Niektórzy liderzy wolnego świata czołgi na polskich ulicach przyjęli z ulgą

Rozmowa z dr. Rafałem Leśkiewiczem,  w latach 2010–16 dyrektorem Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN, 2019–21 zastępcą dyrektora Biura Badań Historycznych IPN i dyrektorem Biura Informatyki oraz dyrektorem Centralnego Ośrodka Informatyki, redaktorem naczelny portalu przystanekhistoria.pl, współautorem i redaktorem ponad stu publikacji naukowych i popularnonaukowych, rzecznikiem prasowym Instytutu Pamięci Narodowej.

dr Rafał Leśkiewicz

 Rozmawiając przed świętami Bożego Narodzenia (22 grudnia br.) warto przywołać papieskie przesłanie z lat 80. i zastanowić się co dla pracowników IPN znaczą słowa Jana Pawła II: „Polska jest matką szczególną. Niełatwe są jej dzieje, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich stuleci. Jest matką, która wiele przecierpiała i wciąż na nowo cierpi. Dlatego ma prawo do miłości szczególnej” i „Szukajcie prawdy tam, gdzie ona rzeczywiście się znajduje! Jeśli trzeba, bądźcie zdecydowani iść pod prąd obiegowych poglądów i rozpropagowanych haseł!”

– Papieskie słowa o polskim cierpieniu współbrzmią z preambułą ustawy o IPN. Jest w niej mowa „o ogromie ofiar, strat i szkód poniesionych przez Naród Polski w latach II wojny światowej i po jej zakończeniu”. Zachowanie pamięci o tych ofiarach jest jednym z głównych zadań Instytutu. Praca w IPN to jednocześnie szczególna misja – służba Polsce. W pełni podpisuję się też pod drugim z przytoczonych cytatów. Poszukiwanie prawdy historycznej nieraz wymaga pójścia pod prąd utartym opiniom, choćby dotyczyły wybitnego artysty albo laureata Nagrody Nobla. Naukowe zajmowanie się historią najnowszą nie jest łatwe, bo przecież wielu istotnych uczestników wydarzeń, które opisujemy, wciąż jest aktywnych w życiu publicznym. Wymaga to od badaczy dużej asertywności, a czasem odwagi.

Na nowo rozgorzała debata publiczna wokół stanu wojennego z lat 1981–83. Opinie i postawy przedstawicieli części opozycji, nagłośnione ostatnio, są jednak znane od 30 lat, jak ekspresyjna wypowiedź Adama Michnika, człowieka opozycji demokratycznej, z kwietnia 1992 r. gdy we francuskiej telewizji krzyczał do dziennikarza „Odpieprz się może od generała! Odpieprz się!”, lub migawki z ulicy Myśliwieckiej, z 13 grudnia 1991 r., z programu „Refleks” Piotra Semki i Jacka Kurskiego, dokumentujące fraternizację Adama Michnika z Jerzym Urbanem, czy wreszcie wystawienie legitymacj „Solidarności” na aukcji generałowej Kiszczakowej przez Zbigniewa Bujaka. Czy debatowanie dzisiaj nad postawami tych ludzi to nie są li tylko didaskalia, które przysłaniają rzeczowe, metodologiczne badania nad stanem wojennym?

– Jeśli człowiek, który dużą część swojego autorytetu zbudował jako więzień polityczny PRL, fraternizuje się po 1989 r. z twórcą stanu wojennego Wojciechem Jaruzelskim i jego głównym propagandystą Jerzym Urbanem, to budzi to zrozumiałe emocje nie tylko ofiar komunistycznego reżimu, lecz również ludzi, którym bliskie są ideały pierwszej „Solidarności”. Zgadzam się jednak, że dalsze rzetelne badania nad stanem wojennym i całą dekadą rządów Jaruzelskiego są konieczne. Na tym polu jest jeszcze dużo do zrobienia. Wciąż też pojawiają się nowe źródła historyczne, które wzbogacają nasz obraz tego rozdziału w dziejach PRL.

Czy IPN analizuje, jak to się zadziało, przy wielkiej skali terroru i zaangażowanej siły, operacja z 13 grudnia 1981 roku przygotowana pozostała w tajemnicy do północy 13 grudnia i okazała się udaną operacją wojskową totalnego państwa, będącego na skraju bankructwa?

– Gospodarka PRL rzeczywiście znalazła się na krawędzi bankructwa. Poważny kryzys trawił też wówczas partię komunistyczną. Ekipa Wojciecha Jaruzelskiego wciąż jednak miała do dyspozycji realne instrumenty władzy. W aparacie bezpieczeństwa i wojsku wpływy „Solidarności” były znikome. To właśnie lojalne wobec Jaruzelskiego resorty siłowe zdusiły w grudniu 1981 r. wolnościowe dążenia społeczeństwa. Ta gigantyczna operacja była starannie przygotowywana przez ponad rok. Krąg osób wtajemniczonych pozostawał, rzecz jasna, bardzo wąski. Owszem, „Solidarność” liczyła się z tym, że komuniści zdecydują się na siłową konfrontację, ale nie bardzo wiedziano, co konkretnie będzie to znaczyć i czy kolejne alarmy znów nie okażą się fałszywe. Pokutowały też liczne mity i przesądy: że władza nie odważy się podnieść ręki na dziesięciomilionowy związek, że Jaruzelski to polski patriota, a żołnierze nie wystąpią przeciwko swoim rodakom.

Śledząc drogę nagrania z 3 grudnia 1981 r., z obrad związkowych władz w Radomiu, zarejestrowanych i przekazanych do SB przez tajnych współpracowników „Grażyna” i „Jola”, z których jeden przeszedł do kadr SB, by w 1984 roku „urwać się” i wylądować we Francji, być może jako podwójny agent, warto zastanowić się jaka była rzeczywista rola Zachodu w „grzaniu” atmosfery?

– Jeśli chodzi o postawy Zachodu wobec „Solidarności” i stanu wojennego odpowiem nieco szerzej, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niektórzy liderzy wolnego świata – jak kanclerz RFN Helmut Schmidt – czołgi na polskich ulicach przyjęli z ulgą. Wychodzili z błędnego przekonania, że Żelazna Kurtyna będzie dzieliła Europę jeszcze przez długie dziesięciolecia. Zakładali, że liberalizacja reżimów komunistycznych jest możliwa jedynie na drodze dialogu z ich przywódcami, a oddolne zrywy wolnościowe są skazane na niepowodzenie i mogą tylko zagrozić odprężeniu na linii Wschód – Zachód.

Rozmawiamy 30 lat po brutalnym tłumieniu oporu wobec stanu wojennego. Na Górnym Śląsku był on szczególnie silny: na KWK „Wujek”, na KWK „Manifest Lipcowy”. W kopalniach „Ziemowit” i „Piast” trwał pod ziemią strajk do 27 grudnia 1981 roku. Dlaczego, skoro w latach 70. Górny Śląsk był pod szczególną pieczą szefów PZPR?

– W propagandzie sukcesu lat 70 Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie rzeczywiście były przedstawiane jako region murem stojący za „władzą ludową” i ówczesnym I sekretarzem KC PZPR Edwardem Gierkiem, który zresztą kierował wcześniej Komitetem Wojewódzkim w Katowicach. Media przekonywały, że województwo katowickie dynamicznie się rozwija i jest dobrym miejscem do życia. Rzeczywistość była zgoła inna: zapaść ekologiczna, trudne warunki pracy, kilometrowe kolejki przed sklepami, brak podstawowych artykułów i niezbędnej infrastruktury na otwieranych z pompą nowych osiedlach. Szybko rosła frustracja i kiełkował bunt. To w Katowicach Kazimierz Świtoń powołał w lutym 1978 r. pierwszy komitet Wolnych Związków Zawodowych. W sierpniu i wrześniu 1980 r. przez Górny Śląsk i Zagłębie przetoczyła się potężna fala strajków. I choć pamiętamy dziś głównie o historycznych porozumieniach w Szczecinie i Gdańsku, powstanie NSZZ „Solidarność” poprzedziły też wrześniowe porozumienia w Jastrzębiu-Zdroju (3 września 1980 r. – dop. red.) i w Hucie Katowice (w Dąbrowie Górniczej z 11 września 1980 r. – dop. red.). Komunistyczne władze boleśnie przekonały się, że nie mogą liczyć na górników i hutników. Jaruzelski, rozmawiając krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego z sowieckim marszałkiem Wiktorem Kulikowem (Głównodowodzący Wojskami Państw Stron Układu Warszawskiego – dop. red.), nie przypadkiem szczególnie bał się oporu na Górnym Śląsku.

Wśród badających i opisujących rok 1981 pojawia się widmo groźby „interwencji sowieckiej”, czy Układu Warszawskiego, lub jej nierealności. Wojska sowieckie nie musiały do Polski „wchodzić”. Tutaj już od 1944 roku były. Tędy biegły linie zaopatrzenia do NRD i znajdowały się silosy ze strategiczną bronią jądrową z Brygady Rakiet Operacyjno-Taktycznych. Dopiero 17 września 1993 roku żołnierze Federacji Rosyjskiej opuścili naszą ziemię. Podstawą sowieckiej dominacji była niepożądana obecność Armii Czerwonej na terytorium państw satelickich. Północna Grupa Wojsk w Polsce w latach 80 liczyła 90 tys. żołnierzy, w 70 garnizonach. Czy nie było tak, że wszelkie próby „przekroczenia Rubikonu” w 1981 r., czyli np. demokratyczne wybory z udziałem kandydatów „Solidarności” lub zagrożenie dla linii zaopatrzenia wojsk sowieckich w NRD  zakończyłby się krwawą interwencją?

– „Solidarność” była ucieleśnieniem wolnościowych i niepodległościowych aspiracji Polaków. Nie mogą więc dziwić postulaty wolnych wyborów do rad narodowych, a w dalszej perspektywie do Sejmu. Jednocześnie liderzy i doradcy związku mieli świadomość, że w rzeczywistości lat 1980–1981 są „czerwone linie”, których nie wolno przekroczyć. Nikt poważny nie myślał o natychmiastowym opuszczaniu Układu Warszawskiego, ani o odcinaniu linii komunikacyjnych, z których korzystały wojska sowieckie w NRD. Także na Kremlu zrozumiano z czasem, że takiej groźby nie ma. Z odtajnionych dokumentów sowieckich, ale też choćby NRD-owskich, wyraźnie wynika, że w roku 1981 ekipa Leonida Breżniewa z rosnącą niechęcią myślała o interwencji w PRL. Szef KGB Jurij Andropow zdawał się wręcz dopuszczać scenariusz, że „Polska będzie pod władzą »Solidarności«”. Jaruzelski wprowadził stan wojenny nie po to, by obronić kraj przed sowieckimi czołgami, lecz po to, by bronić swojej władzy.

Rozmawiał Artur S. Górski
(Tekst za: Gazeta Gdańska z 22 grudnia 2021 r.)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej