Gdyby tylko słuchali tego, co mówili bracia Kaczyńscy… 

Za naiwność i zaślepienie zachodnich państw, które swoją polityką umożliwiły budowę imperium zła na Wschodzie, dziś płaci nie tylko Ukraina. I pocieszeniem nie jest fakt, że teraz wszyscy przyznają rację Polsce, a właściwie części polskich polityków, bo przecież był czas, gdy niektórzy mówili, że Putin „to nasz człowiek w Moskwie”.

© Wojciech Korkuć

– Dziś jest absolutnie jasne, że Moskwa odrzuca dialog i współpracę, ale gdy Putin dochodził do władzy 20 lat temu, nie było to takie oczywiste. Być może uświadomienie sobie tego zajęło nam zbyt dużo czasu, a Polacy lepiej rozpoznali sedno rosyjskiej polityki 

– mówił w szóstym dniu najazdu Rosji na Ukrainę ambasador Niemiec w Polsce Arndt Freytag von Loringhoven. Rzeczywiście, nikt lepiej nie doświadczył rosyjskiej polityki na własnej skórze niż Polacy. Dlatego traktowanie Rosji jako kraju respektującego i szanującego drugą stronę jest objawem naiwności i niedojrzałości politycznej. Dziś w Polsce gdzieś pochowali się ci, którzy traktowali Putina jako męża stanu, z którym warto rozmawiać.

Przypomnijmy kilka faktów i cytatów z przeszłości.

1 lutego 2008 roku zjednodniową wizytą w Moskwieprzebywał ówczesny premier Donald Tusk. Atmosfera rozmów ponoć była tak owocna, że rosyjski serwis internetowy gazeta.ru napisał o liderze PO: „Nasz człowiek w Warszawie”. Komentując te słowa, Donald Tusk powiedział, że równie dobrze można by powiedzieć o Władimirze Putinie: „Nasz człowiek w Moskwie”.

W tym samym roku, w sierpniu, Putin najechał na Gruzję. 12 sierpnia, podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej, po kolejnym bombardowaniu przez Rosjan miasta Gori, do Tbilisi przybył prezydent Lech Kaczyński. Sprzeciwił się on w ten sposób rosyjskiej agresji, a jego przemówienie okazało się prorocze dla późniejszych losów wschodniej części Europy.

– Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę

– przestrzegał Lech Kaczyński na wiecu w stolicy Gruzji. Słowa polskiego prezydenta dziś brzmią proroczo. Podobnie, jak obecna wojna w Ukrainie, ta gruzińska została wywołana pod pretekstem obrony przez Rosję separatystycznych republik – Abchazji i Osetii Południowej. Zdaniem części gruzińskich polityków i komentatorów przylot Lecha Kaczyńskiego i jego przyjaciół do Gruzji można traktować jak „rozpostarcie parasola ochronnego nad krajem zaatakowanym przez Rosję”. Delegacja,  na czele której stał polski prezydent, leciała na pokładzie samolotu, który kilka miesięcy wcześniej był serwisowany przez… Rosjan. Nie będę przypominać, co robili i mówili przedstawiciele ówczesnego rządu PO-PSL, którzy ręczyli, że Rosjanie robią wszystko, by wyjaśnić przyczyny katastrofy.

29 września 2010 roku brat poległego pod Smoleńskiem prezydenta, Jarosław Kaczyński, napisał artykuł, który trafił w wersji angielskiej do eurodeputowanych i ambasadorów akredytowanych w Polsce. Prezes PiS ostrzegał w nim m.in., że Rosja systematycznie odbudowuje swoją strefę wpływów, jednocześnie oceniając, że maleje zaangażowanie USA w Europie.

– Nie doszło do instalacji elementów projektu tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Za to pojawia się coraz więcej sygnałów, że maleje zaangażowanie Ameryki w Europie. To źle dla obu stron. Niestety, sytuacja ta ma miejsce, podczas gdy neoimperialna polityka zagraniczna Moskwy nie budzi kontrreakcji ze strony największych politycznych rozgrywających w Europie i Ameryce. Zacieśnianie bilateralnej współpracy największych państw europejskich z Rosją, podyktowane względami ekonomicznymi, niesie ze sobą poważne konsekwencje polityczne i zmniejsza znaczenie Unii Europejskiej. (…) Należy respektować interesy nie tylko największych, ale też średnich i małych państw. Należy wrócić do standardów i obyczajów, które były dla wielu ludzi i narodów podstawą wiary w lepszy świat. Należy odkurzyć drogowskazy wartości w polityce międzynarodowej

– napisał wówczas Jarosław Kaczyński.

Artykuł prezesa PiS wywołał burzę wśród członków ówczesnego rządu PO–PSL, a także w mediach mu sprzyjających. Jarosława Kaczyńśkiego oskarżono o rusofobię i sugerowano, że powinien ten artykuł jak najszybciej wycofać.

Gdy Kaczyński ostrzegał przed Rosją, Donald Tusk nie widział przeszkód, aby brać pod uwagę sprzedaż Lotosu Rosjanom. Tak mówił 28 marca 2011 roku premier Donald Tusk:

– Nie ma żadnej ideologicznej przesłanki, by mówić kategorycznie „nie” inwestorom z jakiegokolwiek kraju, także z Rosji. Nasi sąsiedzi są również od tego, abyśmy robili z nimi wspólne interesy.

Na szczęście do tego nie doszło. Pomyślmy, co by było, gdyby druga co do wielkości polska firma paliwowa była dziś w rękach Rosjan, czyli Putina.

Faktów i cytatów pokazujących przykłady, która strona sceny politycznej ostrzegała przed Rosją, a która przybijała sobie piątki z satrapą Putinem, jest dużo. Dziś cała Europa i wolny świat mówią „głosem Polaków”, a raczej części Polaków. Dawni zwolennicy Putina się pochowali, ale nie zaprzestali wrogiego dla Polski działania.

Dziś, gdy państwo polskie w bezprecedensowy sposób pomaga walczącej Ukrainie, nie szczędząc środków finansowych, przyjrzyjmy się, co robi Europejska Partia Ludowa, której przewodniczy Donald Tusk. Otóż – wraz z lewicą – wzywa Komisję Europejską „do podjęcia pilnych działań oraz do natychmiastowego i retrospektywnego zastosowania mechanizmu warunkowości praworządności”. W dokumencie, który ujawniony został przez europosła PiS Patryka Jakiego, czytamy:

Komisja wypełnia swoje obowiązki strażnika traktatów i niezwłocznie powinna zareagować na trwające w niektórych krajach naruszenia zasad praworządności, które powodują poważne zagrożenie dla interesów finansowych UE w związku ze sprawiedliwą, legalną i bezstronną dystrybucją funduszy UE.

W skrócie oznacza to, że nie należy dawać obecnemu rządowi żadnych funduszy.

Patryk Jaki w swoim komentarzu na Twitterze zwrócił się do Tuska:

Jak pan może wbijać nóż w plecy, kiedy Polska tyle zasobów angażuje w pomoc Ukrainie?.

Małgorzata Kuźma

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej