Robotnicze protesty 1956, 1970, 1976. Kiedyś te kamienie drgną…

W PRL, państwie określającym się jako republika ludu pracującego, w którym – jak głosiła Konstytucja PRL z 1952 roku – „władza należy do ludu pracującego miast i wsi”, argumentem była milicyjna pałka a bywało, że i karabinowe kule.
Nim przyszedł zwycięski, przez szesnaście miesięcy, Sierpień ’80, trzeba było przełykać łzy i gorycz klęsk.

Powstanie robotnicze 1956

28 czerwca 1956 r. pracownicy poznańskich zakładów wyszli na ulice, aby upomnieć się o godność ludzi pracy. Bunt robotniczy, który z czasem przybrał cechy powstania, wybuchł z poczucia krzywdy i bezradności.

Pracownicy Zakładów Hipolita Cegielskiego, ówcześnie Zakładów im. Stalina, rozpoczęli wiec na porannej zmianie. Ktoś krzyknął: „Razem, bracia robotnicy! Z nami!”. Robotnicza brać w usmarowanych olejem i farbami kombinezonach, w butach na drewnianych spodach, zaczęła wychodzić z warsztatów i hal. 

Świadek wspominał: „Setka malarzy i lakierników w kombinezonach czerwonych od minii, z zaciętymi twarzami szło w milczeniu, klekocąc drewnianymi chodakami po poznańskim bruku, jak grupa kajdaniarzy. Za nimi kilka tysięcy szarych robotników”.  Szli pod siedzibę Miejskiej Rady Narodowej oraz KW PZPR. Kolumny robotników w kombinezonach przesuwały się z Dębca i Wildy, wołając: „Chodźcie z nami!”.

Siedziba bezpieki przy ul. Kochanowskiego była szczególnie znienawidzona. Na rozkaz ppłk. Feliksa Dwojaka ubowcy zatarasowali drzwi wejściowe, a w oknach zorganizowali stanowiska strzeleckie. W gmachu Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego pracowało ich około 700. 

Na wezwania do rozejścia się i po uruchomieniu hydrantów demonstranci zareagowali obrzuceniem urzędu kamieniami. Poleciały też zapalone butelki z benzyną. Z gmachu WUBP padły strzały. Wśród pierwszych rannych była tramwajarka Helena Przybyłek z biało-czerwonym sztandarem. Poznaniacy odpowiedzieli ogniem z karabinów zdobytych w więzieniu przy ul. Młyńskiej i w studium wojskowym WSR. Wokół gmachu padło kilkudziesięciu zabitych i wielu rannych. Zginęło też trzech ubowców i milicjant.

Po południu do Poznania wjechały czołgi ze Śląskiego Okręgu Wojskowego oraz z Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego ściągnięto aż ze Szczytna. W sumie blisko 10 tys. żołnierzy i ok. 300 czołgów i transporterów opancerzonych. Do 29 czerwca stłumiono wszelkie punkty oporu. Dowodził sowiecki gen. Stanisław Popławski, wiceminister obrony narodowej. Straty wojska to zabity oficer, podchorąży i szeregowy, rannych było 9 oficerów, 24 podoficerów i szeregowców. Zginął też szeregowiec Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nie znalazła potwierdzenia pogłoska o skazaniu na śmierć i rozstrzelaniu kilku żołnierzy, którzy przyłączyli się do demonstrantów.

Według oficjalnych danych w Poznaniu zginęło co najmniej 50 osób cywilnych, a 523 zostało rannych. Pojawiały się publikacje i zeznania, mówiące, iż zginęły 74 osoby – lista nie znalazła potwierdzenia IPN.  W walkach zginęło też 4 żołnierzy (w tym jeden żołnierz KBW, podchorąży Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych, żołnierz służby czynnej i żołnierz zawodowy), milicjant i 3 funkcjonariuszy UB.

Najmłodszą ofiarą terroru władzy był 13-letni Romek Strzałkowski, uczeń VII klasy szkoły podstawowej, trafiony kulą wystrzeloną z okolic gmachu WUBP, gdy podnosił z ziemi biało-czerwony sztandar, upuszczony przez ranną od postrzałów w nogi tramwajarkę. Jego śmierć urosła do rangi symbolu.

Premier Józef Cyrankiewicz w przemówieniu radiowym zapowiedział: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie”.

Strajk i powstanie robotnicze w Poznaniu wybuchło przeciwko aparatowi przemocy i propagandzie, co udowodnili poznaniacy, atakując więzienie, gmach UB i „zagłuszarkę” rozgłośni Radio Wolna Europa.

W Poznaniu ludzie pracy stawili czoła władzy, przekonani o słuszności swych dążeń. Na „odwilż” musieliśmy jednak kilka miesięcy zaczekać.

Krwawy Grudzień 1970 

Stoczniowcy Gdyni, Gdańska i Szczecina poszli śladem Czerwca 1956 roku. Żądali godności oraz praw obywatelskich i ludzkich, sprzeciwiali się wyzyskowi. Protesty grudniowe z 1970 roku zostały stłumione z wyjątkową brutalnością. Przeciwko bezbronnym robotnikom reżim rzucił ogromne siły. 

W poniedziałek, 14 grudnia 1970 r. o godzinie 6 kilkudziesięciu pracowników Stoczni Gdańskiej im. Lenina nie przystąpiło do pracy i zorganizowało wiec w proteście przeciwko podwyżce cen żywności. Do strajku dołączyli ich koledzy z kolejnych wydziałów.  Protestujący domagali się cofnięcia podwyżek cen oraz spotkania z I sekretarzem KW PZPR Alojzym Karkoszką i przyjazdu I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki. Jeszcze ufali partii i jej kierownictwu…

Strajkujący (około tysiąca osób) uformowali pochód i śpiewając „Rotę” i „Międzynarodówkę” przeszli pod gmach KW PZPR. Stoczniowcy opanowali samochód z nagłośnieniem. Przeszli też do siedziby Polskiego Radia. Plan nadania komunikatu radiowego o proteście się nie powiódł. Pracownicy, pod nadzorem SB, zdemontowali urządzenia nadawcze.

Około godz. 16 doszło do pierwszych starć z milicją w pobliżu Błędnika. W gmachu KW wybito szyby. Do akcji ruszyła MO i pododdział wojska, używając petard i gazów łzawiących, rozpraszając ludzi pod komitetem, Dworcem Głównym PKP, na Wałach Piastowskich.  

15 grudnia 1970 r. (wtorek) stoczniowcy rano przyszli pod gmach Komendy Miejskiej MO, domagając się uwolnienia zatrzymanych kolegów. Rozgoryczeni ludzie podpalili milicyjną „sukę”, a na dworcu rozbili kasy i kwiaciarnię. W ogniu stanął „Dom Partii”.

Członek KC PZPR Zenon Kliszko powiedział: „Mamy do czynienia z kontrrewolucją, a z kontrrewolucją trzeba walczyć przy pomocy siły!”.

Do Gdańska wprowadzono żołnierzy 8 Dywizji Zmechanizowanej i ciężki sprzęt. Żołnierze mieli otrzymać informację, że w mieście pojawili się „niemieccy sabotażyści”. Operację nadzorował wiceminister MON gen. Grzegorz Korczyński, ówczesny szef Zarządu II Sztabu Generalnego WP oraz gen. Bolesław Chocha.

16 grudnia 1970 r. (środa) w Gdańsku trwały demonstracje i starcia z milicją. Stocznia Gdańska im. Lenina była zablokowana. Do próbujących wyjść ze stoczni na ulicę robotników wojsko otworzyło ogień. Pod Bramą nr 2 zginęli stoczniowcy Jerzy Matelski i Stefan Mosiewicz. Jedenastu ich kolegów zostało rannych. 

O godz. 19 w przemówieniu telewizyjnym wicepremier Stanisław Kociołek potępił wystąpienia i wezwał do powrotu do pracy.

Gdynia też strajkowała, ale w tym mieście nie wybito ani jednej szyby. Przed północą zostali aresztowani członkowie Miejskiego Komitetu Strajkowego. Nim to nastąpiło, spisali postulaty: dostosowanie płac robotników do podwyżki cen, podwyższenie minimalnego wynagrodzenia, ustalenie wysokości zasiłku chorobowego odpowiadającego utraconemu w czasie choroby zarobkowi.

Robotnicy i uczniowie nad ranem 17 grudnia wsiedli do kolejek SKM, by dojechać do warsztatów i szkół. Wielu wysiadło na przystanku SKM Gdynia Stocznia…

Jednak nocą z 16 na 17 grudnia 1970 r. wojsko otoczyło stocznię i zablokowało przystanek SKM. Padły strzały do uczniów, stoczniowców, portowców, rybaków, kierowców. Ich jedyną winą było to, że śpieszyli do codziennych zajęć. Osiemnastu padło od kul. Najstarszy miał lat 35 lat. Najmłodsi – lat 15: Zbyszek Gliniecki, uczeń, postrzał klatki piersiowej, i Jurek Skonieczka, uczeń, strzał w głowę.

Informacje o protestach dotarły też do Szczecina. Wydano rozkazy blokady portu, milicja szykowała się do spacyfikowania ewentualnych manifestacji. Na pierwszej zmianie 17 grudnia 1970 r. miasto „stanęło”, strajk wybuchł w Stoczni im. Warskiego. W tym mieście padło od kul 16 zabitych.

W Grudniu 1970 roku spadła maska reżimu. Na bruku pozostały 44 ciała. Przyszły smutne święta Bożego Narodzenia…

Siny od bicia Radom 1976

W drugiej połowie lat 70. ujawniła się ekonomiczna zapaść gospodarki rozpędzonej przez ekipę Edwarda Gierka, I sekretarza KC PZPR. „Skrojony” niemal na zachodnią miarę umiał on zjednywać sympatię Zachodu. Rządy i banki pożyczały Polsce pieniądze, wpędzając w spiralę zadłużenia. Gierek zadłużał, ale i budował na owe czasy nowoczesne zakłady, lotniska, drogi i obwodnice miast. Do partii wstępowali ochoczo młodzi inżynierowie, studenci. Gospodarskie wizyty genseka i hasło „Budujemy drugą Polskę” rozbudziły konsumpcyjne apetyty. „Polak potrafi!” – podkreślała propaganda.  

Przed wakacjami 1976 r. władze postanowiły wprowadzić podwyżkę cen żywności. W czwartek, 24 czerwca w Sejmie premier Piotr Jaroszewicz przedstawił szczegóły.  Przemówienie było transmitowane w radiu i w telewizji. 

Część załogi Stoczni Gdańskiej im. Lenina na pierwszej zmianie zastrajkowała rano 25 czerwca, żądając cofnięcia podwyżki. W efekcie z pracy zwolniono kilkudziesięciu stoczniowców „celem ukrócenia przejawów warcholstwa”.

Tego dnia wybuchły strajki w Ursusie. Zastrajkowali robotnicy Zakładów Mechanicznych. Łączność telefoniczna z resztą kraju została odcięta. Ludzie wyszli na ulice. Manifestanci zdecydowali się na desperacki krok. Zatrzymali pociągi na trasie Warszawa – Skierniewice – Łowicz. Szturm MO nastąpił po południu. 

W Radomiu strajk rozpoczął się w Zakładach Metalowych im. gen. „Waltera” o godz. 6.30. Robotnicy odeszli od maszyn i przeszli przed budynek dyrekcji. Protest szybko wylał się na miasto. Robotnicy skierowali się przed siedzibę KW PZPR. Ksiądz Roman Kotlarz przed kościołem Świętej Trójcy błogosławił ludzi.

Po południu zniecierpliwiony tłum wtargnął do gmachu lokalnej partyjnej władzy. Gniew wywołał bogato zaopatrzony bufet. Przez okna wyleciały więc szynki, balerony, dywany i… telewizor. Z gabinetów wyrzucono portrety Lenina, z masztu ściągnięto czerwoną flagę. Zapłonęła, podpalona przez demonstrantów, siedziba partii. Dysponenci propagandy uznali podpalenie gmachu za profanację i wprowadzili zapis cenzorski na ten fakt. Teza propagandy: chuligański charakter zajść.

Generał Bogusław Stachura (MSW) rozkazał przerzucić do Radomia i Ursusa oddziały ZOMO oraz milicjantów ze szkoły w Szczytnie. Łącznie 1543 funkcjonariuszy MO. Po godz.15 w rejon budynku KW PZPR dotarły dwie kompanie ZOMO z Warszawy, które rozpoczęły pacyfikację przy użyciu gazów łzawiących i armatek wodnych. Wśród manifestujących były trzy ofiary śmiertelne.

Walki uliczne trwały do godz. 22. Zatrzymanych manifestantów bito. Do historii pacyfikowania robotniczych protestów weszły „ścieżki zdrowia”, czyli przepuszczanie ludzi przez szpaler bijących pałkami i pięściami funkcjonariuszy. 

Wieczorem radio i telewizja nadały przemówienie Piotra Jaroszewicza oznajmiającego o cofnięciu podwyżki. Ruszyła machina propagandowa pod hasłami: „Jesteśmy z KC PZPR i towarzyszem Gierkiem”, „Piętnujemy tych, którzy zakłócili demokratyczny dialog partii z narodem”, „Wstydzimy się za warchołów z Radomia”.

Z buntu ubogich robotników w 1976 r. zrodziły się Komitet Obrony Robotników i Wolne Związki Zawodowe. 

Preludium

16 października 1978 r. kardynał Karol Wojtyła został papieżem. Znaczenia tego faktu i pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny oraz jego proroczych słów: „Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!”, wypowiedzianych w Warszawie na placu Zwycięstwa w 1979 r., nie sposób przecenić…

Artur S. Górski
Zdjęcia z zasobów IPN

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej