Krzysztof Dośla: Narodziny nowej Ukrainy w ogniu wojny

Z Krzysztofem Doślą, przewodniczącym Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” rozmawia Artur S. Górski  

–  NSZZ „Solidarność” poprzez zorganizowanie punktu recepcyjnego dla kobiet i dzieci w swojej siedzibie w Gdańsku, gdzie uchodźcy mogą pozostać trzy pierwsze u nas dni i pomoc humanitarną związkowych struktur,  pokazuje solidarność z ofiarami agresji rosyjskiej na Ukrainę. Czy to gest, czy szansa na trwałą poprawę wzajemnych relacji, na przezwyciężenie ciążących na tych relacjach dramatów z przeszłości?

– Paradoksalnie przy tragedii wojny pojawiła się szansa zbudowania i przepracowania na nowo stosunków z sąsiadem. Narodowy zryw  w wojnie obronnej staje się fundamentem nowoczesnej, prozachodniej Ukrainy. Mam nadzieję, że po stu latach, często wrogich relacji i aktów nieprzyjaznych, choć i tych dobrych do 2022 roku sporo było, następuje szerokie otwarcie się na siebie. Ukraińcy szerzej i dokładniej widzą jakim naprawdę jest polskie społeczeństwo. My mamy szansę lepiej poznać Ukraińców, którzy są Słowianami, są chrześcijanami. Jest to spojrzenie na siebie przez pryzmat pomocy i wsparcia oraz ludzkich dramatów. Ale i pracy. Kilkanaście lat przed 24 lutym 2022 roku, Ukraińcy pojawili się na naszym rynku pracy i zdobyli dobre recenzje. Okazali się sumiennymi pracownikami i dobrymi kolegami. Można codziennie współpracować i żyć razem. Budujemy nową płaszczyznę rozumienia się nawzajem.

Nie zapominając historycznych dramatów, walki o Lwów w 1919 roku, okrucieństwa rzezi naszych rodaków na Wołyniu i Podolu. Czas na „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”, czy jeszcze trzeba dobrej woli?

– Nie jestem naiwny. Będą brzmiały mocniej lub słabiej glosy i wspomnienia czarnych kart ze wspólnej historii. Historie niedomknięte, nieprzepracowane czekają na naukowców, na skrupulatnych badaczy, a ofiary na godne upamiętnienie. Polska międzywojenna nie potrafiła właściwie rozwiązać tematu ukraińskiego. Z tej drugiej strony też brakowało dobrej woli. Dzisiaj musimy, powinniśmy, spojrzeć na Ukraińców jako na tych, którzy stawiają twardy, bohaterski opór brutalnej inwazji na swoją ojczyznę. Jest w tym gra mocarstw, ale oni walczą i giną w pewnym sensie za nas, za wartości, które są dla nas wspólne, czyli za wolność, za prawa obywatelskie, za miłość do niepodległej ojczyzny.   

Interesy nasze nie są w wielu punktach jednakowe. Ukraina stawiała na Niemcy, we Lwowie ogłoszono jesienią ubiegłego roku rok 2022 rokiem Stepana Bandery, były próby blokowania transportu z Polski, gorszące spory o cmentarz Orląt Lwowskich, ustawianie płyt z paździerzy po to, by zasłonić figury lwów trzymających tarcze z   napisami „Zawsze wierny” i „Tobie Polsko”…

– To, jak myślę, będzie smutna i wstydliwa przeszłość. Najwyższe władze, prezydent Ukrainy, powiedział, że oni już widzą kto jest kim, poznali prawdziwych przyjaciół. Jest szansa na zbudowanie nowoczesnego społeczeństwa. Pobudza ją nadzwyczajna dzielność Ukraińców w obliczu agresji. Za nimi jest trudna droga. Ich państwo nie miało szans w 1920 roku, gdyż Ukraina przybita była wojną światową i wojną domową. Nasze koncepcje federacyjne szybko zakończyły się fiaskiem. Ukraina sowiecka przeszła wielki głód w latach 30. Ukraińcy ocaleli tam, gdzie była II Rzeczpospolita. Chcąc po 1991 roku zbudować poczucie historyczne państwa i tożsamości odwołali się do tradycji powstań kozackich i niestety – do nacjonalizmu.

Uszytego przez Banderę i jego ludzi z OUN i dominującego na emigracji. Bardziej to było tworzywem niż wiersze ukraińskich poetów?

– Odwołali się do liderów tożsamościowych, którzy byli pod ręką. Dla nas kojarzyli się tragicznie. Ukraińcy budowali swoją historię. Czy to przewartościują, nie wiem. Nie możemy ich zmusić by kierowali się polskim punktem widzenia. Patrzyliśmy na sąsiada ze wschodu przez dym historii, wydarzeń z ostatniej wojny. Władze Ukrainy uniemożliwiały ekshumacje, rzetelne zbadanie i upamiętnienie polskich ofiar. My zaś, na poziomie elit politycznych, nie doceniliśmy Ukraińców. Zabrakło głębszej refleksji. Cieniem i wyznacznikiem były wydarzenia z lat 1943-47 oraz spojrzenie na ten wielki kraj, jako na jedno z postsowieckich państw. Właściwie siebie nie znaliśmy.

Od kilku lat na Ukrainie zaczęła dominować orientacja unijna, zachodnia…

– Myślę, że ona była tam obecna od przynajmniej 2004 roku. Wydarzenia z ostatnich tygodni, tak tragiczne i groźne, dają impuls do budowy nowej jakości we wzajemnych relacjach. Czy będą braterskie, tego jeszcze nie wiem. Teraz są emocje i jest wielka szansa. Podaliśmy dłoń. Ukraińcy ją podjęli. Są wdzięczni za pomoc. Co dalej – czas pokaże. Wiele zależy nie tyle od sytuacji frontowych, być może przyjdzie wyciszenie, ale od tego, czy będziemy odporni na rozmaite próby dzielenia, jątrzenia, podpuszczania.  

Pobrzmiewa nadzieja, że Ukraińcy to naród mający wspólne z nami wartości, oparty na wartościach demokracji i współpracy, z nowymi bohaterami?  Z nowoczesnym państwem, już nie jako konglomerat interesów oligarchów, dla których prezydent był co najwyżej notariuszem?

– Dzień 24 lutego 2022 roku stał się datą graniczną. Następuje sprawdzian. Obyśmy my nigdy nie musieli takiego zdawać. Co do państwa, to przypomnę, że dzisiejszą, niepodległą Ukrainę tworzyli różni ludzie, także ci postsowieccy. 70 lat bolszewizmu odcisnęło piętno. Tragedia wojny też. Jako marynarz wpływałem do Mariupola, dziś tak tragicznie doświadczanego. Był początek lat 90. Pilot naszego statku, ale pod maltańską banderą, opowiedział nam, że jest w jednej czwartej Polakiem, po dziadku i babci i podobnie – Rosjaninem. Został po 1991 roku od razu, bez problemów, obywatelem ukraińskim, ale jego żona, Ukrainka, jako, że była urodzona w Petersburgu, w ówczesnym Leningradzie, obywatelstwa jeszcze nie otrzymała. Społeczeństwo ukraińskie ma wiele rodowodów. Poczynając od Kozaków zaporoskich. Wschodnia Ukraina jest i była rosyjskojęzyczna. Dziś, oprócz Donbasu i Ługańska, odrzuca rosyjską dominację. Zachodnia ma doświadczenie polskie, węgierskie, rumuńskie. To wieli kraj, spichlerz Europy.

Dynamika zmian jest wielka, szczególnie w obliczu wojny?

– W 2013 i 2014 roku znaczna części obywateli Ukrainy, z Donbasu, z Doniecka, z Ługańska, a także z Odessy i z Naddniestrza, nie identyfikowała się z niepodległą Ukrainą. Okazało się, że sentymenty i wybory kieruje ku Rosji. W obliczu wojny doszło do pewnego zjednoczenia postaw, ale nie tych separatystycznych. Wojna wywołała wzrost sympatii prozachodnich. Nie wiem, czy to zostanie wykorzystane, czy Ukraińcy nie poczują się zawiedzeni, ale na pewno otwiera się możliwość zbudowania państwa nowoczesnego, w oparciu o orientację prozachodnią. To ważne, gdyż wpływy Rosji były tam od dawna.

Od ugody perejasławskiej w XVII wieku między hetmanatem Kozaków i Bohdanem Chmielnickim a Wasylem Buturlinem, wysłannikiem cara, na mocy której Ukraina została poddana władzy caratu… 

– Wojsko i służby Rosji robiły wszystko, by utrzymać wpływy, by Moskwa panowała nad Kijowem. Obsadzała stanowiska i liderów religijnych. Rozpad ZSRS dał im niepodległą Ukrainę. Nie na długo, bo Moskwa zwróciła uwagę na sąsiada, by wpływy odzyskać i go sobie podporządkować. Mimo to Ukraina trwa. Przeszła przez „Pomarańczową rewolucję” z 2004 roku. Na przełomie 2013 i 2014 roku wybuchły krwawe rozruchy w Kijowie, w Odessie, w Doniecku. To jest kraj powstający z kolejnych  przełomów. Wstrząsem była aneksja Krymu. Przeszła bardzo łagodnie. Od tego czasu na Ukrainie wiele się zmieniło. W 2014 roku, tak jak i w 2022 roku „Solidarność” nie stała z boku. Podejmowaliśmy, także tu, w Gdańsku, szereg akcji solidarności z Ukraińcami.

Mamy na wschodzie wojnę w pełnej nieomal skali więc i zakres pomocy jest większy?

– Od wybuchu wojny uruchomiliśmy pomoc humanitarną. Nasze ośrodki turystyczne, którymi administrujemy w Spale i w Jarnołtówku, przekazaliśmy na miejsca dla uchodźców. Przebywa w nich 500 uciekinierów przed grozą wojny. To dzieci z domu dziecka oraz matki z dziećmi. Już szóstego dnia od wybuchu wojny przybyły do ośrodka w Spale dzieci z domu dziecka wraz z opiekunami. Związek uruchomił dodatkowe wsparcie finansowe. Współpracujemy intensywnie z Caritas. Włączyły się w pomoc struktury branżowe, poszczególne regiony „Solidarności”, związkowi emeryci. Wielu członków związku jest wolontariuszami oraz przyjęło do swoich mieszkań rodziny z Ukrainy. 

Rząd i parlament uruchomili system zasiłków, w tym w ramach 500 plus, dla tych  którzy przekroczyli granicę ukraińsko-polską.

– Zauważyłem, że te osoby nie pytają nas o zasiłki. Pytają o pracę, o możliwość pracy i o pomoc w zatrudnieniu. Trudniej jest na rynku pracy kobietom. Temat przepracujemy z wojewodą, z urzędami pracy, w radzie dialogu.  

– To ważne, ale ważniejsze jest, że z państwa oligarchów, wojna obronna tworzy fundament wspólnoty, opartej na legendzie o przelanej krwi…

– Jest proza życia codziennego i jest historia o bohaterstwie, sprawdzeniu kto jest kim. My mamy naszych bohaterów. Będą i nowi bohaterowie Ukrainy. Oni już są, pojawią się kolejni. To m.in. pracownicy polskich stoczni, fabryk, sklepów, kierowcy, którzy potrafili zostawić bezpieczne miejsce i ruszyć do swego kraju, by bronić domów, bronić ojczyzny. Jednego dnia przez granicę wracało 10 tysięcy mężczyzn. Nowi bohaterowie to bracia Kliczko, obok tych co pracowali u nas na budowach, w stoczniach. To ukraińskie wojsko, rząd i prezydent Zełeński, sprawujący urząd nad podziw, nawet zaskakująco, godnie. Nowa Ukraina to nie ludzie sowieccy i nie nacjonaliści. Przez osiem lat nasi sąsiedzi zbudowali nowoczesną armię, o wysokim morale. Bronia się już 35 dni. Bez wsparcia mieszkańców, zwykłych ludzi, nie walczyli by tak długo. Nawet jeśli bataliony ochotnicze ktoś wyposażył, zasponsorował, dziś to jest wartościowe wojsko. Ile by trzeba było im płacić za życie? Idea wolności ceny nie ma.

– Wojna to nie romantyzm, nie rzewna piosenka.

– Czasami i ona się przydaje. Tak, to jest przede wszystkim dramat ludności. Do Gdańska docierają kobiety mające za sobą trasę 1500 kilometrów. Zostaną, bo w im miastach trwa wojna. Obrazy przerażają. Mariupol, Charków, Chersoń, wielkie, ludne miasta, liczące przed wojna od 300 tysięcy do ponad miliona mieszańców czyli, jak Gdynia, jak Łódź, przypominają po bombardowaniach zdjęcia polskich miast i miasteczek z 1939 roku, Gdańska i Warszawy z 1944 i 1945 roku. Siła woli, patriotyzm pozwalały nam wytrwać. Czego i Ukrainie z całego serca życzę.

(tekst za: Gazeta Gdańska/Wybrzeze24.pl z 31 marca 2022 r.)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej