wojny stolica Polski walczyła sama. Ale warunki walki w roku 1939 były całkiem inne niż w roku 1944. Pięć lat temu Niemcy stały u szczytu swej potęgi. Słabość Sprzymierzonych uniemożliwiała danie pomocy Warszawie. Upadek stolicy Polski był pierwszy w szeregu zwycięstw niemieckich. W roku 1944 sytuacja była odwrotna. Niemcy chyliły się ku upadkowi i my wszyscy mieliśmy gorzkie przeświadczenie, że upadek Warszawy będzie prawdopodobnie ostatnim zwycięstwem Niemców nad Sprzymierzonymi”. (T. Bór-Komorowski „Armia Podziemna”).

W czasie walk w Warszawie zginęło co najmniej 16 tys. powstańców, a ok. 25 tys. zostało rannych. Do niewoli trafiło 17 tys. Poległo lub zaginęło w walce 4,5 tys. żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, dowodzonej przez gen. Zygmunta Berlinga, którzy usiłowali pomóc walczącej stolicy na Czerniakowie (2,5 tys.) oraz na Pradze i próbując przebyć Wisłę (blisko 2 tys.).

Straty wśród ludności cywilnej w gęsto zaludnionym mieście były przeogromne. Wynosiły (dane szacunkowe, z imienia i nazwiska znane jest 51 tys. osób) 120 tys. do nawet 160 tys. zabitych i zamordowanych kobiet, dzieci, cywilnych mieszkańców. 180 tysięcy ofiar w 63 dni! Więcej niż we wszystkich polskich powstaniach (Polacy zawsze musieli radzić sobie sami) od Insurekcji Kościuszkowskiej. Pozostałych przy życiu pół miliona mieszkańców Warszawy wypędzono z miasta, które zostało niemal całkowicie zburzone przez niemieckie komanda z rozkazów Hitlera i Himmlera.  

BiP KG AK Referat Filmowy

Z powierzchni ziemi zniknęła na zawsze dawna Warszawa. Po 1945 roku, mimo pieczołowitej odbudowy Starówki, pojawiła się inna stolica i inni Warszawianie.

Wróg stracił ok dwa tysiące żołnierzy, policjantów, SS–manów, volksdeutschów i kolaborantów. O stratach własnych raportował pochodzący z Pomorza Gdańskiego SS-Obergruppenführer Erich von dem Bach-Zelewski. Sporządził ona dla Himmlera meldunek końcowy z walk w Warszawie i skrupulatnie wyszczególnił straty: polegli: 73 oficerów, 1453 podoficerów i szeregowych. Łącznie 1526 (+44 obcokrajowców). Ranni: 242 oficerów, 7054 podoficerów i szeregowych. Łącznie: 8196 (+178 obcokrajowców). Wg tych danych zginęło po stronie niemieckiej 1570, a rany odniosło 8374 żołnierzy, uwzględniając Rosjan, Ukraińców, Azerów i innych, służących w oddziałach kolaboracyjnych). Należy do strat wroga dodać też ok. 300 cywilów.

Kolaboranci z RONA omawiają plan pacyfikacji, po prawej „rzeźnicy” z SS-Sonderregiment Dirlewanger na ul. Focha (fot.Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0)

Jak wielu renegatów von dem Bach-Zelewski był zbrodniarzem wojennym. Amerykanie odmówili wydania kata Warszawy Polsce, kierując się swoimi celami – zeznaniami oprawcy podczas procesu norymberskiego i wykorzystaniem jego wiedzy. Skazany 12 lat po wojnie na dożywocie za morderstwa na tle politycznym sprzed 1939 r. zbrodniarz spod znaku SS dożył 73 lat, zmarł  w Monachium w 1972 r.

Na prawym brzegu Wisły miasto ocalało

Inaczej potoczyły się losy powstania na prawobrzeżnej Pradze. Na warszawskiej Pradze 6 tys. żołnierzy AK 1 sierpnia 1944 r. przystąpiło do walki. Dowódca powstania w Obwodzie VI na Pradze, płk. Antoni Żurowski „Papież” rychło zauważył, że walczy nie z siłami policyjnymi, a z regularnymi, frontowymi jednostkami wroga. Niemcy ustawili wzdłuż ulic Targowej i Grochowskiej kilkadziesiąt czołgów, które w asyście grenadierów skutecznie sparaliżowały działania powstańcze. Nie powiódł się powstańczy atak na mosty – w tym na kluczowy i strategiczny most Kierbedzia. Dalej była tylko śmierć…

Płk. Żurowski zdecydował o przerwaniu walk. I uratował połowę miasta.

Dostarczenia meldunku do gen. „Montera” podjął się 17-letni chłopak z harcerskiego plutonu łączności  VI Obwodu AK kapral Jarosław Stodulski „Kruk”. Zdołał przepłynąć strzeżoną przez Niemców Wisłę. Przeżył. Po latach został prof. dr. Stodulskim, światowej sławy lekarzem, twórcą Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Centrum Zdrowia Dziecka. Tysiące mu podobnych ludzi, rzuconych w beznadziejny bój, straciliśmy w powstaniu.

Losy płk. Antoniego Żurowskiego były zgoła inne niż oficerów z KG AK, którzy trafili do niemieckich oflagów, a następnie pozostali na Zachodzie – aresztowany przez NKWD jesienią 1944 r. po odmowie współpracy przekazany do katowniach w Otwocku i na Zamku w Lublinie, przesłuchiwany przez tow. Józefa Światło ze spec-grupy NKWD/UB, skazany na dwukrotną karę śmierci, dzięki interwencji Mariana Spychalskiego zamienioną na dziesięć lat więzienia. 26 lipca 1945 r. został odbity z transportu przez oddział „Świta” (Marian Bernaciak), do 1958 r. ukrywał się pod fałszywymi nazwiskami.

Powstanie wpisane w los

Powstanie Warszawskie było „zapisane” w historii, w polskie losy, od 1939 roku, kiedy zaczęły powstawać  organizacje podziemne. Tego zdania był m.in. prof. Tomasz Strzembosz. Powstanie wybuchło ze względów politycznych, nie wojskowych. Pozostały mity, literatura i wielka niezabliźniona rana.

Żołnierze zgrupowania AK „Radosław” po przejściu kanałami z placu Krasińskich na Śródmieście 2 IX 1944. Na pierwszym planie Tadeusz Rajszczak Maszynka”, za nim Henryka Zarzycka-Dziakowska „Władka” z batalionu „Parasol”.

Powstanie warszawskie było polityczną i militarną klęską (mimo nielicznych sukcesów – zdobycia gmachu PAST i Poczty Głównej przy pl. Napoleona, czy wyzwolenia więźniów „Gęsiówki”. Pozostaje przestrogą. Symboliczna rola Powstania, heroizm, indywidualne męstwo, były i są nie do przecenienia.

Pamiętajmy – o godz. 17 1 sierpnia zatrzymajmy się gdziekolwiek będziemy!

1 sierpnia 1944 r. wybuchło Powstanie Warszawskie, przez 63 dni żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Wojska Polskiego i innych formacji, prowadzili heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej i sowieckiej okupacji, krzyk przeciwko zniewoleniu. Sumieniem świata nie wstrząsnęło. Wolna Polska spłonęła w Warszawie.

Wsłuchajmy się w wersy jednej z najpiękniejszych piosenek szturmowych Powstania (piosenka „Parasola”), uosabiających jego dynamikę, a jednocześnie dramat i złudne nadzieje:

Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal / nic nie znaczy nam wojny pożoga.

Hej, sokoli nasz wzrok, w marszu sprężysty krok / i pogarda dla śmierci i wroga.

Gotuj broń, naprzód marsz, ku zwycięstwu! / W górę skroń! Orzeł nasz lot swój wzbił.

Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal. / Hej, do walki nie zbraknie nam sił!/bis

Godłem nam biały ptak, a „Parasol” – to znak, / naszym hasłem piosenka szturmowa.

Pośród kul, huku dział oddział stoi jak stał, / choć poległa już chłopców połowa.

Dziś padł on, jutro ja, śmierć nie pyta…

Gotuj broń! – Krew ci gra boju zew.

Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal, / a na ustach szturmowy nasz śpiew./bis

A gdy miną już dni walki, szturmów i krwi, / bratni legion gdy z Anglii powróci,

pójdzie wiara gromadą Alejami z paradą / i tę piosnkę szturmową zanuci.

Panien rój, kwiatków rój i sztandary. / Równy krok, śmiały wzrok, bruk aż drży.

Alejami z paradą będziem szli defiladą / w wolną Polskę, / co wstała z naszej krwi

Kogo straciliśmy? Spójrzmy na promienne twarze dziewcząt i chłopców z archiwalnych zdjęć i filmowych migawek…

(Zdjęcia: kadry z materiału filmowego nakręconego przez operatorów powstańczych oraz z Bundesarchiv)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej