Moc księdza Jerzego

Październik 1984 roku zapisał się tragicznie w historii „Solidarności” i Polski. Właśnie wtedy, czterdzieści lat temu, funkcjonariusze komunistycznych służb porwali, torturowali i zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę, kapelana Związku. Jednak to ten skromny, niepozorny, cichy kapłan wygrał. System komunistyczny w Polsce upadł, a ksiądz Jerzy jest dziś Patronem „Solidarności”. Jest błogosławionym Kościoła katolickiego, a jego życie i nauczanie to przepiękne i prawdziwe świadectwo życia w wierności Bogu i służbie ludziom – solidarnie. Święty Jerzy – tak pisała o nim podziemna prasa solidarnościowa jesienią 1984 roku – ma moc!

Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 roku w niewielkiej wsi Okopy na Podlasiu (Białostocczyźnie) w rodzinie rolników Władysława i Marianny z domu Gniedziejko. Na chrzcie otrzymał imię Alfons po wuju ze strony mamy, żołnierzu Armii Krajowej zamordowanym przez Sowietów w 1945 roku. Taka to była ziemia i taka rodzina – pobożna, patriotyczna, antykomunistyczna. Chłopak nie lubił swojego imienia i w 1971 r. zmienił je urzędowo na Jerzy. Szkoda, że nie znamy z żadnej relacji intencji, którymi kierował się wybierając właśnie to imię…

Służyć Bogu poprzez służbę ludziom

W każdym razie już jako Jerzy Popiełuszko w 1972 r. przyjął święcenia kapłańskie w Warszawie z rąk prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Nie było w tym przypadku. Chociaż na „wyciągnięcie ręki” miał seminarium w Białymstoku, był pod tak wielkim wrażeniem Prymasa Tysiąclecia, że na miejsce formowania swojego powołania wybrał warszawskie seminarium. Później w swoich homiliach wielokrotnie powoływał się na nauczanie ks. prymasa, w którym widział wielki autorytet moralny i duchowy – dla siebie i dla wszystkich Polaków. Podobny stosunek miał do papieża Jana Pawła II, który w odróżnieniu od prymasa był jednak daleko, w Rzymie. Ksiądz Jerzy nigdy nie spotkał osobiście Ojca Świętego, raz tylko uczestniczył w jego spotkaniu z chorymi w Warszawie podczas papieskiej pielgrzymki w 1983 roku.

Westerplatte. Sierpień 1981 r. Fot. Wojciech Milewski

Ksiądz Jerzy po ludzku był słaby fizycznie (raz nawet zemdlał podczas odprawiania mszy świętej), niepozorny i skromny, wręcz nieśmiały. Miał jednak w sobie duchową siłę, która pozwalała mu przetrzymać różnego rodzaju niedole, represje, trudne sytuacje, począwszy od służby wojskowej w latach 1966–1968 w specjalnej jednostce wojskowej dla kleryków w Bartoszycach, gdzie był poddawany, tak jak jego seminaryjni koledzy, szykanom, mającym go zindoktrynować i zniechęcić do służby kapłańskiej. Tego typu sytuacje tylko wzmacniały ks. Jerzego.

Z uwagi na słaby stan zdrowia władze kościelne długo szukały dla niego odpowiedniego miejsca. Po święceniach kapłańskich służył w podwarszawskich parafiach  św. Trójcy w Ząbkach i Matki Bożej Królowej Polski w Aninie. Później trafił do parafii pw. Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu i do kościoła św. Anny na Krakowskim Przedmieściu. Ksiądz Jerzy sam sobie jednak szukał możliwości posługiwania. Zawsze ciągnęło go do służby ludziom i przebywania wśród nich, dlatego został duszpasterzem akademickim studentów Akademii Medycznej, a później średniego personelu medycznego (pielęgniarki, technicy medyczni). Podczas papieskich pielgrzymek do Polski w 1979 i 1983 r. organizował służby medyczne opiekujące się pielgrzymami.

Droga solidarności

Kilka miesięcy przed Sierpniem ’80 wrócił na Żoliborz – został rezydentem parafii św. Stanisława Kostki. Tam znalazł swoje miejsce na ziemi i swoją drogę do nieba. Znalazł wspólny język – aktywnego duszpasterstwa opartego na nauce społecznej Kościoła i powiązanego z patriotyzmem – z proboszczem ks. prałatem Teofilem Boguckim, byłym kapelanem Armii Krajowej w okresie Powstania Warszawskiego. To ks. Bogucki w październiku 1980 r. wpadł na pomysł odprawiania raz w miesiącu mszy św. w intencji ojczyzny, które po wprowadzeniu stanu wojennego przekazał ks. Jerzemu. Ale po kolei…

Gdy w całej Polsce latem 1980 r. wybuchły protesty robotnicze, zastrajkowała również Huta „Warszawa” na sąsiadujących z Żoliborzem Bielanach. Tak jak w stoczniach w Gdańsku i Gdyni i wielu innych zakładach, tak i hutnicy poprosili o odprawienie dla strajkujących mszy św. Poszedł do nich właśnie ks. Popiełuszko. Pobożność i patriotyzm robotników zrobiły na nim ogromne wrażenie. Wkrótce został kapelanem hutników. To z nimi zainicjował w 1983 r. pielgrzymki na Jasną Górę, które już od 1984 r., po jego męczeńskiej śmierci, przybrały charakter, odbywających się corocznie do dziś, Ogólnopolskich Pielgrzymek Ludzi Pracy.

Po wprowadzeniu stanu wojennego msze św. w intencji ojczyzny w kościele św. Stanisława Kostki stały się wydarzeniami o skali ogólnopolskiej, a ks. Popiełuszko jednym z najbardziej znanych kapłanów. Porywał siłą i prostotą słów podczas krótkich, wypowiadanych słabym głosem homilii. W tym tkwiła jego charyzma, w prawdzie, a nie umiejętności modulacji głosu. Na swojego duchowego kapelana przyjęły go tysiące ludzi „Solidarności” z całej Polski, przyjeżdżające na warszawski Żoliborz. Treść homilii była nagrywana na kasety magnetofonowe i później dystrybuowana w całym kraju. Ksiądz Jerzy był zapraszany na spotkania w całej Polsce. Jeździł, także na Pomorze, do kościoła św. Brygidy, spotykał się z lokalnymi działaczami i sympatykami Związku, ale przede wszystkim odprawiał Eucharystię i głosił Słowo Boże. W parafii św. Stanisława zorganizował prężny ośrodek pomocy charytatywnej i duchowej dla osób represjonowanych i ich rodzin.

Gotowy na śmierć

W czasie smuty stanu wojennego i później działalność ks. Jerzego była jednym z fundamentów wytrwania Polaków w oporze przeciw komunizmowi, chociaż on sam nie nawiązywał wprost do kwestii politycznych czy związkowych, mówił o wartościach. Musiał jednak zwrócić na siebie uwagę władz i aparatu represji PRL.

Msze święte za ojczyznę naczelny propagandysta rządu Jerzy Urban określił mianem „seansów nienawiści”. Służba Bezpieczeństwa wszczęła wobec księdza sprawę o krypt. „Popiel”, nieustannie go inwigilując, śledząc, wybijając okna w mieszkaniu na plebanii, przeprowadzając rewizje, wzywając na przesłuchania i organizując różnego rodzaju prowokacje. Szykany, represje i nieustanną presję znosił dzielnie i z pokorą, chociaż najbardziej bolały go niesłuszne zmanipulowane ataki w oficjalnej prasie.

Ksiądz Jerzy miał świadomość tego, co się wokół niego dzieje. Rozpoznawał esbeków, którzy obserwowali jego ruchy w parafii i jeździli za nim po całym kraju, niezależnie od tego, czy podróżował samochodem czy pociągiem. Władze PRL naciskały również na hierarchię kościelną, aby „uciszyły” niepokornego, „upolitycznionego” kapłana. Szef MSW PRL gen. Mirosław Milewski mówił w jego kontekście, że „trzeba poradzić sobie z rozwydrzeniem kleru”. A Kazimierz Barcikowski, członek Rady Państwa, wprost straszył przełożonych księdza Jerzego, że „ksiądz Popiełuszko musi mieć świadomość, że jego działalności będzie towarzyszyło zainteresowanie SB”.

On wiedział, że pętla się zaciska. Błogosławił swoim prześladowcom. Kilka miesięcy przed męczeńską śmiercią mówił znajomym: „Ja już długo nie pożyję”. Na zdjęciach z ostatniej odprawionej mszy św. w parafii Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy 19 października 1984 r. widać, że tego dnia był wyjątkowo skupiony i zamyślony. Gdy po mszy wracał samochodem z kierowcą do Warszawy, w miejscowości Górsk koło Torunia został porwany przez esbeków przebranych za milicjantów z drogówki. Byli to funkcjonariusze Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW, wyspecjalizowanego w walce z Kościołem (dezintegracji w nomenklaturze aparatu represji PRL): Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala, Waldemar Chmielewski. Ciało kapelana „S”, zmasakrowane, ze śladami tortur, z kamieniami przywiązanymi do nóg, odnaleziono i wyłowiono z Wisły na wysokości tamy we Włocławku dopiero 30 października. Mimo skazania porywaczy i kierującego nimi płk. Adama Pietruszki z kierownictwa Departamentu IV MSW, wciąż nie mamy pewności, kiedy dokładnie zginął ks. Jerzy ani co się z nim działo od chwili porwania do męczeńskiej śmierci. Wiemy jedno – w chwili próby ks. Jerzy pozostał wierny swoim słowom, a przede wszystkim Ewangelii. Wykazał heroiczną ofiarność i odwagę. Wspomniany ks. proboszcz Teofil Bogucki, jeden z pierwszych propagatorów kultu ks. Jerzego, podsumował: „Z różańcem w ręku wytrwał do końca. Mógł powtórzyć za Chrystusem – wykonało się”.

Wystarczyło, że głosił Ewangelię

Jak widać, życie skromnego i pokornego księdza wypełnione było wielkimi, ważnymi i symbolicznymi wydarzeniami, ale także codziennymi, drobnymi muśnięciami – dobra (jego dla innych) lub zła (najczęściej wobec niego). Często wracamy do jego życiorysu, zapominając nieco o nauczaniu patrona „Solidarności”. Znamy jego życiowe przesłanie „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj” oraz motto związkowego roku ks. Popiełuszki „Nigdy nie można zrezygnować z walki o wolność i prawdę” i… może niewiele więcej. Tymczasem nauczanie księdza Jerzego – chociaż z oczywistych względów mniej teologiczne i intelektualne niż np. Jana Pawła II – było na wskroś chrześcijańskie i solidarnościowe. Wyróżniały je: fundamenty wyprowadzone z kultu maryjnego, prostota wiary i pełne zaufanie Bożej Opatrzności, wrażliwość na godność wszystkich ludzi i pomoc im, zwłaszcza cierpiącym, ocena problemów społecznych i gospodarczych w kontekście wiary i nauki Kościoła, powiązanie wartości narodowych, patriotycznych z religijnymi. Przekaz ks. Jerzego jest  pociągający i ważny – bo prosty, skupiony na tym, co najważniejsze, będący niemal nieskażoną emanacją Ewangelii, a przede wszystkim potwierdzony jego czynami. Tak jak motto z obrazka prymicyjnego, który kapłan wybrał na swoje motto kapłańskie: „Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc”.

Nauczanie ks. Popiełuszki było bardzo spójne i konsekwentne. Obecnie możemy to ocenić, bo znane są (niemal?) wszystkie publiczne wystąpienia księdza, przede wszystkim te z kazań i innych fragmentów mszy św. za ojczyznę z lat 1982–1984 (kolportowane szeroko na kasetach magnetofonowych w latach 80., a później kilkakrotnie wydane). W 2023 r., niejako w przededniu 40 rocznicy śmierci, zostały one uzupełnione dwoma publikacjami. Książka „Zawsze głosiłem prawdę” (Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego J. Paderewskiego) zawiera blisko 150 dokumentów autorstwa ks. Jerzego, głównie rękopisy i zapisy z homilii wygłaszanych podczas mszy św. odprawianych w całej Polsce, ale także dokumenty prywatne, np. list do cioci Walerii Kalinowskiej wysłany w grudniu 1967 r. z jednostki wojskowej dla kleryków w Bartoszycach. Natomiast w książce „Rękopisy. O miłości, za którą tęskni świat” (wyd. Rafael) zebrano słowa ks. Jerzego rozproszone wcześniej w notatkach roboczych, zapiskach z przygotowań do homilii itp. Obie publikacje przygotował Paweł Kęska z Muzeum Księdza Popiełuszki w Warszawie.

Ksiądz Jerzy odwoływał się do najbardziej podstawowych – ale jednocześnie najtrudniejszych we wcielaniu w życie – wartości chrześcijańskich: prawdy, dobra, piękna. Co intrygujące, mimo że był bardzo związany z ludźmi „Solidarności” i Związkiem jako organizacją, słowo „solidarność” wcale nie jest tym najczęściej przez niego przywoływanym. Na pierwszym miejscu są oczywiście Bóg, Chrystus, miłość. Ale ks. Popiełuszko konsekwentnie, wręcz uporczywie wracał do takich wartości i postaw jak odwaga i męstwo, godność człowieka, a przede wszystkim – wolność. Ta zewnętrzna, w rozumieniu społecznym i politycznym, której w komunistycznej Polsce brakowało. Ale także, a może głównie, ta wewnętrzna, oznaczająca panowanie człowieka nad sobą, brak uzależnień, także duchowych, mentalnych, wolność od gniewu, nienawiści, zazdrości, wygodnictwa, lęku, bierności ze strachu przez konsekwencjami, akceptacji zła. Ksiądz Jerzy trafnie analizował, że bez odwagi, bez patrzenia na każdego człowieka w perspektywie dziecka Bożego, bez wewnętrznej wolności – nie będziemy umieli być solidarni.

Wsłuchajmy się jeszcze raz w słowa Patrona „Solidarności”.

Adam Chmielecki

„Solidarność” wierna swojemu Patronowi

Związkowcy z „Solidarności”, z którymi tak dobrze się rozumiał ks. Jerzy, niemal od początku wiedzieli, że mają do czynienia z osobą wyjątkową, osobą świętą. Znane nam z pogrzebu św. Jana Pawła II hasło „Santo subito!” zapewne już wtedy wybrzmiewało wśród ludzi „Solidarności”, ale najczęściej w sercach, po cichu. Świadczył o tym już pogrzeb ks. Jerzego 3 listopada 1984 r., na którym zgromadziło się kilkaset tysięcy osób z całej Polski, głównie członków i sympatyków podziemnego Związku. Ogrodzenie parafii św. Stanisława było pokryte setkami haseł i transparentów związkowców z wszystkich regionów. Pozostaje tak zresztą do dzisiaj. Była to jedna z największych w latach 80. manifestacji religijnych i patriotycznych, porównywalna tylko z mszami św. podczas pielgrzymek Jana Pawła II.

15 listopada 1984 r. w piśmie podziemnym Regionu Gdańskiego „Solidarność” (w tzw. „Gdańskich Lwach”) opublikowano artykuł o znamiennym tytule „Nowy święty”. Redakcja stwierdzała, że „niezależnie od tego, jak długo będzie w tej sprawie działać z założenia dość powolna machina beatyfikacyjna Watykanu, dla Polaków ks. Popiełuszko jest już świętym męczennikiem – zarazem patronem i symbolem walki o sprawiedliwość lub szerzej – walki z totalitaryzmem”. W artykule znalazło się także wezwanie: „Ks. Jerzy Popiełuszko jeszcze za życia był uosobieniem wszelkich cnót narodowych (…) A więc: święty Jerzy, módl się za nami w naszych poczynaniach!”.

Można powiedzieć, że redakcja gdańskiego pisma wykazała się dużą intuicją, a machina beatyfikacyjna Watykanu wcale nie działała w tej sprawie tak wolno. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1997 r., a na prośbę polskich biskupów był prowadzony w trybie pilnym. Beatyfikacji, decyzją papieża Benedykta XVI, dokonano w Warszawie 6 czerwca 2010 r., uznając ks. Jerzego męczennikiem za wiarę. Jednocześnie w 2014 r. ruszył proces kanonizacyjny. Wspomnienie liturgiczne bł. Jerzego przypada 19 października.

Również w 2014 r., decyzją papieża Franciszka, na mocy dekretu Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, ks. Jerzy Popiełuszko został ustanowiony Patronem przed Bogiem NSZZ „Solidarność”.

Warto podkreślić, że były to działania na wniosek członków „Solidarności”, którzy otaczają swojego dawnego kapelana czcią i pamięcią. Uchwałę ws. podjęcia działań na rzecz ustanowienia ks. Jerzego Patronem Związku podjął w 2010 r. w Gdyni XXIV Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „S”. Na kolejnym zjeździe we Wrocławiu w tym samym roku przygotowano już odpowiedni wniosek, złożony później za pośrednictwem Episkopatu Polski do Watykanu.

Decyzje o możliwości oficjalnego kultu ks. Jerzego były tylko formalnością dla członków Związku pamiętających o swoim kapelanie i modlących się za Jego wstawiennictwem. Jedną z form takiej pamięci i kultu są służby przy grobie ks. Jerzego na terenie parafii św. Stanisława Kostki, które rozpoczęły się już w dniu pogrzebu. W latach 80. chodziło o zapobieżenie ewentualnym prowokacjom i profanacjom ze strony „nieznanych sprawców” lub wprost funkcjonariuszy aparatu represji PRL. Od lat 90. XX w. to działanie bardziej symboliczne, chociaż pełniący w systemie dyżurowym służbę związkowcy do dziś pilnują porządku wokół grobu męczennika, kierują w odpowiednie miejsca pielgrzymów itp. Przede wszystkim jednak trwają na modlitwie przy swoim Patronie.

Służby początkowo formalnie organizowała Kościelna Służba Porządkowa, kierowana przez śp. Jana Marczaka, pracownika Huty „Warszawa” i przyjaciela ks. Jerzego. Od 2011 r. formalnie ich prowadzenie przejął NSZZ „Solidarność”. W tych działaniach od lat 80. wyróżnia się Region Gdański NSZZ „Solidarność”, zwłaszcza związkowcy ze stoczniowych „bastionów” „S” (i Bractwa Oblatów św. Brygidy) w Gdańsku, portu w Gdańsku, sekcji emerytów i rencistów oraz pracownicy oświaty i wychowania. Co roku kilkadziesiąt osób z Pomorza uczestniczy w tym religijnym i społecznym fenomenie. Początkowo służby związkowców z Regionu Gdańskiego koordynował Krzysztof Żmuda z „S” w Stoczni Remontowa Shipbuilding (dawniej Stocznia Północna), obecnie Anna Woroniecka z oświatowej „S”, prywatnie bratanica Jana Marczaka. Niech to świadectwo przywiązania do postaci i nauczania ks. Jerzego trwa.

Dobro i zło

Zło, które znosiło się jako coś nieuniknionego, staje się nieznośne na myśl, że można się od niego uwolnić.

Służyć Bogu, to szukać dróg do ludzkich serc. Służyć Bogu, to mówić o złu jak o chorobie,  którą trzeba ujawnić, aby móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszelkie jego przejawy.

Bóg powierzył ludziom w noc Bożego Narodzenia pokój na ziemi. Pokój ludzkich serc i sumień. Pokój to dobro, za którym dzisiaj najbardziej tęskni ludzkość.

Godność

Chcemy, by państwo zrozumiało, że może być silne tylko w oparciu o społeczeństwo. A do tego prowadzi droga przez poszanowanie człowieka, jego sumienia i przekonań.

Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Zachować godność człowieka, to pozostać

wolnym, nawet przy zewnętrznym zniewoleniu. Pozostać sobą – żyć w prawdzie – to jakieś

minimum, aby nie zamazać w sobie obrazu dziecka Bożego.

Człowiek pracujący ciężko bez Boga, bez modlitwy, bez ideałów będzie jak ptak z jednym skrzydłem dreptał po ziemi.

Sprawiedliwość nakazuje zawsze kierować się dobrą wolą i miłością w stosunku do człowieka, który jest stwo­rzony na obraz i podobieństwo Boże i dzięki temu jest największą wartością po Bogu. Dlatego i w wymiarze spra­wiedliwości miłość człowieka bez żadnych względów ubocznych musi być na pierwszym miejscu.

Solidarność

Solidarność to jedność serc, umysłów i rąk zakorzenionych w ideałach, które są zdolne przemieniać świat.

Niech nikt nie mówi, że Solidarność poniosła klęskę. Ona idzie do zwycięstwa. Idzie powoli. Ale coraz mocniej wrasta w Naród.

Nie można tworzyć dziejów bez dziejów, nie można zapominać o chrześcijańskiej drodze Naszego Narodu.

Może jeszcze do skuteczności ofiarnego kielicha Narodu potrzeba więcej naszego osobistego zaangażowania. Może jeszcze za mało naszych dobrowolnych wyrzeczeń, za mało czysto ludzkiej solidarności. Za mało odwagi do demaskowania zła, za mało troski o cierpiących, krzywdzonych i więzionych. Może ciągle za dużo w nas egoi­zmu, zalęknienia, za dużo pijaństwa, za dużo ludzi sprzedajnych, bez własnego zdania, chcących wygrywać włas­ne interesy kosztem innych. Może ciągle jeszcze za mało tych, którzy są wierni ideałom, za które bracia nasi prze­lewali własną krew?

Idea, która potrzebuje broni, by się utrzymać, sama obumiera. Idea, która utrzymuje się tylko przy użyciu przemocy, jest wypaczona. Idea, która jest zdolna do życia, podbija sobą. Za nią spontanicznie idą miliony

Prawda

Prawda łączy się zawsze z miłością, a miłość kosztuje, miłość prawdziwa jest ofiarna, stąd prawda musi kosztować. Prawda, która nic nie kosztuje, jest kłamstwem.

Żyć w prawdzie to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość praw­dy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwana walka z prawdą. Prawda jednak jest nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Może być niewielka gromadka ludzi prawdy, a będą nią promieniować. Ludzie ich sami odnajdą i przyjdą z daleka, by słów prawdy słuchać.

Odwaga

Potrzebne nam męstwo przepojone miłością, które uzdolni do walki o wartości, za którymi tęskni świat.

Trzeba wyzbyć się lęku, który paraliżuje i zniewala umysł i ludzkie serce. Bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju!

Wolność

Prośmy Chrystusa Pana, byśmy zachowali godność dziecka Bożego na każdy dzień; byśmy w życiu naszym na co dzień kierowali się sprawiedliwością; by nasze życie codzienne było przepełnione prawdą; abyśmy w naszym codziennym życiu okazywali męstwo w walce o wartości prawdziwie chrześcijańskie; byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.

Jeżeli prawda jest dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężamy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia.

Przebaczać naprawdę, po chrześcijańsku, może tylko ten, kto jest wewnętrznie wolny. Człowiek zniewolony, zastraszony, nie potrafi przebaczyć wspaniałomyślnie.

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej