Krzysztof Dośla: „Solidarność” będzie stała na straży praw pracowniczych, pilnowała Polski i demokracji

Rozmowa z Krzysztofem Doślą, przewodniczącym Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”

– Rozmawiamy 16 grudnia, w kolejne rocznice: tragicznego Grudnia ’70 i wprowadzenia stanu wojennego w 1981 roku. To dobry czas dla refleksji, do odwołania się do historii i korzeni „Solidarności”. W Ojczyźnie są nadal rachunki krzywd. Czy to nie na darmo nad stocznią powiewa sztandar z czarną kokardą?

– Nie na darmo, gdyż mamy niepodległą Ojczyznę. Danina krwi złożona w Grudniu ’70 i w stanie wojennym wydała owoce: NSZZ „Solidarność” i prawo do decydowania przy pomocy kart wyborczych o losach naszego kraju. Dzięki uporowi ludzi „Solidarności”, dzięki uporowi podziemia solidarnościowego, rozpoczęły się ogromne przemiany ustrojowe.Możemy więc decydować o tym, co dla nas najistotniejsze, jakie ma być nasze państwo, jak mamy układać nasze wzajemne relacje. Cieniem, niestety, kładzie się nierozliczenie głównych sprawców, rozkazodawców, odpowiedzialnych za ludzkie tragedie, za śmierć, za zmuszanie rodaków do emigracji, za aresztowania i za zatrzymanie rozwoju Ojczyzny. Ukarani zostali niektórzy sprawcy bezpośredni, ręce naciskające spust w 1981 roku, w kopalniach „Wujek” i „Manifest Lipcowy”. Ale nie odpowiedzieli winni grudniowej masakry w 1970 i złamaniu naszej drogi do wolności w 1981 roku. 

– Jest IPN. Na „Solidarności” spoczywa odpowiedzialność za przypominanie historycznych prawd? 

Nasze społeczeństwo powinno pamiętać, z jakich formacji owi zbrodniarze się wywodzili, jakim hołdowali przekonaniom i komu służyli, narzucając Polakom wrogą, antyludzką ideologię. Ku przestrodze, bo oni umknęli sprawiedliwości. Nie można usprawiedliwiać decyzji z grudnia 1970 i z 1981 roku naciskiem Moskwy, czerwonym Wielkim Bratem. Przez ponad 40 lat bolesne ćwiczenie na plecach polskiego społeczeństwa jak utrzymać się u władzy były pomysłami rodzimych „właścicieli” PRL.

– Rok 2024 był z woli „Solidarności” Rokiem Księdza Jerzego Popiełuszki, Patrona NSZZ „Solidarność”, swoistego ojca duchowego w upominaniu się o godność i prawa ludzi pracy. Minęło 40 lat od męczeńskiej śmierci kapłana, który zmagał się z gigantycznym aparatem przy pomocy słowa. Są na szczęście zupełnie inne czasy, ale o prawa pracownicze i o godność Związek musi się ciągle upominać?

Wobec przemocy aparatu państwa komunistycznego orężem okazało się słowo. W preambule do Statutu NSZZ „Solidarność” zapisaliśmy, że Związek opiera działania na gruncie etyki chrześcijańskiej i katolickiej nauki społecznej oraz broni godności, praw i interesów pracowniczych członków Związku oraz realizacji ich potrzeb. Odwołujemy się do dziedzictwa naszych duchowych ojców. Dla nas ich słowa i nauka są aktualne. I znów: za zbrodnię na księdzu Jerzym zostali skazani czterej bandyci. Ale ci oprawcy byli elementami w kombinacji operacyjnej. Odpowiedzialni za zbrodnię byli ci, którzy ją wymyślili i do niej podżegali, na przykład słowami „Załatw to, niech nie szczeka!”. Był i ulubienic salonów lat 90., który, pisząc w latach 80. pod pseudonimem, nazywał kazania księdza Popiełuszki „seansami nienawiści”. Celowo pomijam nazwiska. Oni tworzyli system, w którym ludzie niewinni, którzy upominali się o podstawowe wartości, definiowali nasze prawa, byli śmiertelnymi wrogami ideologii leninowskiej i marksistowskiej, przez to ofiarami komunistycznej wizji państwa. 

– Wraca więc instytucja i rola państwa, tyle że w innej sytuacji geopolitycznej i ekonomicznej. Związek nadal upomina się o prawa pracownicze, o ludzi zwalnianych z pracy. Wraca groźba „restrukturyzacji”, dobrze nam znany termin z przełomu lat 80. i 90. Trzeba pilnować praw pracowniczych przed arogancją rządzących i zarządzających?    

Dla tych, ze szczytów władzy – bywa, że przez nas na nich umieszczonych, i tych pomniejszych, niczym są doświadczenia walki o te prawa. Robotnicy w Poznaniu w 1956, na Wybrzeżu w 1970 roku, w Radomiu, w Ursusie w 1976 roku i w Sierpniu 1980 roku mieli  mądrość, swój zmysł, który zrodził bunt przeciwko niesprawiedliwości oraz poczucie solidarności. System realnego socjalizmu jakoby runął, ale pozostał w mentalności tych, którym przytrafiła się jakaś cząstka władzy. Mimo uspokajających statystyk, sytuacja gospodarcza, na rynku pracy, informacje o zwolnieniach grupowych, zwolnienia w PKP Cargo, smutne perspektywy zwolnień grupowych w Poczcie Polskiej S.A. i wielu innych podmiotów,biorąc pod uwagę słabnącą koniunkturę, nie napawa optymizmem.

– Do tego mamy trend przenoszenia produkcji poza Polskę, ba!, poza Europę…

– Znów pojawiają się „pożyteczni idioci”, gotowi służyć bezrozumnie interesom biznesowym, tym globalnym. Żenujące, że desperacko dążą do kosztownych zwolnień zarządy spółek z udziałem Skarbu Państwa. Za zwijaniem rodzimych firm idzie luka na rynku, a wiemy, że zostanie ona wypełniona przez obce podmioty. Nie do zaakceptowania jest argument o koniecznej restrukturyzacji czy sanacji. W procesy ekonomiczne wtrącają się politycy, mający swoje priorytety, chcący zawalczyć nie o strategiczne z punktu bezpieczeństwa kolej i porty, ale o strukturę właścicielską w stacjach telewizyjnych. Z punktu widzenia pracowników – to my mamy inne priorytety. Domagamy się utrzymania etatów u narodowego operatora Poczty Polskiej. Musimy przypominać, że dobrą, wydajną, konkurencyjną gospodarkę buduje się wysiłkiem intelektualnym i pomysłami, nie zaś kosztem pracowników.

– To od polityków wyszedł niedawny pomysł wolnej od pracy Wigilii, zaakceptowany przez niemal wszystkich parlamentarzystów, z wszystkich klubów poselskich? 

Z wolnej Wigilii potrafiono zrobić karykaturę. Ustawa odbiega od realiów branży handlowej. Do tego dyskryminuje dwa miliony pracowników handlu. Nie wolno z ludzi drwić, próbując osiągnąć polityczny lub ekonomiczny cel. Dodatkowa robocza niedziela w zamian za Wigilię zapowiada, że ustawodawcy będą chcieli wprowadzać kolejne handlowe niedziele. Na to nie ma naszej zgody. Mamy do czynienia nie z reprezentantami woli narodu, ale z hipokrytami, mającymi usta pełne frazesów. Takich wybraliśmy: ludzi podatnych na ogrywanie, którzy brak umiejętności i woli pracy na rzecz wspólnoty przykrywają butą i arogancją. Zamiast zrobić coś dobrego zwyciężyła przekora i chęć zysku.

– Rządzący różnych opcji mówią, że sprawy idą nie tak, bo jest europejski kryzys, bo toczy się za naszą granicą wojna, bo była pandemia, bo słabnie gospodarka zachodniego sąsiada, że dusi nas polityka klimatyczna…

 – Polska pozostaje państwem suwerennym. Niepodległość nie jest frazesem! Na przestrzeni trzech ostatnich wieków zdarzało się nam zrzec części suwerenności lub ją z własnej winy utracić. Zła inspiracja i moc sprawcza rozmaitych szalbierzy, wiodących nas na manowce, jak ów bajkowy Szczurołap z Hameln sprawiała, że trzeba było zapłacić krwią i majątkiem, odnieść rany nie do zaleczenia, aby niepodległość odzyskać. Polska to nie jest nieokreślony byt. My nie chcemy zmierzać do państwa europejskiego.

– Co kilka lat miotamy się w wyborach od ściany do ściany?

– Od 1980 roku jesteśmy pod stałą presją tego obowiązku. W PRL musieliśmy się upominać o prawa człowieka, czynić wyłom w ideologicznym murze. Po 1989 roku wydawało się, że możemy ten obowiązek scedować na wybrańców narodu. Jednak do głosu dochodziły dziwne siły polityczne, pojawiali się ludzie dosłownie znikąd i sprawni manipulatorzy. Dzisiaj próbują kształt edukacji i sferę światopoglądową modelować nam ludzie z partii lewicowych, z poparciem może 10 procent. Chcą dołożyć cegiełkę do budowy „Nowego Świata”. Nie przez rewolucję i bagnety, ale przez marsz przez instytucje. Tak widział zdobycie hegemonii włoski komunista Gramsci: poprzez opanowanie ideologiczne i personalne instytucji i wpływowych ośrodków władzy, kultury i środków przekazu. Po kilkunastu latach, jak w Hiszpanii czy Irlandii, niszczenie od środka społeczeństwa i rwanie więzi społecznych przynosi oczekiwane przez nich efekty i wchodzi w osłabioną tradycyjną strukturę neo–marksistowska ideologia.

– Już pół wieku trwa rewolucja kulturowa, uderzanie w fundament cywilizacji i kultury. Coraz mocniej słychać „długi marsz przez instytucje”. Ta ideologia w Europie żyje od lat 1967/1968, od lewackiej rewolty studentów. Młodsi koledzy Rudiego Dutschke i Daniela CohnBendita podrośli i od dwóch dekad sprawują rządy w instytucjach unijnych… 

 – Nasza historia, trwanie i idee „Solidarności” od 1980 roku, nauczyły nas obserwacji i wyciągania wniosków. Ideologia uderzająca w tradycyjny system wartości, w fundamenty państw narodowych, byłaby niczym, bez zasilenia jej strumieniem pieniędzy. To inwestycja, by zarobić gigantyczne pieniądze na procesach ubranych m.in. w klimatyzm, w „Zielony Ład”, który postulują „elity”. Zaangażowane zostały w to tak gigantyczne środki finansowe, że nie sposób z tego procesu się wycofać. Ośrodki decyzyjne, czyli wielka finansjera i korporacje, pod które podłączają się biznesmeni, potrafią korumpować polityków, łudzić perspektywą fortun, a ci rewanżują się otwierając rynki, drenując nasze kieszenie. Bez dobrej, na poziomie, edukacji, dajemy się uwieść, złapać na chwytliwe hasła.

„Solidarność” ma pilnować, by Polska i demokracja przetrwały zmiany władzy i światowe trendy?

– „Solidarność” ma zadbać, by nie spełniła się myśl filozoficzna Georga Hegla, że „z historii narodów możemy się nauczyć tego, że narody niczego nie nauczyły się z historii”. Nasza historia obfituje w porażające zakręty. Przyjdzie otrzeźwienie, może nawet niebawem, oby nie zbyt późno. Byśmy tylko nie musieli płacić ceny za to, że dla części naszego społeczeństwa wystarczy urok grilla z piwkiem, tydzień egzotycznych wczasów i ciepło zimą w kaloryferze.  

Rozmawiał Artur S. Górski

Tekst ukazał się w styczniowym „Magazyne Solidarność”

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej