Czesław Nowak: Funkcji prezydenta miasta powierzonej przez mieszkańców nie wypada wykorzystywać dla działań na rzecz swojej grupy

Rozmowa z Czesławem Nowakiem, prezesem Stowarzyszenia Godność, portowcem, działaczem NSZZ „S”, więźniem politycznym w PRL, byłym posłem (1989-93) i radnym Gdańska (1998-2006)

Rozmawia Artur S. Górski

– W reportażu „Eine Strassenbahn namens Danzig. Die PiS-Kampagne gegen Gdansk”, wyemitowanym na antenie Deutschlandfunk, autorstwa byłej dziennikarki Radia Gdańsk Małgorzaty Żerwe i Davida Zane Mairowitza, wybrzmiały wątki z najnowszej historii. Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, oceniając, że jest zagrożenie dla demokratycznego państwa prawnego i jest erozja praw obywatelskich dla porównania użyła dyktatury narodowosocjalistycznej w III Rzeszy. Czy nasze prawa obywatelskie są zagrożone i zmierzamy ku dyktaturze?

– Pani Aleksandra Dulkiewicz, tak twierdząc, sięgając po porównania z hitlerowskim państwem, pokazuje, że jest osobą niedouczoną. Nie skorzystała z okazji i nie przyszła na wernisaż wystawy „Polacy w Wolnym Mieście Gdańsku” przy Muzeum II Wojny Światowej, pokazującej losy Polaków Wolnego Miasta Gdańska. Mogłaby zobaczyć dokumentację szykan i prześladowań Polaków przed II wojną światową w Gdańsku. Od 1 września 1939 roku rozpoczęło się unicestwianie polskiego życia, straceni zostali po haniebnym procesie gdańscy pocztowcy, do obozów koncentracyjnych trafili ludzie polskiej kultury, księża, sportowcy, rzemieślnicy. Zapełniły się więzienia, elita Pomorza wymordowana została w Piaśnicy, w Szpęgawsku. Wielu Polaków Wolnego Miasta Gdańska zapłaciło życiem, za to, że byli Polakami i o polskość się upominali. Taka jest historia, nasza historia, którą trzeba znać.  

– Wystawa będzie prezentowana przez kilka miesięcy, może pani prezydent skorzysta…

– Gdyby prezydent Dulkiewicz obejrzała wystawę i zobaczyła historię utrwaloną na zdjęciach wiedziałaby, że powinna milczeć a wypowiadać osądy, porównując   demokratycznie wybrane władze Polski do totalitarnej III Rzeszy. Zwykły człowiek nad losem rodaków zapłacze. Tymczasem mamy tendencje w literaturze, w nazewnictwie, w wypowiedziach oficjeli, do wybielania Niemców gdańskich, do zrównywania win i odpowiedzialności. Oni zasługują na jasną, twardą ocenę. Gdańsk w latach 30 XX wieku był miastem przesiąkniętym narodowym socjalizmem. Jednym z najbardziej prohitlerowskich miast, mimo, że nie był w Niemczech. W 1933 roku NSDAP zdobyła większość w parlamencie Wolnego Miasta  Gdańska (NSDAP w Volkstagu zdobywała 38 z 72 mandatów – dop. red.).

– W 1935 roku narodowi socjaliści otrzymali 140 tysięcy głosów i zdecydowaną większość w Volkstagu, przy 9 tysiącach głosów oddanych na komitety polskie i 85 tysiącach na pozostałe partie. Faktyczną władzę miał Bawarczyk Albert Forster, od 1930 roku partyjny lider, gauleiter NSDAP w Gdańsku…

– To on był odpowiedzialny za zbrodnie hitlerowskie na narodzie polskim, w tym za   obóz koncentracyjny Stutthof. Jak można porównywać tamten czas z jakimś odkrajaniem wolności po plasterku, z naszymi wyborami? Jednak widać można. Żal, że robi to prezydent Gdańska, dowożona limuzyną do miejsca pracy, mająca wszelkie możliwości działania, nawet daleko poza swoimi samorządowymi kompetencjami.

– „Eine Strassenbahn namens Danzig” ma polityczne przeslanie, którego nie kryją  autorzy, w podtytule jest „Die PiS-Kampagne gegen Gdansk”…

– W tym upominaniu się o zagrożoną jakoby wolność, zrealizowane zostało polityczne zapotrzebowanie klasy politycznej nieprzychylnej Polsce, która dbałość o nasze wartości chce ubrać  w faszyzm. Reportaż został zrealizowany w atmosferze ataku na rząd w Warszawie i na Polskę za jakoby łamanie praworządności. Zachód zaś ma własne problemy z gospodarka, z gangami imigrantów, z terrorem, z dyktatem poprawności.

 – Rozumowanie jest proste: NSDAP doszła do władzy w warunkach demokratycznych Republiki Weimarskiej, a następnie wolność odbierała Niemcom stopniowo. Zjednoczona Prawica dokonuje zawłaszczania sądów, łamiąc praworządność, uprawiając propagandę…

– Czy my w Polsce jesteśmy świadkami terroru, zamachów, procesów politycznych? Jeśli już to w ich wyniku skazywani są ludzie tacy jak Natalia Nitek-Płażyńska czy Anna Kołakowska. Przypomnę, że Niemcy urzeczeni Adolfem Hitlerem, jego diabelską siłą przyciągania oraz ideologią z pogańskimi obrzędami, poparli zdecydowanie NSDAP (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei w 1932 miała 37 proc. poparcia i stała się największą partią w Reichstagu. 30 stycznia 1933 r. Paul von Hindenburg desygnował Adolfa Hitlera na kanclerza, w marcu 1933 r. NSDAP otrzymała 44 proc. Głosów, Reichstag uchwalił ustawę o wydawaniu rozporzadzeń z mocą ustaw – dop. red.). Hitler nie krył swych poglądów. Bojówki SA panoszyły się na ulicach. Dochodziło do walk ulicznych. Niemcy w swej większości nie protestowali. Przeciwnie, widzieli w nim wodza.  

– Narodowi socjaliści nie kroili wolności jak „salami”, potrzebowali na uchwycenie pełni władzy dwóch miesięcy i jednej ustawy…

– Byli napastliwi i energiczni. Od lat 30 panował terror, a od 1939 roku mordy i grabież polskiego majątku. Dlatego, że Niemcy dali Hitlerowi, Forsterowi i innym zbrodniarzom, władzę nieograniczoną. Jeśli ktoś dostrzega analogie między totalitaryzmem a 6 latami rządów PiS i koalicjantów, gdy każdy mówi co chce, mądrze czy głupio, to daje dowód złej woli. Gdzie to okrawanie wolności się odbywa. Czyżby gdański urząd był ostatnia enklawą wolności? Nie żartujmy. Niech się pani prezydent poduczy, a nie opowiada w niemieckim radiu, że jej mama płacze po nocach, bo jest jej gorzej niż „za komuny”, bo PiS atakuje Europejskie Centrum Solidarności, a nawet tramwaj, że ustawy przepycha. Jeśli dość łagodnie zwraca się jej uwagę to pisze o błędzie w interpretacji i mówi, że woli zajmować się sprawami miasta. To niechaj się miastem zajmuje rzeczywiście.  

– Wspierają panią prezydent pisarz Stefan Chwin, dyrektor ECS Basil Kerski, historyk i slawista Peter Loew, wicedyrektor Niemieckiego Instytutu Kultury Polskiej w Darmstadt. W reportażu Deutschlandfunk Aleksandra Dulkiewicz powołuje się na opozycyjną przeszłość mamy… 

– Mają widać swoje powodowy i takie przekonania. Przeprowadzone porównanie do sytuacji w Niemczech lat 30 jest absurdalne. Niemcy z własną, haniebną przeszłością starali się uporać. Zerwali z nią.  Co do mamy pani prezydent, to nie zetknąłem się z nią, ani z jej działalnością, w stanie wojennym, ani wcześniej. Czegóż się ona dzisiaj boi? Dlaczego płacze? Czy ktokolwiek zagraża mamie Aleksandry Dulkiewicz? Podpieranie się mamą dla uwiarygodnienia krzywdzących obraz Polski narracji, wykorzystywanie mamy, budzi niesmak.

– Izabela Dulkiewicz w PRL, wraz z mężem, wspierali opozycję demokratyczną, działali w Ruchu Młodej Polski…

– Tym większe jest zobowiązanie pani Aleksandry. Ona do polityki trafiła późno. Nieco przez przypadek, najpierw do kancelarii Pawła Adamowicza. Była jego asystentką. Tym bardziej niepokoi jej narracja. Rozważaliśmy więc prawne warunki ogłoszenia referendum o odwołanie prezydent Gdańska. Konieczna jest granica między pracą na rzecz gdańszczan i Gdańska, do której została wybrana i za którą otrzymuje wynagrodzenie a prowadzeniem polityki krajowej, a nawet międzynarodowej. Do czego ona nie ma przygotowania. Mam nadzieję, że nie maskuje politycznym zaangażowaniem nieprzygotowania do rządzenia skomplikowanym organizmem miasta. Gdyby jednak tak było należy  rozważyć działania naprawcze, być może referendum, by w ostateczności sięgnąć po zarząd komisaryczny.

To bron atomowa, przez trzydzieści lat były dwa przypadki zastosowanego zarządu komisarycznego. Kto miałby namawiać i robić referendum? Jeden cukiernik, „Godność” i kibice? 

–Dalibyśmy pewnie radę.

 – Czy w Gdańsku rządzą politycy, którzy mają proniemieckie sympatie?

Mają owe sympatie i hołdują mitom Wolnego Miasta, w którym wolności nie było, a był terror.

– Opozycja w Radzie Miasta nie podnosi szczególnie mocno tematu owych sympatii?  

– Koledzy z PiS się zasiedziali w swoich ławkach. Nie wykorzystują możliwości, np. kontrolnych i interpelacji. Nie zgłaszając autorskich pomysłów nie można przekroczyć progu poparcia nie dającego realnego wpływu. Nie ma pomysłów. Nie ma rozliczania. Chociażby dlaczego nie jest budowane drugie pasmo od Obrońców Wybrzeża do Alei Hallera. Jest tunel pod Martwą Wisłę, ale jest i permanentny korek. Prezydent tego nie widzi? Radni problemu nie cisną. Władze Gdańska administrują miastem na poziomie minimum, wszczynając puste spory z rządem. Uprawiają politykę międzynarodową, zaniedbując obowiązki,  jakość komunikacji, godziwe ceny za ogrzewanie i opłaty, rozwiązywanie problemów parkowania, nie tylko drenując kieszenie. 

A Czesław Nowak tylko by stawiał pomniki, pisał oświadczenia i upominał się o rozliczenia?

– Owszem, upamiętnienie żołnierzy z Westerplatte miałem za punk honoru od kiedy służyłem w WOP, w latach 50. Upominaliśmy się o godne miejsce ich pochówku, o krzyż nad żołnierskimi mogiłami, o przesunięcie czołgu T-34, o upamiętnieni papieskiej pielgrzymki. Nie robiło tego miasto i nie robiło państwo. W uporządkowanym m.in. naszymi staraniami parku im. Prezydenta Reagana stanął pomnik Jana Pawła II i Ronalda Reagana. Ich misterny plan, oparty na moralności, na walce z „imperium zła”, doprowadził do   zawalenia się bolszewizmu. Jako radny robiłem wiele by park był atrakcyjny, by mieszkańcy i turyści mieli gdzie spędzać czas. Proponowałem na gdańskim molo, poprzez jego wydłużenie, zbudowanie mariny i przystani dla statków wycieczkowych. I nic. Wystąpiliśmy do Zarządu Morskiego Portu Gdańsk by przy Kapitanacie Portu stanął pomnik-symbol żony i matki marynarza, czyli kobiety z dwójką dzieci, czekających na powrót z morza męża i ojca. I nic. 

Pomniki bywają atrakcjami turystycznymi…

– Aż się prosi o zrealizowanie pomysłu w porcie. „Godność” obserwuje rozwój wypadków, piszemy oświadczenia. Ale i pytamy co z tego wynika. Szargane są symbole religijne. Podważana jest polska historia w Gdańska. Czerwoną farbą oblano pomnik Jana Pawła II i prezydenta Reagana. Oprócz naszych, nie było głosów protestu, nie zaprotestowali przedstawiciele Kościoła. Jest prowadzona ofensywa, różnie ją nazwać można – umownie – LGBT, czy liberalizmu a z naszej strony jest oddawanie pola. Nie mówię tylko o dziwacznych, obrazoburczych paradach, którym niemal nikt się nie przeciwstawia.

Przykład?

– Proszę bardzo. Stanął u wejścia na deptak, na plażę, w dziwnej pozie dziwaczny grubasek, nazwany „Powiew Wolności”. Stoi tak kilka lat. Nikt go nie tknął. Jest. Mimo, że estetyka tworu jest wątpliwa.

– Budzi zastanowienie czy prężący się malowniczo grubasek to dziecko, czy już dorosły…

– Symbolika nie wiadomo czego. Tymczasem kilka razy zaatakowano pobliski pomnik papieża i Regana. Ale według władz Gdańska jest dyktatura. Na to nakłada się patronat miejski nad tęczowymi paradami, profanującymi sakramenty, nad aktami wandalizmu estetycznego, kulturowego, ideologicznego. Przecież to jest pomieszanie wartości. Kompletne.  Łatwo jest żyć lokalnej władzy, gdy opozycja i administracja rządowa w terenie jest niemrawa.  Przecinanie wstęg, wręczanie nagród to za mało. Z kolei samorządowcy, jeśli chcą uprawiać politykę, „bronić demokracji”, czyli bronić panów senator Gawłowskiego i Sławomira Nowaka, niech robią to na swój polityczny, a nie miejski rachunek.  Funkcji powierzonej przez mieszkańców nie wypada wykorzystywać dla politycznych działań na rzecz swojej grupy, wciągając w ten proceder nieżyczących sobie tego mieszkańców.    

(Rozmowa ukazała się w Gazecie Gdańskiej 8 października br.)

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej