Strzebielinkowcy: Zabierali ich z domów i wieźli przez las

Kilkaset osób, począwszy od 13 grudnia 1981 roku, było internowanych w Strzebielinku. W zimnych celach, bez wyroków, władza PRL umieszczała po kilkunastu zatrzymanych (z czasem, po wizytach delegacji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, więzienny rygor został złagodzony). Jednocześnie funkcjonariusze SB próbowali nakłonić przebywające tam osoby do podpisywania deklaracji lojalności lub wręcz współpracy.

Pierwsi internowani nie wiedzieli, dokąd są zabierani. Najpierw trafiali na milicyjne komendy, a potem wieziono ich dalej bez żadnego wyjaśnienia. Gdy opuszczali Trójmiasto, nikomu nie było do śmiechu. – Myśleliśmy o najgorszym – przyznaje Romuald Plewa, który był fotografikiem dokumentalistą początków NSZZ „Solidarność”. Z kolei Andrzej Drzycimski usłyszał od milicjantów, którzy go zabierali, że małżeńska „obrączka już się nie przyda”. – Gdy wszedłem na dyżurkę, zobaczyłem same znajome twarze, m.in. aktorów Halinę Winiarską i Jurka Kiszkisa oraz Joannę Wojciechowską i kolegów, z którymi parę godzin wcześniej rozmawiałem w Stoczni Gdańskiej – opowiada. – Zdjęto nam odciski palców i rąk, zabrano do pseudolekarskiego gabinetu. Po krótkiej odprawie zostałem zaprowadzony do celi, która szybko się zaludniła. Pierwszą rzeczą było powieszenie krzyża i uplecenie Chrystusa ze znalezionego w celi kawałka sznurka konopnego.

Andrzej Gwiazda, który też trafił tam w grudniu 1981 roku, był jednym z tych, którzy zaczęli wojnę o święta. I osiągnął to sposobem.

– Jeżeli wyrzucimy gryps, że potrzebujemy choinek, to cały ośrodek zostanie zawalony tymi choinkami, a pan będzie miał kłopoty, żeby wyjść z gabinetu – powiedział komendantowi obozu. Ten przyznał mu rację.

– Więc choinka była pod każdą celą, ale trzeba było je „ubrać” – dodaje Gwiazda.

Złote anielskie włosy powstały ze sprutych epoletów komandora marynarki. Jeden z więźniów pouczył innych, co i jak trzeba symulować, aby dostać od lekarza jakieś smarowidło – co i jak na fioletowe, co na czerwone, a co na żółte. Te zostały wykorzystane do malowania papierków i kartoników. Z długo gotowanej pasty do butów odlane zostały świeczki.

– Dostaliśmy paczki od rodzin, więc była nie tylko choinka, ale również wspaniały stół wigilijny. Nie daliśmy sobie odebrać świąt Bożego Narodzenia – podsumowuje Andrzej Gwiazda. – W okolicach czasu świąt pozwolono nam na widzenia z rodziną. Dało to możliwość wyrzucenia najważniejszej wtedy informacji: że stan wojenny został wprowadzony sprzecznie z obowiązującym prawem, jest złamaniem konstytucji i przestępstwem. Do dzisiaj nie wiem, czemu podziemie tego oczywistego faktu nie wykorzystało do walki z WRON-ą.

Kolejne osoby trafiały do Strzebielinka wiosną, a także latem. Obóz stał się jednym z największych i najdłużej funkcjonujących ośrodków przetrzymujących opozycjonistów. Dowożono bowiem duże grupy mężczyzn (kobiety były tylko w początkowym okresie) z likwidowanych Potulic, a także np. z warszawskiej Białołęki, Nysy, Wadowic czy Zielonej Góry.

– Różnorodność społeczności obozowej powodowała, że rodziło się wiele inicjatyw – mówi Andrzej Drzycimski. – Jedną z nich było namalowanie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej przez kolegę z grupy toruńskiej. Wiązało się to z 600-leciem obecności jej wizerunku na ziemiach Polski. Po zlikwidowaniu obozu obraz, nazwany przez nas Madonną Strzebielińską, zaginął, odnalazł się dopiero kilka lat temu. Podobnie było z krzyżem. Okazało się, że jeden z klawiszy przerzucił go na zewnątrz i ponad 20 lat trzymał w stodole. Trochę przez ten czas zbutwiał, ale jest. Tak jak obraz. Odtąd, gdy przyjeżdżamy na nasze msze święte, stoją razem w kościele parafialnym św. Józefa Robotnika w Gniewinie.

Spotkania w tym miejscu odbywają się regularnie od kilku lat. – Tylko obecność nasza, ofiar, i tych, którzy chcą pamiętać, nie pozwala sprawcom żyć spokojnie – mówił podczas jednej z takich wizyt przewodniczący Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” Krzysztof Dośla. – Nasza pamięć to zabezpieczenie, aby nigdy więcej do takich zdarzeń nie doszło, ale czy sama pamięć wystarczy? Chcielibyśmy, aby nikt więcej nie musiał występować w proteście przeciwko łamaniu praw człowieka i w obronie prawa do godnego życia.

Obóz w Strzebielinku był jednym z kilkudziesięciu miejsc odosobnienia dla działaczy opozycji uznanych przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego za osoby niebezpieczne dla porządku. „Pozostawienie obywatela na wolności zagrażałoby bezpieczeństwu państwa i porządkowi publicznemu” – taki wpis w decyzji o internowaniu ma m.in. Adam Rosiński, który pracował w wejherowskim PKS.

Miejsce funkcjonowało do grudnia 1982 roku. Łącznie przewinęło się przez Strzebielinek prawie 500 osób, a wśród nich takie znane nazwiska, jak Lech Kaczyński, Maciej Jankowski, Karol Modzelewski, Janusz Onyszkiewicz czy Jacek Merkel. Po uzyskaniu skierowania do szpitala kilka osób uciekło (m.in. Krzysztof Wyszkowski). Inne były przetrzymywane do czasu zwolnienia, ale to, co ich łączyło, to próby złamania.

– Każdemu proponowali współpracę – opowiada Roman Kuczkowski, którego SB chciała przekupić mieszkaniem. – W zamian za to miałem być gumowym uchem i donosić o tym, co usłyszę. Nie złamali mnie, ale ojciec powiedział mi wówczas: „Synu, zabiorą ci zdrowie, tutaj jesteś spalony”.

Dotyczy to jednak sytuacji, gdy rodziny już wiedziały, gdzie przebywają ich najbliżsi.

– Brat mnie szukał, poszedł na WSW, ale mu powiedziano, że nikogo takiego nie mają. Podobnie w MO. Ja sam decyzję o internowaniu otrzymałem dopiero po miesiącu. Znalazła się tam informacja, że pozostawienie mnie na wolności naraża społeczeństwo województwa gdańskiego na anarchizację życia społecznego – mówi Mirosław Kamieński. – Początkowo na spacery wypuszczano każdą celę z osobna, później tego zaniechano. Dało to nam możliwość organizowania pochodów 1- i 3-majowych, oczywiście nielegalnych, czy też procesji Bożego Ciała. Wielkim przeżyciem były dla nas wizyty przedstawicieli Episkopatu Polski. W czasie rocznego internowania poznałem wielu wspaniałych ludzi, z których część odegrała znaczącą rolę w późniejszych przemianach w Polsce.

Artykuł można przeczytać również w grudniowym wydaniu „Magazynu Solidarność” na stronie 13…>>

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej