Czy pracodawcy naprawdę chcą dialogu?

Jak zwykle w pierwszym kwartale różne pisma publikują rankingi najbogatszych Polaków. W tym roku, żeby się załapać do setki, trzeba było dysponować majątkiem o wartości około 240 mln zł. Ale co ważniejsze – potwierdził się po raz kolejny ogólnoświatowy trend, że bogaci są coraz bogatsi i to mimo kryzysu.

Podobnie dzieje się w firmach – około 80 procent polskich firm generuje pokaźne zyski netto, które sumarycznie w ubiegłym roku zbliżyły się do 200 miliardów złotych (!) Można powiedzieć za Henryką Bochniarz – to dobrze, bo inaczej większe byłoby bezrobocie. Pewnie pani prezydent Lewiatana ma rację, choć ja wolałbym, żeby częścią tego zysku podzielili się z pracownikami, którzy z kolei zapewne nie wyjadą za to na Kanary, tylko zwiększą swoją konsumpcję – mówiąc nowoczesnym językiem – na tzw. rynku wewnętrznym. Wolałbym też, żeby więcej owego zysku netto trafiło na rodzime inwestycje – w technologie i sprzęt, który pozwoliłby lepiej wynagradzanym pracownikom pracować wydajniej ku obopólnemu zadowoleniu.

Tymczasem jest jak jest – dalej konkurujemy tanią siłą roboczą, a wszelkie dyskusje „niezależni eksperci” ucinają w zarodku – nie stać nas, jesteśmy na dorobku itp., itd. Tymczasem wspomniana już pani prezydent Lewiatana Henryka Bochniarz w obszernym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” odkrywa jeszcze kilka innych kart. Potwierdza naszą opinię o organizacjach pracodawców, które przede wszystkim są organizacjami lobbującymi za korzystnymi dla określonej grupy rozwiązaniami prawnymi. Nie ma w tym wywiadzie ani słowa o ponadzakładowych układach zbiorowych czy skutecznym dialogu na szczeblu ponadzakładowym. Jest za to obraz rynku pracy, na którym umowa o pracę jest czymś głęboko anachronicznym i mało nowoczesnym. Zresztą mówi o tym sam tytuł – ETATÓW NIE BĘDZIE. Podatki są za wysokie, zdrowie to towar rynkowy, a umowy śmieciowe to wymysł. Na koniec jest wprawdzie trochę marchewki – związki zawodowe nie są takie złe, jak się o nich mówi, a Lewiatan zasadniczo jest przeciw wyzyskowi.

Nie pomagają wysiłki – trzeba to przyznać – redaktora, który podsuwa liczby – a to, że nakłady na naszą służbę zdrowia są na poziomie europejskiego dna, a to, że podatki mamy niemal najniższe, a to wreszcie, że o kilka długości pod względem liczby umów śmieciowych bijemy liberalną wszak Wielką Brytanię. Pop swoje, chłop swoje. Kwintesencją jest stwierdzenie p. prezydent, że to pracodawcy wytwarzają 75 procent polskiego PKB.

Chciałoby się zapytać, czy u tych pracodawców pracują duchy, czy żywi ludzie? Niestety, nie buduje to atmosfery dialogu. Odwrotnie – dzieli, a nie łączy. Wskazują na to także inne liczby – oto w ankiecie przeprowadzonej wśród pracodawców, na jaką płacę zasługują zatrudniani pracownicy, średnio otrzymujemy 1600 zł netto. Taka płaca zdaniem pracodawców powinna być sprawiedliwa i godna. Chciałoby się rzec – dopóki polscy pracodawcy nie zrozumieją, że per saldo opłaca się wciąganie pracowników w sferę zarządzania, inwestowanie w ludzi, dialog i transparentność w podejmowaniu decyzji, dopóty za Europą będziemy się czołgali, a nie biegli.

Nie zazdroszczę bogatym bogactwa. Podziwiam biznesmenów i bizneswomen, którzy z niczego potrafią zrobić coś. Szczególnie, jeśli robią to tu, w Polsce, i tu płacą podatki. Ale musimy zrozumieć, że robimy to razem – każdy na swoim miejscu – politycy podejmujący decyzję pro publico bono, pracodawcy dbający o swój zysk, ale nie kosztem wyzysku innych, i pracownicy – którzy uczciwie pracują i uczciwie zarabiają. Dziś świat idzie w złym kierunku – niewielu posiada bardzo dużo. To zawsze w historii zwiastowało zagrożenia i z tego owe zagrożenia, frustracje, wojny i rewolucje się rodziły.

Jacek Rybicki

[dkpdf-button]
Strona korzysta
z plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Dowiedz się więcej